– Liliana! Musimy pogadać! – Halt krzyknął za przyjaciółką,
kiedy ta właśnie wbiegała po schodach prowadzących do dormitoriów dziewczyn.
– O co chodzi? – spytała Liliana, z obojętną miną.
– Od kiedy dostałaś ten list jesteś przygnębiona –
odpowiedział Halt, a kiedy ta już miała zamiar zanegować jego słowa dodał – I
nie zaprzeczaj, bo za dobrze cie znam, żeby tego nie widzieć.
– Nic mi nie jest – powiedziała dziewczyna po czym odwróciła
się i odeszła, ale Halt podążył za nią.
– Gdzie byłaś?
– Chodziłam. Dasz mi wreszcie spokój? – spytała dziewczyna
wywracając oczami.
– Cały dzień? – w momencie kiedy Halt wszedł na schody
rozległ się ogłuszający pisk, a schody pod chłopakiem zniknęły. Halt osunął się
w czarną przestrzeń. Nie spadał długo ani tez nie było to specjalnie bolesne,
jedyne co sprawiało mu kłopot to jak wyjść, ponieważ nie dosięgał na tyle aby
się podciągnąć. Liliana odwróciła się, by zobaczyć co wywołało straszliwy pisk,
a raczej co się z nim stało.
Choć była przygnębiona nie była w stanie się nie uśmiechnąć.
Słabo, ale zawsze.
– Gdyby Halcik nie skakał po schodach... – odezwała się do
powstałej dziury w schodach Liliana. Halt tylko mruczał coś gniewnie pod nosem.
– To Lilianka nie mogłaby mu pomóc – pokazał jej język i
wyciągnął rękę. Liliana chwyciła ją i pomogła wydostać się przyjacielowi. Kiedy
chłopak bezpiecznie opuścił schody jeszcze raz zwrócił się do Liliany.
– Powiedz o co chodzi – poprosił, a uśmiech zniknął z twarzy
Liliany od razu. Tym razem już nawet nic nie odpowiedziała tylko odwróciła się
i odeszła do dormitorium korzystając z ochrony schodów.
– Co się stało? – za plecami Halta odezwał się Andrzej.
– Ta dziewczyna jest beznadziejnie uparta.
– Szybko to odkryłeś – uśmiechnął się Andrzej – Po... ile
lat ją znałeś?
– Znam ją od początku – Halt zaakcentował słowo „Znam”.
– 13 lat to sporo.
– Też tak uważam – Halt nie do końca wiedział do czego
zmierza ta rozmowa.
– Więc czemu zachowujesz się ta jakbyś nie znał jej wcale? –
Andrzej odszedł w stronę wyjścia z Wieży, zostawiając Halta samego z
przemyśleniami.
*
– Wiecie gdzie jest Lil?
Nie widziałem jej dzisiaj w ogóle, nawet nie przyszła do nas wyszczotkować zęby
– zaśmiał się przy kolacji Dobry.
– Też jej nie widziałem –
powiedział Simus po pewnym czasie, kiedy już wszyscy opanowali śmiech.
– A obiadem nigdy nie
gardziła – dodał bardzo poważnym tonem Dobry, zaznaczając jeszcze ręką wagę
swej wypowiedzi.
– Dla jasności. Żadnym
posiłkiem nie gardziła.
I znów salwa śmiechu. Nagle do roześmianych chłopców
podszedł nieznajomy Feniks.
– Szukam Visenny.
– Kogo? Z tego co wiem,
to do tej szkoły, nie chodzi, żadna..
– Chodzi pewnie o Lilianę
– przerwał Kubie, Halt. Wszyscy spojrzeli na niego zdziwieni – na drugie ma
Visenna – wzruszył ramionami, a potem spojrzał na nieznajomego – O co chodzi?
Nie widzieliśmy jej od dwóch godzin – znów Haltowi towarzyszyły zdziwione
spojrzenia.
– Po porostu jej szukam.
Czyli nie wiecie gdzie może być?
– Może w dormitorium
dziewczyn, ale na schodach jest pułapka.
– Każdy to wie –
powiedział nieznajomy jakby mówił coś oczywistego.
– Skąd ją znasz? – Halt
szybko odwrócił temat, miał nadzieję, że niewiele osób zorientowało się o jego
„wypadku” na schodach dziewczyn.
– Każdy ją zna –
roześmiał się nieznajomy – trudno zapomnieć dziewczynę, która wystąpiła na
ceremonię ze złamanym nosem, i do której podleciało kilka różdżek. Jeśli masz
na myśli kiedy ją spotkałem, to dziś rano jak trenowała – powiedział, po czym
dodał poważniejszym tonem – Taka przyjaciółka to skarb.
– Masz na myśli to, że w
razie czego jest w stanie rozwalić całą armię wrogów? – zaśmiał się Simus.
– Nie. Mam na myśli to,
że jest wyjątkowa. Znacie inna taką dziewczynę? – odpowiedział nieznajomy i
odszedł.
– Myślicie, że ten
chłopak mówił poważnie? – spytał Kuba – odnośnie Liliany.
Chłopcy spojrzeli po sobie, by za chwilę utkwić wzrok
w talerzach. Żaden nie wiedział co odpowiedzieć. Nigdy nie zastanawiali się nad
Lil. Ona po prostu była. Simus i Dobry, podczas jazdy pociągiem podeszli do
niej, żeby do nich wróciła, ale nie wiedzieli dokładnie dlaczego to zrobili.
Nie chodziło o zakład, ponieważ równie dobrze tamta mogła zostać, ale oni jej
nie chcieli. Chcieli podróżować z Lilianą, z którą można było normalnie pogadać
o wszystkim i o niczym. Od początku roku szkolnego ta szóstka, była praktycznie
jak rodzeństwo, mimo że minął dopiero tydzień oni już związali ze sobą swoje
losy, choć nie zdawali sobie z tego sprawy. Nie dzisiaj, nie przy tym stole.
W końcu ciszę przerwał
Halt, choć w głębi chłopców już była odpowiedź na to pytanie.
– Zdecydowanie mówił
poważnie. Tylko my jesteśmy, zbyt tępi, żeby to zobaczyć – wziął kilka kanapek
i wybiegł.
*
Liliana siedziała na swoim łóżku i nie chciała nikogo
widzieć, chciała zapomnieć o świecie i o tym, że istnieje. Niby nic się nie
stało, ale wszystko nagle zaczęło się na siebie nakładać. Nienawiść Nagory i
współlokatorek, śmierć, wszystkie dziwne rzeczy, które się dzieją wokół niej,
tajemnice, które otworzył jej zapisany margines książki, to co się działo dziś
i to, że powinna być gdzie indziej. Niby nic nie znaczące drobnostki
przerodziły się i połączyły w coś czego nie była w stanie udźwignąć. Przez to
Liliana siedziała załamana w dormitorium, na swoim łóżku, odgrodzona od świata
kotarami i wytworzonym przez siebie niewidzialnym murem. Nie płakała, nie
kiwała się na zmianę w przód i w tył. Tak naprawdę, gdyby ktoś ją teraz
zobaczył stwierdziłby, że jest wściekła albo obrażona. W zamku była tylko jedna
osoba, która mogła się domyślać, że coś się dzieje z Lilianą.
Dziewczyna kolejny raz sięgnęła do kieszeni i
wyciągnęła z niej czarno – białe zdjęcie. Przedstawiało dwoje dziewięciolatków
w za dużych harcerskich mundurach wodnych, obojgu mundur sięgały do kolan,
skaczących z kei do wody. Trzymające się za ręce dzieci, były szeroko
uśmiechnięte. Z lewej ciemnowłosy chłopczyk, z prawej jasnowłosa, piegowata
dziewczynka.
Liliana uśmiechnęła się smutno do wspomnień. Wtedy
jeszcze byli niewinnymi dziećmi, cieszyli się każdą drobnostką, a lato, słońce,
woda i żagle, wystarczyły im do pełni szczęścia. Nie przejmowali się niczym. Byli
krótko mówiąc beztroskimi dziećmi. Nie wiedzieli jakie piekło zamierzało
zgotować im życie. Trzy dni po zrobieniu zdjęcia utonął jeden z ich
najbliższych przyjaciół i instruktorów, to on uczył ich żeglować. Ratował
załogę po wywróceniu łódki. Mimo że byli dziećmi, musieli zrozumieć czym jest
śmierć i jaką stratę i pustkę w sercu przynosiła. Kolejny taki cios, zdarzył
się dokładnie trzy lata później, kiedy zdarzył się wypadek samochodowy przy
transporcie łódek po skończonym obozie. Zginął wtedy brat Halta i jeszcze trzy
osoby. Uratowała się tylko jedna. W dzień kiedy się o tym dowiedzieli Liliana
widziała Halta po raz ostatni. Po prostu zniknął z jej życia, co tylko bardziej
ją dobiło. I nagle spotyka go w pociągu jadącym po wodzie do Szkoły Magii i
Czarodziejstwa. I niby jest tak jak dawniej, a jednak inaczej.
Liliana schowała zdjęcie i przewróciła się na drugi
bok. Bardzo chciała zasnąć, uwolnić się od wszystkich myśli i problemów.
Zwyczajnie pogrążyć się w krainie Morfeusza. Jednak jak to zawsze bywa, kiedy
najbardziej tego potrzebujesz, sen nie nadchodzi i pozostaje tylko przekręcać
się z boku na bok.
Nagle drzwi otworzyły się z hukiem, a stanął w nich
nie kto inny jak Jola. Blondynka rzuciła Lilianie mordercze, pogardliwe
spojrzenie przez kotary, po czym się odezwała.
– Jeszcze go tutaj nie
ma?
– Kogo? – odezwała się
Lil, znudzonym głosem.
– Halta. Jak oparzony
wybiegł z Sali, jak mówili o tobie, więc myślałam, że już tu jest, szczególnie,
że pytał chłopaków ze starszych roczników, czy da się przejść oknami. Ile można
przechodzić? – blondynka wydawała się zupełnie nieporuszona faktem, że w Każdej
chwili chłopak może spaść.
– Co?! – Liliana na te
informacje zerwała się i zeskoczyła z łóżka, ponownie plącząc się w kotary,
których zapomniała odsłonić. Skok nie był dobrym pomysłem, jednak w tym
momencie nie liczyła się ona, tylko to, żeby Halt odzyskał rozum i nie
podejmował prób samobójczych. Pośpiesznie wybiegła z dormitorium i pokonała
schody przeskakując co trzy lub cztery.
Kiedy
wpadła do dormitorium chłopców, nie zastała nikogo, a okno było otwarte na
oścież. Dziewczyna wychyliła się i zobaczyła Halta sunącego wzdłuż zewnętrznych
ścian. Krzyknęła za przyjacielem, ale ten jej nie usłyszał przez wiatr
uderzający w mury. Nie myśląc, jakby nie pamiętała, że to nie przynosi dobrych
skutków, wyszła z okna i zaczęła podążać za przyjacielem. Kiedy był na
wyciągnięcie ręki zawołała jeszcze raz. Chłopak odwrócił głowę. Spojrzał na
nią, a w jego oczach Liliana ujrzała przerażenie.
– Co tu, do cholery,
robisz?
– Mogłabym cie spytać o
to samo! Wiesz jaka to jest wysokość?! Głąbie?
– Gdyby wasze schody nie
były takie głupie nie musiałbym tego robić!
– Gdybyś ty nie był taki
głupi nie musiałabym tego robić!
Krzyczeli na siebie coraz głośniej, ale nie z powodu
wiatru.
Nagle okno pomiędzy nimi się otworzyło i wyjrzał z
niego Brus Khan.
– Cholera – wyjątkowo
zgodnie mruknęli przyjaciele.
Nauczyciel zmierzył ich wzrokiem, a za chwile kazał
wchodzić do środka. Khan spojrzał najpierw na Lilianę, później na Halta.
– Czyście poszaleli?
Wiecie jaka to jest wysokość? Pomyślcie co by było gdybyście spadli? Słucham,
czemu to zrobiliście? Jeszcze kłóciliście się czekając, aż przemarznięte dłonie
mimowolnie puszczą się muru – opiekun domu Feniksa był zły, chociaż nie, on był
wściekły. Przenosił spojrzenie z Liliany na Halta i odwrotnie, podczas gdy ci
milczeli, ze wzrokiem wbitym w podłogę – słucham – powtórzył Khan.
– Bo chciałem zanieść
przyjaciółce kanapki – bąknął Halt nie podnosząc wzroku.
– Chciałeś zanieść
kanapki. Jak rycersko, tylko czemu po drodze zwiedzałeś zewnętrzną stronę
zamku, skoro Liliana była tuz za tobą?
– Ja... Nie wiedziałem, a
była w dormitorium dziewczyn, no i schody – kolejna nieskładna odpowiedź
popłynęła z ust Halta.
W tym momencie nauczyciel roześmiał się. Na twarzy
opiekuna tkwił uśmiech. Tego się nie spodziewali. Jednak w następnej chwili
oblicze nauczyciela znów zpoważniało.
– Dobrze, że nic wam się
nie stało. To było głupie, wręcz idiotyczne.
– Mówiłam mu to –
wtrąciła Liliana.
– W momencie, kiedy sama
ledwo trzymałaś się muru. Oboje nie pomyśleliście. I oboje was spotka kara.
Zgłosicie się do mnie jutro o 0800. Do zobaczenia – powiedział Khan
i już miał wychodzić, kiedy przypomniał sobie o trzeciej osobie w pokoju – odnośnie
tego co mi mówiłeś i tego co mi mówił Sobaczyński. To się zastanowię, ale
wydaje mi się, że raczej tak – dodał i wyszedł.
Dopiero teraz Liliana rozejrzała się wokół, były tu
takie same łóżka jak w innych dormitoriach, właściwie to całe pomieszczenie nie
różniło się od innych dormitoriów. Skierowała wzrok na chłopaka do którego
mówił Khan i rozpoznała go.
– Hej – powiedziała, a
chłopak tylko pokręcił głową.
– Co wam strzeliło do
głowy? – zapytał z niedowierzaniem – ty – wskazał na Halta – zanim zaczniesz
chodzić po oknach, upewnij się, ze nie ma innej drogi do dormitoriów dziewczyn.
Częsciowo cię rozumiem, ale to i tak było głupie. A ty, Vis. Od początku byłem pewny,
że nie istniejesz – uśmiechnął się.
– Zapomniałeś, że to by
oznaczało, że mówisz sam do siebie i twoja reputacja by ucierpiała –
odwzajemniła uśmiech Liliana.
– No tak, moja cenna
reputacja – zaśmiał się delikatnie, ale potem znów spoważniał – Naprawdę mogło
się coś stać...
– Ale nic się nie stało i
to jest ważne – przerwała chłopakowi Liliana i skierowała się w stronę drzwi
wraz z Haltem. Nie mogli zobaczyć jak chłopak uśmiecha się pod nosem ani nie
mogli usłyszeć jego myśli „że też musieli zacząć się kłócić akurat pod tym
oknem”.
– To teraz możesz mi wyjaśnić
po jaką cholerę, wychodziłeś przez to okno?! – wykrzyknęła Liliana, kiedy już byli
na korytarzu.
– Już mówiłem Khanowi,
chciałem ci zanieść kanapki. Nie było cię na kolacji. Tylko nie miałem pojęcia,
że pójdziesz za mną. Jak się dowiedziałaś?
– Zanieść kanapki?
Naprawdę – mimo woli uśmiechnęła się – w końcu nie mogłam pozwolić ci zginąć
samemu. Co ja bym zrobiła bez worka treningowego? – zapytała udając zrozpaczony
ton, na tyle dobrze, że chłopak, który właśnie wychodził z dormitorium drugiego
roku spojrzał się na nią z niepokojem. Liliana i Halt wybuchnęli śmiechem.
W dormitorium chłopców siedzieli już Simus i Dobry.
– Słyszeliśmy, że
chcieliście popełnić samobójstwo z miłości – roześmiał się Dobry.
– Ja tylko chciałem przynieść
kanapki – rozłożył bezradnie ręce Halt, po czym dodał – nie moja wina, że każda
może za mną skoczyć z Wieży.
Obecni w dormitorium roześmiali się, zdecydowanie nie
mogli sobie wyobrazić jak Liliana skacze z Wieży, mówiąc, że to za miłość,
która pozostanie na zawsze niespełniona.
– Właśnie, skoro już tak
bardzo chciałeś mi je zanieść z narażeniem życia, to chętnie je dostanę.
– Z tym, że zostały tylko
dwie – wymruczał pod nosem Halt cicho.
– Dwie? Z?
Ciemnowłosy spuścił wzrok.
– Dwie zjadłem po drodze
do Wieży... – zaczął odliczać Halt.
– Stary! Jak jadłeś
biegnąc? – wtrącił Simus.
– Żeby dodać sobie siły podczas biegu –
dokończył Halt i zaczął odliczać kolejne kanapki, które zostały przez niego pochłonięte
– jedną za przejściem i jedną, żeby dodać sobie odwagi przed wyjściem przez
okno.
– Ty wstrętny, mały... –
Liliana ruszyła sprężystym krokiem w stronę Halta. I przy każdym słowie
uderzała go w brzuch.
– Ej! Tylko nie mały!
– Żarłaczu pospolity!
– Czemu pospolity?
– „Na dodanie odwagi!” A
ja wyszłam z tego okna bez wahania, zeskoczyłam z tego cholernego łóżka. Tylko
po to, żeby dowiedzieć się, że chciałeś mi przynieść kanapki, ale wszystkie
zjadłeś po drodze?! Mogłam jednak urzeczywistnić plan, żeby cię zrzucić wtedy z
Wieży.
– Chciałaś mnie stąd
zrzucić?! – wykrzyknął przerażony i obolały już Halt od ciągłych uderzeń
dziewczyny.
– Przeszło mi to przez
myśl, a nawet poważnie to rozważałam. Gdybym wiedziała, że wszystkie kanapki, które
miałeś mi przynieść zjadłeś po drodze nie wahałabym się ani chwili.
– Nie wszystkie! Ale
jeśli nie chcesz, to cóż... – Halt już otwierał usta, żeby ugryźć pierwszy kęs.
– Dawaj je! – mruknęła gniewnie
Liliana, wyrywając mu kanapkę z ręki.
– Ale podzielisz się?
– Na pewno nie z tobą! –
i mówiąc to podała kanapkę Simusowi, a ten podał reszcie, podczas gdy Halt
patrzył na zataczającą krąg kanapkę maślanym wzrokiem.
Już nikt nie mógł powstrzymać się od śmiechu. Tarzali
się po podłodze, nie mogąc przestać się śmiać.
Problemy Liliany znów
zostały zamknięte w szufladce, dzięki przyjaciołom. Mimo nadal obrażonej miny,
w głębi Lilia skakała ze szczęścia, że dla tych dwóch kanapek Halt był w stanie
zrobić coś takiego. Teraz już nie miała tej wątpliwości w sercu, że to jest
inny Halt. Po prostu był i to dawało jej szczęście.
– To teraz powiesz mi o
co chodziło z tym listem? – spytał z nadzieją Halt.
– Jak długo mnie znasz? –
odpowiedziała Liliana unosząc jedna brew.
– Uparciuch.
– Jak zawsze. Jeszcze się
nie nauczyłeś? – na te słowa Halt tylko wystawił dziecinnie język.
– To co teraz? Mamy jeszcze
całe cztery godziny soboty – odezwał się Simus.
– Kart? – spytała Liliana,
choć doskonale było wiadomo, że to nie jest pytanie.
– Brydż? – odpowiedział Halt.
Już zostało ustalone, nie ważne czy Simus i Korin znają zasady. Nie znali, więc pierwsze 20 minut zajęło Lilianie i Haltowi na tłumaczeniu reguł. Potem nie pograli za długo, ponieważ po pierwszej kolejce przyszli bliźniacy. Zasady „mako” znali wszyscy. Jeszcze o 1. w nocy, gdyby ktoś przyłożył ucho do drzwi dormitorium chłopców pierwszego roku, mógłby usłyszeć wykłócanie się i oskarżenia o kantowanie, a zaraz potem wesoły śmiech, grupki magicznych trzynastolatków.
______________
Kolejny rozdział wakacyjny, tak jak obiecałam ukazał się w tym tygodniu. Nie jestem pewna czy w przyszłym tygodniu dam radę coś wstawić, ale w sierpniu na pewno ukaże się jeszcze sześć rozdziałów.
Nie wiem jak wam, ale mnie wyjątkowo podoba się ten rozdział.
I na razie nie dowiecie się co/kogo zobaczyła Liliana za rozstępująca się ścianą :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz