czwartek, 6 sierpnia 2015

Rozdział 9 : " Bo chciałem zanieść przyjaciółce kanapki"

– Liliana! Musimy pogadać! – Halt krzyknął za przyjaciółką, kiedy ta właśnie wbiegała po schodach prowadzących do dormitoriów dziewczyn.
– O co chodzi? – spytała Liliana, z obojętną miną.
– Od kiedy dostałaś ten list jesteś przygnębiona – odpowiedział Halt, a kiedy ta już miała zamiar zanegować jego słowa dodał – I nie zaprzeczaj, bo za dobrze cie znam, żeby tego nie widzieć.
– Nic mi nie jest – powiedziała dziewczyna po czym odwróciła się i odeszła, ale Halt podążył za nią.
– Gdzie byłaś?
– Chodziłam. Dasz mi wreszcie spokój? – spytała dziewczyna wywracając oczami.
– Cały dzień? – w momencie kiedy Halt wszedł na schody rozległ się ogłuszający pisk, a schody pod chłopakiem zniknęły. Halt osunął się w czarną przestrzeń. Nie spadał długo ani tez nie było to specjalnie bolesne, jedyne co sprawiało mu kłopot to jak wyjść, ponieważ nie dosięgał na tyle aby się podciągnąć. Liliana odwróciła się, by zobaczyć co wywołało straszliwy pisk, a raczej co się z nim stało.
Choć była przygnębiona nie była w stanie się nie uśmiechnąć. Słabo, ale zawsze.
– Gdyby Halcik nie skakał po schodach... – odezwała się do powstałej dziury w schodach Liliana. Halt tylko mruczał coś gniewnie pod nosem.
– To Lilianka nie mogłaby mu pomóc – pokazał jej język i wyciągnął rękę. Liliana chwyciła ją i pomogła wydostać się przyjacielowi. Kiedy chłopak bezpiecznie opuścił schody jeszcze raz zwrócił się do Liliany.
– Powiedz o co chodzi – poprosił, a uśmiech zniknął z twarzy Liliany od razu. Tym razem już nawet nic nie odpowiedziała tylko odwróciła się i odeszła do dormitorium korzystając z ochrony schodów.
– Co się stało? – za plecami Halta odezwał się Andrzej.
– Ta dziewczyna jest beznadziejnie uparta.
– Szybko to odkryłeś – uśmiechnął się Andrzej – Po... ile lat ją znałeś?
– Znam ją od początku – Halt zaakcentował słowo „Znam”.
– 13 lat to sporo.
– Też tak uważam – Halt nie do końca wiedział do czego zmierza ta rozmowa.
– Więc czemu zachowujesz się ta jakbyś nie znał jej wcale? – Andrzej odszedł w stronę wyjścia z Wieży, zostawiając Halta samego z przemyśleniami.

*

– Wiecie gdzie jest Lil? Nie widziałem jej dzisiaj w ogóle, nawet nie przyszła do nas wyszczotkować zęby – zaśmiał się przy kolacji Dobry.
– Też jej nie widziałem – powiedział Simus po pewnym czasie, kiedy już wszyscy opanowali śmiech.
– A obiadem nigdy nie gardziła – dodał bardzo poważnym tonem Dobry, zaznaczając jeszcze ręką wagę swej wypowiedzi.
– Dla jasności. Żadnym posiłkiem nie gardziła.
                I znów salwa śmiechu. Nagle do roześmianych chłopców podszedł nieznajomy Feniks.
– Szukam Visenny.
– Kogo? Z tego co wiem, to do tej szkoły, nie chodzi, żadna..
– Chodzi pewnie o Lilianę – przerwał Kubie, Halt. Wszyscy spojrzeli na niego zdziwieni – na drugie ma Visenna – wzruszył ramionami, a potem spojrzał na nieznajomego – O co chodzi? Nie widzieliśmy jej od dwóch godzin – znów Haltowi towarzyszyły zdziwione spojrzenia.
– Po porostu jej szukam. Czyli nie wiecie gdzie może być?
– Może w dormitorium dziewczyn, ale na schodach jest pułapka.
– Każdy to wie – powiedział nieznajomy jakby mówił coś oczywistego.
– Skąd ją znasz? – Halt szybko odwrócił temat, miał nadzieję, że niewiele osób zorientowało się o jego „wypadku” na schodach dziewczyn.
– Każdy ją zna – roześmiał się nieznajomy – trudno zapomnieć dziewczynę, która wystąpiła na ceremonię ze złamanym nosem, i do której podleciało kilka różdżek. Jeśli masz na myśli kiedy ją spotkałem, to dziś rano jak trenowała – powiedział, po czym dodał poważniejszym tonem – Taka przyjaciółka to skarb.
– Masz na myśli to, że w razie czego jest w stanie rozwalić całą armię wrogów? – zaśmiał się Simus.
– Nie. Mam na myśli to, że jest wyjątkowa. Znacie inna taką dziewczynę? – odpowiedział nieznajomy i odszedł.
– Myślicie, że ten chłopak mówił poważnie? – spytał Kuba – odnośnie Liliany.
                Chłopcy spojrzeli po sobie, by za chwilę utkwić wzrok w talerzach. Żaden nie wiedział co odpowiedzieć. Nigdy nie zastanawiali się nad Lil. Ona po prostu była. Simus i Dobry, podczas jazdy pociągiem podeszli do niej, żeby do nich wróciła, ale nie wiedzieli dokładnie dlaczego to zrobili. Nie chodziło o zakład, ponieważ równie dobrze tamta mogła zostać, ale oni jej nie chcieli. Chcieli podróżować z Lilianą, z którą można było normalnie pogadać o wszystkim i o niczym. Od początku roku szkolnego ta szóstka, była praktycznie jak rodzeństwo, mimo że minął dopiero tydzień oni już związali ze sobą swoje losy, choć nie zdawali sobie z tego sprawy. Nie dzisiaj, nie przy tym stole.
W końcu ciszę przerwał Halt, choć w głębi chłopców już była odpowiedź na to pytanie.
– Zdecydowanie mówił poważnie. Tylko my jesteśmy, zbyt tępi, żeby to zobaczyć – wziął kilka kanapek i wybiegł.

*

                Liliana siedziała na swoim łóżku i nie chciała nikogo widzieć, chciała zapomnieć o świecie i o tym, że istnieje. Niby nic się nie stało, ale wszystko nagle zaczęło się na siebie nakładać. Nienawiść Nagory i współlokatorek, śmierć, wszystkie dziwne rzeczy, które się dzieją wokół niej, tajemnice, które otworzył jej zapisany margines książki, to co się działo dziś i to, że powinna być gdzie indziej. Niby nic nie znaczące drobnostki przerodziły się i połączyły w coś czego nie była w stanie udźwignąć. Przez to Liliana siedziała załamana w dormitorium, na swoim łóżku, odgrodzona od świata kotarami i wytworzonym przez siebie niewidzialnym murem. Nie płakała, nie kiwała się na zmianę w przód i w tył. Tak naprawdę, gdyby ktoś ją teraz zobaczył stwierdziłby, że jest wściekła albo obrażona. W zamku była tylko jedna osoba, która mogła się domyślać, że coś się dzieje z Lilianą.
                Dziewczyna kolejny raz sięgnęła do kieszeni i wyciągnęła z niej czarno – białe zdjęcie. Przedstawiało dwoje dziewięciolatków w za dużych harcerskich mundurach wodnych, obojgu mundur sięgały do kolan, skaczących z kei do wody. Trzymające się za ręce dzieci, były szeroko uśmiechnięte. Z lewej ciemnowłosy chłopczyk, z prawej jasnowłosa, piegowata dziewczynka.
                Liliana uśmiechnęła się smutno do wspomnień. Wtedy jeszcze byli niewinnymi dziećmi, cieszyli się każdą drobnostką, a lato, słońce, woda i żagle, wystarczyły im do pełni szczęścia. Nie przejmowali się niczym. Byli krótko mówiąc beztroskimi dziećmi. Nie wiedzieli jakie piekło zamierzało zgotować im życie. Trzy dni po zrobieniu zdjęcia utonął jeden z ich najbliższych przyjaciół i instruktorów, to on uczył ich żeglować. Ratował załogę po wywróceniu łódki. Mimo że byli dziećmi, musieli zrozumieć czym jest śmierć i jaką stratę i pustkę w sercu przynosiła. Kolejny taki cios, zdarzył się dokładnie trzy lata później, kiedy zdarzył się wypadek samochodowy przy transporcie łódek po skończonym obozie. Zginął wtedy brat Halta i jeszcze trzy osoby. Uratowała się tylko jedna. W dzień kiedy się o tym dowiedzieli Liliana widziała Halta po raz ostatni. Po prostu zniknął z jej życia, co tylko bardziej ją dobiło. I nagle spotyka go w pociągu jadącym po wodzie do Szkoły Magii i Czarodziejstwa. I niby jest tak jak dawniej, a jednak inaczej.
                Liliana schowała zdjęcie i przewróciła się na drugi bok. Bardzo chciała zasnąć, uwolnić się od wszystkich myśli i problemów. Zwyczajnie pogrążyć się w krainie Morfeusza. Jednak jak to zawsze bywa, kiedy najbardziej tego potrzebujesz, sen nie nadchodzi i pozostaje tylko przekręcać się z boku na bok.          
                Nagle drzwi otworzyły się z hukiem, a stanął w nich nie kto inny jak Jola. Blondynka rzuciła Lilianie mordercze, pogardliwe spojrzenie przez kotary, po czym się odezwała.
– Jeszcze go tutaj nie ma?
– Kogo? – odezwała się Lil, znudzonym głosem.
– Halta. Jak oparzony wybiegł z Sali, jak mówili o tobie, więc myślałam, że już tu jest, szczególnie, że pytał chłopaków ze starszych roczników, czy da się przejść oknami. Ile można przechodzić? – blondynka wydawała się zupełnie nieporuszona faktem, że w Każdej chwili chłopak może spaść.
– Co?! – Liliana na te informacje zerwała się i zeskoczyła z łóżka, ponownie plącząc się w kotary, których zapomniała odsłonić. Skok nie był dobrym pomysłem, jednak w tym momencie nie liczyła się ona, tylko to, żeby Halt odzyskał rozum i nie podejmował prób samobójczych. Pośpiesznie wybiegła z dormitorium i pokonała schody przeskakując co trzy lub cztery.
Kiedy wpadła do dormitorium chłopców, nie zastała nikogo, a okno było otwarte na oścież. Dziewczyna wychyliła się i zobaczyła Halta sunącego wzdłuż zewnętrznych ścian. Krzyknęła za przyjacielem, ale ten jej nie usłyszał przez wiatr uderzający w mury. Nie myśląc, jakby nie pamiętała, że to nie przynosi dobrych skutków, wyszła z okna i zaczęła podążać za przyjacielem. Kiedy był na wyciągnięcie ręki zawołała jeszcze raz. Chłopak odwrócił głowę. Spojrzał na nią, a w jego oczach Liliana ujrzała przerażenie.
– Co tu, do cholery, robisz?
– Mogłabym cie spytać o to samo! Wiesz jaka to jest wysokość?! Głąbie?
– Gdyby wasze schody nie były takie głupie nie musiałbym tego robić!
– Gdybyś ty nie był taki głupi nie musiałabym tego robić!
                Krzyczeli na siebie coraz głośniej, ale nie z powodu wiatru.
                Nagle okno pomiędzy nimi się otworzyło i wyjrzał z niego Brus Khan.
– Cholera – wyjątkowo zgodnie mruknęli przyjaciele.
                Nauczyciel zmierzył ich wzrokiem, a za chwile kazał wchodzić do środka. Khan spojrzał najpierw na Lilianę, później na Halta.
– Czyście poszaleli? Wiecie jaka to jest wysokość? Pomyślcie co by było gdybyście spadli? Słucham, czemu to zrobiliście? Jeszcze kłóciliście się czekając, aż przemarznięte dłonie mimowolnie puszczą się muru – opiekun domu Feniksa był zły, chociaż nie, on był wściekły. Przenosił spojrzenie z Liliany na Halta i odwrotnie, podczas gdy ci milczeli, ze wzrokiem wbitym w podłogę – słucham – powtórzył Khan.
– Bo chciałem zanieść przyjaciółce kanapki – bąknął Halt nie podnosząc wzroku.
– Chciałeś zanieść kanapki. Jak rycersko, tylko czemu po drodze zwiedzałeś zewnętrzną stronę zamku, skoro Liliana była tuz za tobą?
– Ja... Nie wiedziałem, a była w dormitorium dziewczyn, no i schody – kolejna nieskładna odpowiedź popłynęła z ust Halta.
                W tym momencie nauczyciel roześmiał się. Na twarzy opiekuna tkwił uśmiech. Tego się nie spodziewali. Jednak w następnej chwili oblicze nauczyciela znów zpoważniało.
– Dobrze, że nic wam się nie stało. To było głupie, wręcz idiotyczne.
– Mówiłam mu to – wtrąciła Liliana.
– W momencie, kiedy sama ledwo trzymałaś się muru. Oboje nie pomyśleliście. I oboje was spotka kara. Zgłosicie się do mnie jutro o 0800. Do zobaczenia – powiedział Khan i już miał wychodzić, kiedy przypomniał sobie o trzeciej osobie w pokoju – odnośnie tego co mi mówiłeś i tego co mi mówił Sobaczyński. To się zastanowię, ale wydaje mi się, że raczej tak – dodał i wyszedł.
                Dopiero teraz Liliana rozejrzała się wokół, były tu takie same łóżka jak w innych dormitoriach, właściwie to całe pomieszczenie nie różniło się od innych dormitoriów. Skierowała wzrok na chłopaka do którego mówił Khan i rozpoznała go.
– Hej – powiedziała, a chłopak tylko pokręcił głową.
– Co wam strzeliło do głowy? – zapytał z niedowierzaniem – ty – wskazał na Halta – zanim zaczniesz chodzić po oknach, upewnij się, ze nie ma innej drogi do dormitoriów dziewczyn. Częsciowo cię rozumiem, ale to i tak było głupie. A ty, Vis. Od początku byłem pewny, że nie istniejesz – uśmiechnął się.
– Zapomniałeś, że to by oznaczało, że mówisz sam do siebie i twoja reputacja by ucierpiała – odwzajemniła uśmiech Liliana.
– No tak, moja cenna reputacja – zaśmiał się delikatnie, ale potem znów spoważniał – Naprawdę mogło się coś stać...
– Ale nic się nie stało i to jest ważne – przerwała chłopakowi Liliana i skierowała się w stronę drzwi wraz z Haltem. Nie mogli zobaczyć jak chłopak uśmiecha się pod nosem ani nie mogli usłyszeć jego myśli „że też musieli zacząć się kłócić akurat pod tym oknem”.
– To teraz możesz mi wyjaśnić po jaką cholerę, wychodziłeś przez to okno?! – wykrzyknęła Liliana, kiedy już byli na korytarzu.
– Już mówiłem Khanowi, chciałem ci zanieść kanapki. Nie było cię na kolacji. Tylko nie miałem pojęcia, że pójdziesz za mną. Jak się dowiedziałaś?
– Zanieść kanapki? Naprawdę – mimo woli uśmiechnęła się – w końcu nie mogłam pozwolić ci zginąć samemu. Co ja bym zrobiła bez worka treningowego? – zapytała udając zrozpaczony ton, na tyle dobrze, że chłopak, który właśnie wychodził z dormitorium drugiego roku spojrzał się na nią z niepokojem. Liliana i Halt wybuchnęli śmiechem.
                W dormitorium chłopców siedzieli już Simus i Dobry.
– Słyszeliśmy, że chcieliście popełnić samobójstwo z miłości – roześmiał się Dobry.
– Ja tylko chciałem przynieść kanapki – rozłożył bezradnie ręce Halt, po czym dodał – nie moja wina, że każda może za mną skoczyć z Wieży.
                Obecni w dormitorium roześmiali się, zdecydowanie nie mogli sobie wyobrazić jak Liliana skacze z Wieży, mówiąc, że to za miłość, która pozostanie na zawsze niespełniona.
– Właśnie, skoro już tak bardzo chciałeś mi je zanieść z narażeniem życia, to chętnie je dostanę.
– Z tym, że zostały tylko dwie – wymruczał pod nosem Halt cicho.
– Dwie? Z?
                Ciemnowłosy spuścił wzrok.
– Dwie zjadłem po drodze do Wieży... – zaczął odliczać Halt.
– Stary! Jak jadłeś biegnąc? – wtrącił Simus.
 – Żeby dodać sobie siły podczas biegu – dokończył Halt i zaczął odliczać kolejne kanapki, które zostały przez niego pochłonięte – jedną za przejściem i jedną, żeby dodać sobie odwagi przed wyjściem przez okno.
– Ty wstrętny, mały... – Liliana ruszyła sprężystym krokiem w stronę Halta. I przy każdym słowie uderzała go w brzuch.
– Ej! Tylko nie mały!
– Żarłaczu pospolity!
– Czemu pospolity?
– „Na dodanie odwagi!” A ja wyszłam z tego okna bez wahania, zeskoczyłam z tego cholernego łóżka. Tylko po to, żeby dowiedzieć się, że chciałeś mi przynieść kanapki, ale wszystkie zjadłeś po drodze?! Mogłam jednak urzeczywistnić plan, żeby cię zrzucić wtedy z Wieży.
– Chciałaś mnie stąd zrzucić?! – wykrzyknął przerażony i obolały już Halt od ciągłych uderzeń dziewczyny.
– Przeszło mi to przez myśl, a nawet poważnie to rozważałam. Gdybym wiedziała, że wszystkie kanapki, które miałeś mi przynieść zjadłeś po drodze nie wahałabym się ani chwili.
– Nie wszystkie! Ale jeśli nie chcesz, to cóż... – Halt już otwierał usta, żeby ugryźć pierwszy kęs.
– Dawaj je! – mruknęła gniewnie Liliana, wyrywając mu kanapkę z ręki.
– Ale podzielisz się?
– Na pewno nie z tobą! – i mówiąc to podała kanapkę Simusowi, a ten podał reszcie, podczas gdy Halt patrzył na zataczającą krąg kanapkę maślanym wzrokiem.
                Już nikt nie mógł powstrzymać się od śmiechu. Tarzali się po podłodze, nie mogąc przestać się śmiać.
Problemy Liliany znów zostały zamknięte w szufladce, dzięki przyjaciołom. Mimo nadal obrażonej miny, w głębi Lilia skakała ze szczęścia, że dla tych dwóch kanapek Halt był w stanie zrobić coś takiego. Teraz już nie miała tej wątpliwości w sercu, że to jest inny Halt. Po prostu był i to dawało jej szczęście.
– To teraz powiesz mi o co chodziło z tym listem? – spytał z nadzieją Halt.
– Jak długo mnie znasz? – odpowiedziała Liliana unosząc jedna brew.
– Uparciuch.
– Jak zawsze. Jeszcze się nie nauczyłeś? – na te słowa Halt tylko wystawił dziecinnie język.
– To co teraz? Mamy jeszcze całe cztery godziny soboty – odezwał się Simus.
– Kart? – spytała Liliana, choć doskonale było wiadomo, że to nie jest pytanie.
– Brydż? – odpowiedział Halt.
             Już zostało ustalone, nie ważne czy Simus i Korin znają zasady. Nie znali, więc pierwsze 20 minut zajęło Lilianie i Haltowi na tłumaczeniu reguł. Potem nie pograli za długo, ponieważ po pierwszej kolejce przyszli bliźniacy. Zasady „mako” znali wszyscy. Jeszcze o 1. w nocy, gdyby ktoś przyłożył ucho do drzwi dormitorium chłopców pierwszego roku, mógłby usłyszeć wykłócanie się i oskarżenia o kantowanie, a zaraz potem wesoły śmiech, grupki magicznych trzynastolatków.
______________
Kolejny rozdział wakacyjny, tak jak obiecałam ukazał się w tym tygodniu. Nie jestem pewna czy w przyszłym tygodniu dam radę coś wstawić, ale w sierpniu na pewno ukaże się jeszcze sześć rozdziałów.
Nie wiem jak wam, ale mnie wyjątkowo podoba się ten rozdział.
I na razie nie dowiecie się co/kogo zobaczyła Liliana za rozstępująca się ścianą :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz