– Proszę pana, bardzo proszę.
– Nie. Nie mogę na to pozwolić.
– Czemu?
– Ponieważ może to być niebezpieczne. Przecież jeszcze
niedawno zostałaś zaatakowana. Poza tym jest to niezgodne z regulaminem
– Bardzo proszę. Nic się nie stanie.
– Nie. To jest moje ostatnie słowo i proszę więcej nie
przychodzić do mnie z tą sprawą. Do widzenia.
Liliana
znów wylądowała za drzwiami gabinetu dyrektora z kwaśną miną, spowodowaną
odmową. Od tygodnia codziennie przychodziła do niego w tej samej sprawie –
udzielenia jej pozwolenia na wyjazd na Wszystkich Świętych, ale odpowiedź
zawsze brzmiała „nie”.
Skierowała
kroki w stronę Wieży Feniksa. Kiedy była już na schodach usłyszała, że ktoś gra
na gitarze, a raczej stara się grać, ale w rzeczywistości tylko krzywdzi
instrument. Jej niepokój narastał tym bardziej, że odgłos najwyraźniej
dochodził z jej dormitorium.
Otworzyła
drzwi i zobaczyła Jolę, która jeździła, bo nie można było tego nazwać inaczej,
ręką po strunach, udając jakiegoś sławnego muzyka, a jej towarzyszki
przyklaskiwały „do rytmu”.
Coś się
nie zgadzało, oczywiście oprócz tego co się stało z psychiką i słuchem Joli i
jej dwóch przyjaciółek. Przecież blondynka nie ma gitary, resztę jej
współlokatorek nie ma gitary, a instrument, który obecnie przebywał w rekach
Joli był uderzający podobny do własności Liliany, z tą różnicą, że ten był
cały.
Liliana
zatrzasnęła drzwi, żeby zwrócić na siebie uwagę roześmianej trójki. Efekt był
natychmiastowy. Jola z zaskoczenia upuściła gitarę, a od kamiennych ścian odbił
się charakterystyczny dźwięk, na który Liliana skrzywiła się. Nienawidziła
kiedy ktoś nie szanował rzeczy, a zwłaszcza tak delikatnych i wypełnionych,
według Liliany, duszą jak gitara. Krótko mówiąc instrument ten był dla niej
świętością.
– Czyja to gitara? – spytała Liliana, nie nadając głosu,
żadnych emocji.
– Dormitorium – odparła opryskliwie Jola, choć Liliana na
ogół była spokojna, dziś miała kiepski dzień i nie miała ochoty starać się być
miłą dla blondynki. Właściwie to nawet chciała komuś dogryźć, wyładować się.
– Nie wiedziałam, że dormitorium potrafi grać. Choć pewnie i
tak robi to lepiej od ciebie. I pewnie z mniejszą szkodą dla gitary i słuchu
innych – odcięła się Liliana, podnosząc instrument z ziemi. Co dziwne nie miał
ani rysy. Dziewczyna obróciła gitarę w dłoniach i upewniła się tylko, że to
jest jej instrument. Z tyłu wzdłuż gryfu miała napis „ pawan sangit mera gaaid
hai*” w tłumaczeniu „muzyka wiatru wskazuje mi drogę” w alfabecie dewanagari.
– Nikt nie nauczył cię, żeby trzymać łapy przy sobie?
– Tak jak ciebie się ubierać – Jola widocznie myślała, że
taka obelga bardzo dotknie Lilianę, jednak zawiodła się. Każdy kto znał Lilianę
choć trochę wiedział, że nie dbała o to jak wygląda, dopóki była czysta i miała
się w co ubrać.
– Znam zasady kultury, to mi wystarczy.
– Uważaj na słowa. Możesz pożałować tego co powiedziałaś.
– Grożenie mi słabo ci wychodzi.
– To było przy gitarze – rzuciła kawałek pergaminu na podłogę
– Same brednie, nie wiem co on w tobie widzi.
– Kto?
– Jeden i drugi – powiedziała Jola dumnie i wyszła z
dormitorium wraz ze swoja świtą.
Liliana
delikatnie oparła gitarę o łóżko i wzięła do reki pergamin. Nie był podpisany,
ale doskonale wiedziała od kogo on jest. Nikt w zamku oprócz jednej osoby nie
nazywał jej Visenną.
„Powinnaś zdecydowanie
dać nauczkę pociągowi...I żebyś więcej nie martwiła się czy ktoś uratuje twój
skarb, jest pokryta zaklęciami, które uodporniły ją. Jest praktycznie
niezniszczalna... Żebyś nie wystąpiła, więcej ze złamanym nosem...” Liliana
uśmiechnęła się pod nosem. List schowała na półkę przy swoim łóżku. Usiadła na
kamiennej podłodze i zaczęła grać. Tak bardzo jej tego brakowało.
*
– Czy wy też słyszycie to
co ja? – spytał Halt.
– Chodzi ci o to rzępolenie?
– odpowiedział pytaniem na pytanie Kuba.
– Teraz już nie jest tak
źle. Widocznie stroiła gitarę – powiedział Andrzej.
– Myślisz, że to Liliana?
– zapytał Dobry.
– Ale przecież gitara
Liliany jest w rozsypce – zauważył Simus.
– Nikt inny nie wziął ze
sobą gitary – spostrzegł Halt.
– Idzie jej coraz lepiej.
– W sumie.
– Może by tak do niej
wpaść? – zaproponował Halt.
– Schody nas nie
wpuszczą..
– A nie mamy zamiaru
przechodzić zewnętrzną stroną zamku..
– Jak TY.
– Możemy wejść po
poręczy, na to nie reagują.
– Specjalista się
znalazł, a kogo to tak odwiedzałeś?
– Chodźmy – Halt zignorował
zaczepkę.
*
Liliana przestała grać, kiedy usłyszała pukanie, a
raczej łomotanie do drzwi. Już się podnosiła, żeby otworzyć, ale było to
zbędne, ponieważ niecierpliwi goście, sami sobie otworzyli.
– Co wy, do cholery, tu
robicie?! – takie słowa Liliany przywitały chłopców. Oni natomiast tylko się
wyszczerzyli.
– Graj, maestro! –
zawołali jednocześnie. Liliana pokręciła głową, uśmiechnęła się i zaczęła taniec
palców na strunach. Melodia była coraz szybsza.
Chłopcy tańczyli wokół niej i klaskali do rytmu,
udając piękne damy, tracące dla grajka głowę.
_____________
* Nie jestem pewna, czy dobrze ułożyłam, ponieważ mój hindi jest jeszcze trochę kulawy i właściwie to dokładne tłumaczenie to "muzyka wiatru jest moim przewodnikiem", ale znaczenie to samo, a bardziej poetyckie :)
Dewanagari to pismo, którym zapisuje się właśnie język hindi.
Ostatni rozdział wakacyjny. Już koniec laby, wracamy do szkoły.. niestety, a może i stety?
W każdym razie, rozdział, króciutki, leciutki, taki ot zwyczajny dla odprężenia :D
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz