poniedziałek, 31 sierpnia 2015

Rozdział 15 : "Muzyka wiatru wskazuje mi drogę"

– Proszę pana, bardzo proszę.
– Nie. Nie mogę na to pozwolić.
– Czemu?
– Ponieważ może to być niebezpieczne. Przecież jeszcze niedawno zostałaś zaatakowana. Poza tym jest to niezgodne z regulaminem
– Bardzo proszę. Nic się nie stanie.
– Nie. To jest moje ostatnie słowo i proszę więcej nie przychodzić do mnie z tą sprawą. Do widzenia.
                Liliana znów wylądowała za drzwiami gabinetu dyrektora z kwaśną miną, spowodowaną odmową. Od tygodnia codziennie przychodziła do niego w tej samej sprawie – udzielenia jej pozwolenia na wyjazd na Wszystkich Świętych, ale odpowiedź zawsze brzmiała „nie”.
                Skierowała kroki w stronę Wieży Feniksa. Kiedy była już na schodach usłyszała, że ktoś gra na gitarze, a raczej stara się grać, ale w rzeczywistości tylko krzywdzi instrument. Jej niepokój narastał tym bardziej, że odgłos najwyraźniej dochodził z jej dormitorium.
                Otworzyła drzwi i zobaczyła Jolę, która jeździła, bo nie można było tego nazwać inaczej, ręką po strunach, udając jakiegoś sławnego muzyka, a jej towarzyszki przyklaskiwały „do rytmu”.
                Coś się nie zgadzało, oczywiście oprócz tego co się stało z psychiką i słuchem Joli i jej dwóch przyjaciółek. Przecież blondynka nie ma gitary, resztę jej współlokatorek nie ma gitary, a instrument, który obecnie przebywał w rekach Joli był uderzający podobny do własności Liliany, z tą różnicą, że ten był cały.
                Liliana zatrzasnęła drzwi, żeby zwrócić na siebie uwagę roześmianej trójki. Efekt był natychmiastowy. Jola z zaskoczenia upuściła gitarę, a od kamiennych ścian odbił się charakterystyczny dźwięk, na który Liliana skrzywiła się. Nienawidziła kiedy ktoś nie szanował rzeczy, a zwłaszcza tak delikatnych i wypełnionych, według Liliany, duszą jak gitara. Krótko mówiąc instrument ten był dla niej świętością.
– Czyja to gitara? – spytała Liliana, nie nadając głosu, żadnych emocji.
– Dormitorium – odparła opryskliwie Jola, choć Liliana na ogół była spokojna, dziś miała kiepski dzień i nie miała ochoty starać się być miłą dla blondynki. Właściwie to nawet chciała komuś dogryźć, wyładować się.
– Nie wiedziałam, że dormitorium potrafi grać. Choć pewnie i tak robi to lepiej od ciebie. I pewnie z mniejszą szkodą dla gitary i słuchu innych – odcięła się Liliana, podnosząc instrument z ziemi. Co dziwne nie miał ani rysy. Dziewczyna obróciła gitarę w dłoniach i upewniła się tylko, że to jest jej instrument. Z tyłu wzdłuż gryfu miała napis „ pawan sangit mera gaaid hai*” w tłumaczeniu „muzyka wiatru wskazuje mi drogę” w alfabecie dewanagari.
– Nikt nie nauczył cię, żeby trzymać łapy przy sobie?
– Tak jak ciebie się ubierać – Jola widocznie myślała, że taka obelga bardzo dotknie Lilianę, jednak zawiodła się. Każdy kto znał Lilianę choć trochę wiedział, że nie dbała o to jak wygląda, dopóki była czysta i miała się w co ubrać.
– Znam zasady kultury, to mi wystarczy.
– Uważaj na słowa. Możesz pożałować tego co powiedziałaś.
– Grożenie mi słabo ci wychodzi.
– To było przy gitarze – rzuciła kawałek pergaminu na podłogę – Same brednie, nie wiem co on w tobie widzi.
– Kto?
– Jeden i drugi – powiedziała Jola dumnie i wyszła z dormitorium wraz ze swoja świtą.
                Liliana delikatnie oparła gitarę o łóżko i wzięła do reki pergamin. Nie był podpisany, ale doskonale wiedziała od kogo on jest. Nikt w zamku oprócz jednej osoby nie nazywał jej Visenną.
„Powinnaś zdecydowanie dać nauczkę pociągowi...I żebyś więcej nie martwiła się czy ktoś uratuje twój skarb, jest pokryta zaklęciami, które uodporniły ją. Jest praktycznie niezniszczalna... Żebyś nie wystąpiła, więcej ze złamanym nosem...” Liliana uśmiechnęła się pod nosem. List schowała na półkę przy swoim łóżku. Usiadła na kamiennej podłodze i zaczęła grać. Tak bardzo jej tego brakowało.

*

– Czy wy też słyszycie to co ja? – spytał Halt.
– Chodzi ci o to rzępolenie? – odpowiedział pytaniem na pytanie Kuba.
– Teraz już nie jest tak źle. Widocznie stroiła gitarę – powiedział Andrzej.
– Myślisz, że to Liliana? – zapytał Dobry.
– Ale przecież gitara Liliany jest w rozsypce – zauważył Simus.
– Nikt inny nie wziął ze sobą gitary – spostrzegł Halt.
– Idzie jej coraz lepiej.
– W sumie.
– Może by tak do niej wpaść? – zaproponował Halt.
– Schody nas nie wpuszczą..
– A nie mamy zamiaru przechodzić zewnętrzną stroną zamku..
– Jak TY.
– Możemy wejść po poręczy, na to nie reagują.
– Specjalista się znalazł, a kogo to tak odwiedzałeś?
– Chodźmy – Halt zignorował zaczepkę.

*

                Liliana przestała grać, kiedy usłyszała pukanie, a raczej łomotanie do drzwi. Już się podnosiła, żeby otworzyć, ale było to zbędne, ponieważ niecierpliwi goście, sami sobie otworzyli.
– Co wy, do cholery, tu robicie?! – takie słowa Liliany przywitały chłopców. Oni natomiast tylko się wyszczerzyli.
– Graj, maestro! – zawołali jednocześnie. Liliana pokręciła głową, uśmiechnęła się i zaczęła taniec palców na strunach. Melodia była coraz szybsza.

                Chłopcy tańczyli wokół niej i klaskali do rytmu, udając piękne damy, tracące dla grajka głowę.
_____________
* Nie jestem pewna, czy dobrze ułożyłam, ponieważ mój hindi jest jeszcze trochę kulawy i właściwie to dokładne tłumaczenie to "muzyka wiatru jest moim przewodnikiem", ale znaczenie to samo, a bardziej poetyckie :) 
Dewanagari to pismo, którym zapisuje się właśnie język hindi.
Ostatni rozdział wakacyjny. Już koniec laby, wracamy do szkoły.. niestety, a może i stety?
W każdym razie, rozdział, króciutki, leciutki, taki ot zwyczajny dla odprężenia :D

Rozdział 14 : "Forma więc formy stałej nie ma, gdy ma życie, życie zaś jest piękne, w ruchu czy w spoczynku." Tomasz Różycki – Dwanaście stacji

„Droga Liluś,                                                                                                                                               

                Nie dawałaś znaku życia! Jak mogłaś! Owszem mówiłaś, że możesz nie mieć czasu, ale żeby dwóch zdań nie napisać! Wszyscy się martwimy i chcemy wiedzieć co u Ciebie ( z tego co mówili twoi rodzice oni również). Czemu zawsze zapominasz, że warto pisać do ludzi, którzy nie maja pojęcia co się z tobą dzieje? Zapominasz o całym bożym świecie zaczytując się w tym twoim fantasy.
                Daj znak życia, chcę wiedzieć jak się masz, czy jeszcze żyjesz, bo z Tobą nic nigdy nie wiadomo, mała niezdaro, jak Ci idzie nauka. Proste rzeczy, a cieszą, uwierz.
                Byłam u Pawła. Spotkałam jego mamę. Jego i Halta. Przez chwilę rozmawiałyśmy. Mówiła, że Halt też wyjechał. Słyszałam, że jesteście w tej samej szkole. Opowiedz, jak tam jest?
Nawet nie możesz sobie wyobrazić jak bardzo chciałabym być z Tobą. Brakuję mi Ciebie. Wiem, że mogę pisać, ale to nie jest to samo, co zwyczajna rozmowa.
Mówiłaś, że jest szansa, że wrócisz w listopadzie na „świeczkę*”. Może skoro jesteście z Haltem razem w szkole przyprowadziłabyś też jego? Wiem, że on nadal cierpi, ale tak naprawdę każdy z nas to przeżywa. Pomyślałam, zresztą nie tylko ja, że jesteś jedyną osobą, która jest w stanie go przekonać. Zawsze mieliście dobry kontakt. Pewnie rozumiesz go lepiej niż inni. Ale... nie można wiecznie rozpamiętywać przeszłości. Teraz potrzebujemy każdych rąk. Ludzie zaczynają odchodzić. Na ostatniej zbiórce byłyśmy tylko we dwie. Ola i ja. Znów się zaczyna. Nam tez ich brakuje, ale oni by chcieli, żebyśmy dbali o szczep, a nie ich opłakiwali, prawda?
Ten fragment, był poznaczony mokrymi plamami, Liliana domyślała się, że po łzach. Jej samej na wspomnienie Pawła, Juli, Zenka i Latarnika rodzi się w sercu żal i tęsknota. I często chciała płakać, ale nie mogła, nawet nie wiedziała czemu. Płakała trzy razy w życiu, nawet podczas niemowlęcych lat nie wylewała dużo łez. Trzy razy, za trzema osobami. I nie mogła już więcej, choć nie raz próbowała się zmuszać, oczekiwany potok słonych kropel nie chciał się pojawiać.
Na dodatek coraz gorzej dogaduję się z mamą. Nie wiem czemu i nie chcę, żeby tak było. Zresztą znasz moją sytuację, nie będę Ci  powtarzać to samo po miliony razy.
Nie powinnam Cię zadręczać. Właściwie to znasz to wszystko na pamięć. Pewnie myślisz sobie teraz „ co ty gadasz? Przecież wiesz, że zawsze chętnie cię wysłucham. Nie gadaj bzdur, wcale mnie nie zadręczasz”. Przynajmniej tak zawsze mówisz, kiedy zaczynam Ci narzekać, że nie powinnam Ci tego wszystkiego mówić. A jednak to będę robić, znasz mnie. Nie powinnam Ci dokładać problemów, pewnie masz dość własnych. Przepraszam.
Kiedy Ciebie nie ma, Gdańsk jest jakiś smutny bez Ciebie. Jakby całe życie z niego uleciało. Na dodatek od początku września ciągle leje, w przerwach na deszcz. Jakby płakał po Tobie. Jedyne dobre, że przynajmniej jest względnie ciepło. Dla Ciebie pewnie byłoby gorąco znając Twoje wyczucie temperatury pt. „zimno zaczyna być wtedy, kiedy odpadają mi palce albo jestem zamrożona, w takim stopniu, że nie mogę się ruszyć i właściwie za chwilę zginę”.
Brakuje nam Ciebie. Wiesz, że znów segregowałam osprzęt, tylko tym razem nie miałam pomocy.
Jak już jesteś tak daleko od nas, to przynajmniej staraj się chociaż w tej szkole. Przynajmniej jedna z nas ma być spełniona zawodowo. To rozkaz! Choć pewnie i tak go nie usłuchasz.
Muszę kończyć, bo trochę się rozpisałam, przy czym większość listu zajęły moje narzekania, wybacz. Proszę odpisz mi szybko, znaczy nie w momencie, kiedy się zobaczymy.

Twoja Ella**.”

Eskapady podczas ulewy, nie wyszły szóstce Feniksów na dobre, teraz wszyscy pociągali nosami i siedzieli w dormitorium chłopaków z kubkami pełnymi herbaty w rękach, owinięci kocami. Przynajmniej Liliana miała więcej czasu na odpisywanie na listy. Choć trudno było czytać  osobiste listy, w momencie, kiedy piątka chłopców próbuje zaglądać ci przez ramię. Złożyła list i schowała do kieszeni, po czym położyła się na brzuchu, rozwinęła pergamin i zanurzyła pióro w atramencie. Już nawet nie próbowała ochraniać treści przed ciekawskimi oczami.

„Ello!

Wiem, wiem, że nie pisałam, że nie dawałam znaku życia, że się martwiliście, ale naprawdę już wystarczająco się tego naczytałam. Rozumiem, że to nie jest dobrze z mojej strony, ale już przestańcie mi robić te wszystkie wyrzuty bo zajmują za dużo miejsca.
Zaczniemy od Ciebie. I tak, jesteś głupkiem! Nawet nie waż się myśleć, że dokładasz mi problemów, bo doskonale wiesz, że tak nie jest. Mimo że dzielą nas setki kilometrów, to cząstka mnie zawsze będzie przy Tobie. Kiedy tylko masz jakiś problem pisz od razu! Nawet się nie zastanawiaj. Postaram się pomóc, a jęli mi się nie uda, to przynajmniej będzie Ci lżej.
Znowu zagonili Cię do osprzętu! Może zrobić Ci plakietkę „po wakacjach, to ja jestem tym łosiem, który segreguje osprzęt, żebyście wy mogli go później roznosić i mieszać”. Co ty na to?
Wszystko się powoli będzie układać. Nie rozwiążą nas, a jeśli by spróbowali to przyjadę stąd i sprzedam takiego kopa w dupę, że się opamiętają i wrócą na swoje miejsce. Będzie lepiej, jestem tego pewna.
Halt jeszcze potrzebuje czasu. Nie naciskajmy na niego, ale zapewniam Cie, że zobaczysz go na wigilii szczepowej.
Nie wiem, czy uda nam się wyjechać na świeczkę, ale bądźmy dobrej myśli.
Jestem beznadziejna w dawaniu rad. Przepraszam, ale nie wiem co ci poradzić. Nigdy nie byłam w twojej sytuacji. Może potrzeba czasu? Może jest czymś zmartwiona? Pewnie obie jesteście trochę zdenerwowane i się wyładowujecie. Może z nią pogadasz? Naprawdę, przepraszam, ale nie wiem co Ci jeszcze odnośnie tego poradzić. Przepraszam.
Ale wcale się nie zaczytuje, bo od kiedy tu przyjechaliśmy udało mi się przeczytać tylko cztery książki! A dobrze wiesz, jak to dla mnie mało.
W jednej kwestii masz racje: zapomniałam o całym świecie. W tej szkole jest ogromna magia. Zwyczajnie zatraciłam się w tym otaczającym mnie świecie, jak często zatracam się w przepięknym widoku. Tu jest cudownie, w powietrzu czujesz, że to nie jest zwyczajne miejsce, czujesz, że to coś więcej.
– O czym ty piszesz? Bredzisz. Znowu! – Kuba wtrącił się.
– Istnieje coś takiego jak prywatność.
– O, poetka – dorzucił Simus.
 Dobrze, przepraszam, już przestaję jak Ty to mówisz „poetyzować”.
– No i dobrze. Jak często masz takie napady bredzenia?
– Zamilknij. Doskonale wiesz, że często.
Bardzo się ucieszyłam, na widok listu od Ciebie. Mimo że w tej szkole jest wspaniale, to cieplej robi się na sercu, kiedy dostajesz list od starego przyjaciela.
– No tak, bo tutaj nie masz przyjaciół – powiedział z wyrzutem Halt.
                Myślisz wtedy, że jednak nie wszystko jest nowe, że gdzieś Tam są jeszcze ludzie, których znasz tysiące lat i oni o tobie nie zapominają.
– Nawet nie waż się odezwać – odezwała lodowatym Liliana nie podnosząc wzroku znad kartki, ale doskonale wiedziała, że Halt otwierał usta.
                Choć nie wszyscy to absolutnie nowe twarze. Halt rzeczywiście tez tu chodzi. Najśmieszniejsze jest to, że dowiedziałam się o tym w pociągu, który transportował uczniów do szkoły. Właściwie, to wpadłam na niego i tylko dlatego się dowiedziałam.
                Kiedy czekaliśmy na pociąg okazało się też, że jest tu także, chłopak Emilii i jego przyjaciele, więc ich tez znałam. Właściwe to znałam jego i Dobrego, powinnaś go kojarzyć, a resztę poznałam w pociągu, kiedy wepchnęli się bez zaproszenia, do przedziału,
– Przecież i tak nie miałabyś tego przedziału. I wcale nie wepchnęliśmy się tam!
– Nadal żaden z was nie ma prawa głosu.  
który wypatrzyłam, ale za to wygrałam bitwę o miejsce przy oknie!
                Kiedy dotarliśmy, pociąg gwałtownie zahamował, a ja akurat wtedy ściągałam gitarę z półki. Oczywiście gitara rozbiła się w szczątki, choć krzyczałam, żeby ją ratowali, a ja złamałam nos.
                Na ceremonię przydziału, dzielą tutaj nas względem charakteru, wystąpiłam ze złamanym nosem.
                Jestem w jednym Domu, bo to są te przydziały, trochę jak klasy, z Haltem, Dobrym, Simusem, jeden z tych, których poznałam w pociągu, i jeszcze bliźniakami, których nie da się odróżnić. Dobrze się dogadujemy, przynajmniej zazwyczaj. Gorzej jest z dziewczynami, jak pewnie się domyślasz.
                Łącznie ze mną jest nas piątka, a rozmawia ze mną tylko jedna.
                Drugiego dnia, nawet spałam w pokoju chłopaków, ponieważ nie wpuściły mnie.
                Jest tyle rzeczy, o których chciałabym Ci opowiedzieć, ale ani nie chce mi się ani nie wszystko można napisać, poza tym mam nad sobą kilka par oczu, które obserwują to co piszę, co chwila się wtrącając.
– W sumie, pozdrów Lenę ode mnie.
                Masz pozdrowienia, od Halta.
– To ode mnie też pozdrów.
– Ode mnie też.
– I od nas – powiedzieli chórem bliźniacy.
                I od wszystkich pozostałych, nie ważne, że ich nie znasz. Gdybyś była tutaj ze mną uśmiałabyś się do łez, słysząc ich komentarze.
                Pozdrów wszystkich. Uwierz mi, bardzo chciałabym się rozdwoić, ale to nie jest możliwe. Jak tylko będę w Gdańsku to do Ciebie wstąpię, obiecuję, że wtedy usiądziemy, ja z kawą, (wiesz, że nie dają tutaj czarnej, normalnej kawy?! Możliwa jest tylko wersja z większą ilością mleka niż kawy. Fuj! Jak tak można, prawda?) ty z herbatą i porozmawiamy, o wszystkim, po prostu.
                Póki co bywaj, trzymaj się. Poradzisz sobie, jestem tego pewna.

Ściskam, Lilia

P.S. Widzę, że macie idealną pogodę dla mnie. U nas cały czas grzeje słońce.
– No tak, i właśnie dlatego, teraz wszyscy siedzimy tutaj przeziębieni – rzucił Andrzej, po czym kichnął, jakby na potwierdzenie swoich słów.
Pewnie, nie tęskni, ale robi mi na złość.
I to niby ty się rozpisałaś?! ”
– Nie dodałaś, żadnej piosenki – zauważył Halt ,w momencie, kiedy sowa wylatywała z pomieszczenia z listem w nóżkach.
Liliana rozszerzyła oczy ze zdziwienia i podbiegła do okna. Zaczęła machać rękami i wołać sowę z powrotem, ale ta była już daleko. Dziewczyna wbiła mordercze spojrzenie w Halta.
– Nie mogłeś wcześniej?
– No cóż... nie – wyszczerzył się.
                Lilia omotała się kocem i usiadła, po drodze rozlewając herbatę, której nie cierpiała. Naprawdę tęskniła za czarną, niesłodzoną kawą.

– Cholera – mruknęła. Chłopcy już nie wytrzymali i zaśmiali się – śmiejcie się póki możecie – powiedziała i pociągnęła nosem.
________________
*świeczka to akcja zarobkowa, organizowana co roku przez harcerzy we Wszystkich świętych. Polegająca na sprzedawaniu zniczy przed cmentarzem.
**Lena i Liliana są jak siostry. Dlatego piszą do siebie zdrobnieniami. Tylko Ella(Lena) może zwracać się do Liliany per Liluś, bądź "maluszku".
Kolejny rozdział. I drugi także pojawi się dzisiaj.
Tak jak zapowiedziałam opiera się na wymianie listów przez dziewczyny, ale oczywiście pojawiły się te wtrącenia chłopaków podczas pisania listu do Leny.
Oddaje w wasze ręce, Visenna :)

piątek, 28 sierpnia 2015

Rozdział 13 : List

                Udało się jej! Po ośmiu dniach ciągłych prób – w końcu się opłaciło.
                Teraz szła po korytarzu, radośnie gwiżdżąc. Uczniowie oglądali się za nią, jakby przez ten tydzień w Skrzydle Szpitalnym straciła zmysły. Szczególnie w momentach, gdy od czasu do czasu Liliana podskakiwała i się potykała, oczywiście lądowała  na ziemi. Jednak dziewczyna nie zwracała uwagi na to co myślą inni, właściwie w tym momencie niewiele ją obchodziło. Była po prostu szczęśliwa.
                Nawet pogoda spojrzała na świat jakby łagodniej i dni znów były słoneczne. Wszystko było tak radosne, jakby chciało powiedzieć „ po co czymkolwiek się martwić? Wczoraj i jutro jest dla głupców”. Liliana w stanie obecnym zgadzała się z tą domeną.
                Z zamku wyszła, a raczej wyskoczyła na błonia. Udała się nad jezioro i ku swojej uciesze spotkała piątkę feniksów. Jeszcze większą radość sprawiło jej to, że nie kazali jej wracać do Sali Chorych. Dzień przesiedzieli całą szóstką na dworze. Nawet nie wiedzieli kiedy minął im czas. Do dormitorium wrócili dopiero, kiedy Dal, nauczyciel od astronomii, zwrócił im uwagę, że jest godzina po ciszy nocnej i odjął punkty każdemu z nich.

*

                Dzień 14 października zaczął się dziwnie. Najpierw Khan wpadł do dormitorium, to samo w sobie nie było dziwne, tak samo jak to, że był szeroko uśmiechnięty. Dziwna była wiadomość jaką przekazał. Dziś lekcje miały być skrócone. Było to dziwne, ponieważ zazwyczaj lekcje były odwoływane, a nie skracane. Wszystko wyjaśniło się podczas śniadania.
                Uczniowie i nauczyciele zasiadali przy jednym wielkim stole. Sytuacje rozjaśniła mowa dyrektora, która oczywiście również nie była codziennością.
– Drodzy uczniowie i nauczyciele. Waszej pamięci mogło umknąć, co dziś za dzień. 14 października to Dzień Nauczyciela. Święto to zostało ustanowione w zeszłym roku...
                Liliana wyłączyła się już na początku mowy dyrektora, ale przecież kto by słuchał tego całego ględzenia o tym jakie to święto jest ważne i jakie władze są łaskawe, że w ogóle możemy obchodzić jakieś święta. Władze w Polsce Rzeczpospolitej Ludowej nigdy nie były i nie będą cudowne. Liliana była jedną z osób, które doskonale o tym wiedziały. Była też jedną z niewielu osób, które chciały z tym walczyć i walczyła, tak jak cała jej rodzina. Miało to oczywiście konsekwencje. Liliana właściwie każdego dnia bała się o swoich bliskich: że ich zaaresztują, że zrobią im krzywdę, że cos zabiorą, że dowiedzą się o zakazanych rzeczach, które trzymali w domu bądź w których uczestniczyli. Teraz wszystko szło w dobrą stronę, liczba aresztowań malała, nadzór nie był tak rygorystyczny, pozwalano na coraz większą swobodę, ale lęk w sercu pozostanie już na zawsze, a lek nigdy nie jest irracjonalny.
                Kiedy dyrektor skończył przemawiać wszyscy obecni zaczęli klaskać, choć Lil miała wrażenie, że niektórzy klaszczą bardziej dlatego, że już skończył niż dlatego, że porwały ich jego słowa.
                Na stole pojawiło się jedzenie, a także sowy zaczęły przylatywać z pocztą. Było ich więcej niż zwykle. Lilianie zdawało się, że przed każdym uczniem stoi sowa.
                Ptaki wylądowały przed Haltem, Simusem, Dobrym, Andrzejem, Kubą, a także, ku ogromnemu jej zdziwieniu, przed nią. Sowa miała przytroczony do nóżki list i kwiatek. Halt, który siedział naprzeciwko dziewczyny zauważył jej zdumienie.
– Co tak się wpatrujesz w tę sowę z rozdziawioną gębą? Na muchy polujesz? Nie gap się tylko odbieraj – zaśmiał się.
                Liliana nic nie odpowiedziała, była zbyt zdziwiona. Chyba nawet do końca nie dotarły do niej słowa przyjaciela. Odwiązała przesyłkę od nóżki sowy, ale ona nie odleciała tak  jak pozostałe. Uparcie siedziała przed nią i wpatrywała się w nią wielkimi pomarańczowymi ślepiami. Dziewczyna postanowiła ignorować ptaka. Otworzyła list.

„ Kochana Lilu,
               
                Najpierw musimy ci wypomnieć twoje zapominalstwo. Minął już ponad miesiąc, a my nie dostaliśmy ani jednego listu! Nie mamy pojęcia co się z tobą dzieje. Zamartwiamy się. W dodatku dostaliśmy list od Braynsa, że spadłaś z miotły i cały czas uciekasz ze Skrzydła Szpitalnego. Przynajmniej mamy pewność, że jak coś się stanie to będziemy poinformowani, tylko szkoda, że nie od ciebie. Jeśli nie zaczniesz do nas pisać, będziemy codziennie wysyłać ci wyjca, aż zaczniesz. I nie możesz się wykręcić brakiem ptaka, ponieważ w sowiarni zawsze jest kilka wolnych, zresztą ta Uszatka, która teraz siedzi przed tobą i czekasz, aż dasz jej jakiś kąsek, to twój własna sowa. Nazwij ją. Uważaj na nią jest prawie tak uparta i zadziorna jak ty.
                Dziś jest dzień Nauczyciela. Pewnie o tym zapomniałaś, ale my teraz ci przypominamy, ten goździk , który przysłaliśmy nie jest dla ciebie tylko dla jakiegoś nauczyciela, którego  wybierzesz.
                Właśnie kto jest twoim opiekunem Domu? Gdzie wylądowałaś? Dogadujesz się z innymi? Jak ci idzie nauka? Mamy tyle pytań, a ty i tak odpowiesz pewnie na niespełna połowę. Trudząc się napisaniem jednego czy dwóch zdań. Inni pewnie piszą co najmniej co tydzień, a ty? Ale tę sprawę już wyjaśniliśmy. Choć postaraj się opisać w liście jak ci się tu wiedzie, prosimy. Spotkałaś Halta? On też miał tu chodzić.
                W domu wszystko w porządku. Sąsiadowi urodził się kolejny synek, więc nadal pozostajesz jedyna dziewczyną we wsi. Tata niedługo wypływa w kolejny rejs, ale ma być na święta. Będę przesyłała ci kartki i listy od niego. Tak właściwie to nic ciekawego się tutaj nie dzieje wszystko idzie swoim starym rytmem i dobrze.
                Odwiedziło nas parę twoich znajomych. Masz pozdrowienia od całego szczepu. Lena chciała też dostać adres, żeby moc do ciebie pisać, ale powiedzieliśmy jej, żeby przekazywała listy nam. Znając was biedna sowa nie będzie miała wytchnienia. Przynajmniej zaczniesz pisać do kogokolwiek.
                Strasznie tęsknimy, szczególnie Czarniawa, ale cieszymy się jeśli ty jesteś szczęśliwa. Mamy też nadzieję, że jest Ci już trochę lepiej po śmierci Tolkiena. Wiemy, że to był twój bliski przyjaciel. Bądź silna.
                Pisz i pamiętaj, że trzymamy za ciebie kciuki we wszystkim, o każdej porze dnia i nocy.

Ściskamy mocno, rodzice ”

                Liliana skończyła czytać list. Jej twarz rozjaśniał uśmiech. Nawet nie zastanawiała się skąd rodzice wiedzieli o Domach ani skąd wziąć sowy i o wyjcach. Była szczęśliwa, że napisali przez chwilę czuła się jak w domu, kiedy wracała z obozów lub rejsów i nie pisała.
– Co się tak szczerzysz? – głos Simusa sprowadził ją do rzeczywistości i przypomniała sobie o sowie. Wzięła na rękę trochę ziarna i dała Uszatce.
– Będziesz Yarpen – powiedziała do sowy, a ta potarła głową o rękę dziewczyny.
– Co ty bredzisz? – powiedział siedzący obok niej Dobry.
– Szczerzy się niewiadomo do czego... – zaczął Andrzej.
– Gada sama do siebie o jakimś Yarpenie... – zawtórował mu Kuba.
– Dziewczyno, chyba czas wrócić do Skrzydła Szpitalnego – powiedzieli jednocześnie bliźniacy. Coraz częściej zdarzało im się coś takiego.
– Zabawne, może was tam odeślemy.
– Ej, fajny sufit, nie? – odezwał się Dobry, po czym roześmiali się całą szóstką.
– Co robimy? Mamy prawie cały dzień wolny?
– Jak to co?! Trzeba wyjść na dwór! – powiedziała radośnie Liliana, trochę za głośno czym przyciągnęła jeszcze więcej spojrzeń.
– Dziewczyno! Oszalałaś! Leje, jakbyś nie zauważyła!
– I co z tego? – Liliana wzruszyła ramionami z szerokim uśmiechem, a cała piątka uderzyła się lewa ręką w twarz i pokręciła głowami. Na ten widok Liliana zaczęła się głośno śmiać i nie mogła przestać. Chłopcy ponowili gest, a dziewczyna dostała jeszcze większego napadu śmiechu.

_______________
Następny rozdział jest poświęcony wymianie listów pomiędzy Lilianą, a wspomnianą Leną, nazywaną przez Lil Ellą. 
Do końca wakacji na pewną ukażą się jeszcze dwa rozdziały. Są już napisane, tylko nie mam czasu ich przepisać.
Visenna
W opowieści, PRL w latach 70-tych nie jest odwzorowany dokładnie na tym okresie w Polsce. Przede wszystkim były to lata rozkwitu Polski, nadal byliśmy pod władzą ZSRR, ale ucisk powoli był lżejszy. Aresztowań już nie było, co po niektórzy mogli wyjeżdżać za granicę itp. Nadal obowiązywała cenzura, a wielkie zwycięstwa Polaków w historii były pomijane. Skrótowo - były ograniczenia, ale nie tak brutalne jak dwadzieścia lat wcześniej.

niedziela, 23 sierpnia 2015

Rozdział 12 : Wytrwali kiedyś zostaną nagrodzeni

                Liliana już tydzień siedziała w Skrzydle Szpitalnym. Oczywiście ten tydzień był wypełniony ucieczkami, które jak można się domyśleć były nieudane i za każdym razem zostawała złapana. Jednak w końcu, w sobotę od rana, kiedy wszyscy, łącznie z pielęgniarką spali, dziewczyna ześlizgnęła się z łóżka, zabrała cicho swoje rzeczy i wymknęła się z Sali Chorych.
                Wydostała się ze Skrzydła Szpitalnego, ale teraz nie wiedziała gdzie ma się udać.
Do dormitorium – nie, ponieważ dziewczyny na pewno by ją wydały.
Do chłopaków też nie, ponieważ oni kazaliby jej wracać i zaczęli wmawiać, że to dla jej dobra.
Z tego co wiedziała śniadanie już trwa, więc postanowiła najpierw zjeść, w nadziei, że jedzenie da jej do myślenia. Niestety Liliana nic nie wymyśliła. Jedynie doszła do wniosku, że na razie przebywanie w dormitorium jest bezpieczne, ponieważ dziewczyny śpią snem zaklętych.
Tak jak myślała, współlokatorki spał jak zabite. Wzięła rzeczy do mycia i weszła do łazienki. Była pewna, że zastanie cztery dziewczyny w łóżkach i spokojnie będzie mogła zejść do Pokoju Wspólnego. Jakże wielkie było jej zdumienie, kiedy otworzyła drzwi łazienki i ujrzała Sarę.
– Przepraszam... – zaczęła, ale Liliana jej przerwała.
– Chyba mam dejavu – uśmiechnęła się na wspomnienie pierwszego spotkania ze współlokatorką. Sara też o tym pomyślała, ale nie uśmiechnęła się, było jej wstyd za to co zrobiła. I wtedy, i teraz. Choć teraz zdecydowała sama, bez żadnej presji, która ktoś na nią wywierał. Mimo że wiedziała, że postąpiła dobrze i tak miała wyrzuty sumienia. Wiedziała, że Liliana nie będzie zadowolona z jej działania.
– Ej, co jest? Wal śmiało – uśmiechnęła się pokrzepiająco Liliana, widziała, że z Sarą jest cos nie tak. Jej przeczucia tylko potwierdziły się w momencie, kiedy czarnowłosa się rozpłakała. Liliana przytuliła ją i zaczęła klepać ją opiekuńczo po głowie – hej, mała. Co ci? – powiedziała kojącym głosem Lil.
– Prze..pra..szam.. musi..ała..m – wydukała pomiędzy szlochami Sara, głosem stłumionym przez koszulkę.
– Nie wiem co zrobiłaś, ale nie martw się. Wszystko będzie dobrze. Tak? – powiedziała Liliana, a potem jeszcze dodała – spójrz na mnie. Ej, wiem, że moja koszulka to wybitna chusteczka i taka stylowa, ale jednak wolę zachować ją choć trochę suchą. A jeśli dalej będziesz płakać to stanie się niemożliwe. Już zapłakałaś mi całe ramię – uśmiechnęła się Lil. Sara uniosła głowę i jej zawtórowała – Choć trochę lepiej? – czarnowłosa pokiwała głowę, a Liliana przywołała paczkę chusteczek – no to koniec płakania. Wiesz, normalnie pocieszałabym cię z czystego altruizmu, ale teraz głownie mam na celu uratowanie koszulki.
Próby rozśmieszenia Sary widocznie nie były tak nieudolne jak wydawało się Lilianie, bo uśmiech na ustach czarnowłosej rozszerzał się.
W pewnym momencie Sara podniosła oczy na Lil, która wyjątkowo górowała nad czarnowłosą, bo ta siedziała , i spytała.
– Wybaczysz mi?
– Nie raz już ci to powtarzałam. Nie mam czego ci wybaczać. Przecież wiesz – i w tej samej chwili, kiedy Liliana skończyła zdanie do pokoju weszła pielęgniarka, a dziewczyny zbladły, choć obie z różnych powodów.
– Dziewczyno, nie jesteś w stanie usiedzieć w jednym miejscu przez tydzień?
Liliana najpierw spojrzała na pielęgniarkę, potem na Sarę. Przy tej drugiej uśmiechnęła się i oznajmiła.
– Nadal nie mam czego ci wybaczać. Zrobiłaś to co uważałaś za słuszne. To dobrze.
Sara uniosła wzrok. Liliana widziała w nim zaskoczenie.
– Idziemy. I przestań w końcu uciekać – powiedziała pielęgniarka i wyszła z dormitorium.
Liliana na pożegnanie jeszcze poczochrała włosy siedzącej Sary i, o ile czarnowłosa się nie przewidziała, mrugnęła do niej.
Jeszcze parę chwil po tym dziewczyna siedziała na środku dormitorium w siadzie skrzyżnym i myślała. Cały czas była pod wrażeniem jak bardzo Liliana potrafi być wyrozumiała i jak łatwo wybacza. Przecież Sara ją wydała. W momencie, kiedy ucieczka w końcu przyniosła efekty, bo cała szkoła doskonale wiedziała jak bardzo Lil stara się uciec ze Skrzydła Szpitalnego, ona, Sara, jedyna współlokatorka, z którą Liliana rozmawiała, powiedziała pielęgniarce gdzie jest uciekinierka, a mimo to Liliana wybaczyła jej. Co tam, ona powiedziała, że nie ma czego przebaczać, że postąpiła dobrze.
Dlaczego miała za dobra koleżankę tak dobrą osobę, przecież na nią nie zasługiwała.

*

Drzwi do Sali Chorych otworzyły się.
Dziewczyna nawet nie odwróciła głowy. Wiedziała, że to nikt do niej, ponieważ chłopcy dopiero co wyszli. Nie było sensu, aby spędzali całe dnie wśród chorych czarodziejów, szczególnie, że dnie na powrót stały się ciepłe, co Liliana cały czas im uświadamiała.
Ku zdziwieniu Lil, ktoś, i nie była to pielęgniarka, podszedł do jej łóżka.
– Hej – kolejna niespodzianka głos, który przemówił, słyszała tylko raz w życiu.
– Jacek? Cześć – odparła lekko zamurowana dziewczyna. Jej przeciwnik z początku roku był ostatnią osobą, której się tu spodziewała.
– Zdziwiona?
– Jak widać. Czemu przyszedłeś? Skąd wiedziałeś, że tu jestem? – Liliana cały czas była w szoku.
– Cała szkoła o tym wie. Chciałem porozmawiać, chyba, że nie mogę.
– Jasne, że możesz. Tylko, jesteś naprawdę ostatnią osobą, której się tu spodziewałam – dziewczyna uśmiechnęła się, a chłopak jej zawtórował.
– Mnie przynajmniej znasz. Gorzej by było gdyby podszedł do ciebie nieznajomy.
– Może. O czym chciałeś porozmawiać? Bo wiesz, dziś uciekłam tylko raz i nie chce pozbawiać pielęgniarki i całej reszty szkoły zabawy – roześmiali się. Rzeczywiście często były ucieczki Liliany, kiedy pielęgniarka biegła za nią na korytarzu i krzycząc albo kiedy większość mieszkańców zamku „ganiała” za nią.
– Już się streszczam, bo to przecież strasznie ważna sprawa – znów się roześmiali się, ale za chwilę Jacek spoważniał. Lilianę zaskoczyła ta nagła zmiana – kto ci to zrobił? – zapytał twardym głosem chłopak.
– Słucham? – Liliana tez spoważniała i, mimo że doskonale wiedziała o co chodzi Jackowi, udawała, że nie ma o tym najmniejszego pojęcia.
– Nie udawaj. Doskonale wiesz o co chodzi. Teraz tylko powiedz kto to.
– Nikt niczego nie zrobił. Po prostu spadłam z miotły. Każdemu może się zdarzyć. Nie poderwałam się wystarczająco szybko do góry. I tyle w temacie – Liliana zaczęła się irytować.
Z jednej strony dlatego, że nie lubiła, kiedy ktoś wiedział o jej słabościach, w ogóle nie lubiła mówić o swoich dolegliwościach.
Po drugie nie chciała nic mówić o swoim oprawcy. Pewnie niektórzy znają to uczucie, kiedy nie tyle boisz się co następnym razem wymyśli , ile czujesz, że to mogłaby być ujma na twoim honorze, wydać kogokolwiek na poważne konsekwencje.
Inną rzeczą było tez to, że nie chciała o tym rozmawiać.
– Jesteś straszliwie uparta, a na dodatek jesteś masochistką! Czemu chcesz, żeby ktoś ci zagrażał?  Ta dziewczyna, która mnie wyzwała i pokonała była inna. Ona najpewniej sama by go znalazła i ostro by mu oddała. Na pewno nie czekałaby ze spuszczoną głową na kolejny atak, jak zwierzęta na rzeźnię. Więc pytam się: sama mi powiesz kto to? Czy sam mam gościa znaleźć? – Jacek był zły, widać to było, nie poznawał tej silnej dziewczyny z początku września. Czy człowiek może zmienić się aż tak przez miesiąc?
– Nic nie rób. Sama sobie poradzę – odpowiedziała też już zdenerwowana Liliana.
– Na razie radzisz sobie rzeczywiście świetnie! Lądując w Skrzydle Szpitalnym i od ośmiu dni uciekając stąd po kilka razy dziennie!
– W końcu mi się uda.
– W to nie wątpię. Tylko możesz mi powiedzieć czemu tego kogoś chronisz?
– Chcę się dowiedzieć dlaczego. Po prostu. Zadowolony?
– Kiedy już się dowiesz, daj znać. Chyba, że wcześniej wylądujesz na cmentarzu – Jacek odszedł mocno zdenerwowany. Liliana była równie zła.
Rozmowa z chłopakiem była jak policzek. I w głębi ducha dziewczyna przyznała mu rację. Teraz miała wyraźny cel. Czas zacząć działać.
„To teraz czas na ucieczkę” uśmiechnęła się w myślach

_________________
Rozdział zgodnie z zapowiedzią krótszy. 
Mam nadzieję, że się podoba. 
Kolejny prawdopodobnie pojutrze. 

Visenna

piątek, 21 sierpnia 2015

Rozdział 11 : Skrzydło Szpitalne

                Halt siedział właśnie w Salonie Feniksów z dziewczyną z drugiego roku. Podobała się wszystkim, kiedy tylko jakiś chłopak przechodził obok nich rzucał mu mordercze spojrzenie. Jak taka dziewczyna mogła zwrócić uwagę na jakiegoś pierwszaka.
                Prawda była taka, że uwagę na Halta zwracała większość dziewczyn w szkole, a raczej wszystkie poza Lilianą i nauczycielkami. Był przystojny i miał „to coś” i co ważniejsze potrafił to wykorzystać.
                Nagle coś uderzyło w okno. Halt najpierw to zignorował zrzucając na bębniący w szybę deszcz, ale w momencie, kiedy uderzenie powtórzyło się kilkakrotnie, nawet dziewczyna zwróciła na to uwagę, spojrzał za szybę. Nic nie opisze jak wielkie było zdumienie Halta, kiedy zobaczył za oknem jedynie kawałek papieru.
– Masz zamiar otworzyć to okno? Widocznie coś się do ciebie dobija – przerwała nagle zapadłą cisze drugoklasistka.
Halt przeniósł zdziwione spojrzenie na nią, jednak po chwili się opanował i szybko otworzył okno, aby napuścić do środka jak najmniej deszczu i zimnego powietrza. Jednak i tak nie ominęły go jeszcze bardziej wrogie ( o ile się dało) spojrzenia Feniksów. Kartka wleciała do dłoni Halta. Ten rozwinął mokry świstek. Bez czytania rozpoznał charakter pisma Liliany. Rozszerzył oczy ze zdumienia. Mruknął do dziewczyny „przepraszam” i wybiegł z Pokoju Wspólnego. Przy posągu feniksa wpadł na Kubę i krzyknął do niego, żeby ściągnął jak najszybciej chłopaków na stadion, bo Liliana i kontynuował szaleńczy bieg.
W pewnym momencie usłyszał za sobą resztę chłopaków, ale nie zwracał na to uwagi, oni z resztą też. Teraz liczyła się tylko ich przyjaciółka. Nawet nie zauważyli kiedy przebiegli cały zamek, wypadli na błonia i zatrzymali się na stadionie.
Zobaczyli leżącą bez życia na ziemi Lilianę.
– Co się stało? – spytał Kuba, nikt mu nie odpowiedział.
                Liliana była przytomna, ale ból zbyt ją obezwładniał. Chciała zemdleć, nie czuć już nic, ale nie mogła.
– Nie pytaj o nic. Biegnij do szpitalnego! – krzyczał wystraszony Halt. Chciał podnieść Lilianę spokojnie, ale w momencie, kiedy ta zaczynała upierać się, że da radę sama, musiał szybko zainterweniować, więc poderwał ją z ziemi nie zważając na słabe protesty Liliany.
– Postaw mnie na zamek – wymruczała cicho Lilia. Przed zamkiem mimo bólu zaczęła się rzucać. Halt w obawie, że Liliana jeszcze bardziej sobie zaszkodzi, więc zarzucił jej rękę za swój kark i starał się przejmować cały ciężar Liliany. Nie wiedział, że gdyby poczekał dosłownie dwie sekundy dziewczyna znów nie miałaby siły by walczyć z narastającym wciąż bólem.
                Kiedy otworzył drzwi do Skrzydła Szpitalnego zawołał od razu pielęgniarkę, która dopadła do Liliany, nie zwracając uwagi na chłopaka. Co było dla niej nietypowe, normalnie jeszcze zrobiłaby Haltowi wykład i nakrzyczała za to, że pozwolił dziewczynie „iść”. To, że tego wszystkiego nie uczyniła mogło oznaczać tylko jedno: stan Lilii był bardzo poważny. Teraz brunet pluł sobie w brodę, że zgodził się na to, aby chodziła.
                Pielęgniarka przeniosła dziewczynę na łóżko i z różdżką w dłoni szeptała zaklęcia nad ciałem Liliany, co chwila robiąc przerwy, by przynieść jakiś nowy eliksir z zaplecza.
                Piątka Feniksów, pierwszego roku stało na środku Sali Szpitalnej i przypatrywali się poczynaniom pielęgniarki. Mieli nadzieje, że nie wygoni ich kiedy będą chcieli dowiedzieć co się stało z ich przyjaciółką. Niestety przeliczyli się, ponieważ kiedy tylko pani Mniszek odeszła od Liliany „na dobre” najpierw na nakrzyczała na nich wszystkich, potem na Halta, a na koniec wywaliła ze Skrzydła Szpitalnego.
– Jak myślicie, jej stan jest bardzo poważny? – spytał w drodze do Wieży Kuba.
– Przecież spadła z miotły, a dobrze wiesz jak ona lata – odpowiedział mu bliźniak.
– No właśnie, przecież ona lata bezbłędnie. Nieraz zatrzymywała się tuż przed ziemią, by za chwilę poderwać się do góry bez problemu – włączył się do rozmowy Halt.
– Jakim cudem spadła z tej miotły? – zadał kolejne pytanie Simus.
– Może miotła się rozpadła w locie jak wiele innych? – podsunął Dobry.
– Może. Nie uważacie tego za dziwne? – tym razem odezwał się Halt.
– Nie dowiemy się dopóki nie powie nam tego Lil – stwierdził Simus.
– A ona nam tego nie powie – podsumował Halt.

*

                Liliana nie wiedziała co się wokół niej dzieje od momentu, kiedy przelewitowała z ramienia przyjaciela na łóżko. Chciała zemdleć, zasnąć cokolwiek, byleby nie czuć już tego okropnego, narastającego bólu. Teraz żałowała, że tak się rzucała przed zamkiem, aby Halt ją postawił. Może wtedy ból byłby choć trochę mniejszy.
                Pielęgniarka kręciła się wokół niej przez jakiś czas, a potem odeszła. Podała jej eliksir, który miał sprawić, że dziewczyna zaśnie, nie zadziałał. Dostała drugą dawkę, ta spowodowała jedynie uczucie ciężkości powiek, ale Liliana nadal doskonale wiedziała co się wokół niej dzieje.
                Słyszała jak pielęgniarka krzyczała na chłopców jak oni się awanturowali, że chcą tu zostać, aż w końcu pielęgniarka zagroziła, że jeśli natychmiast nie ewakuują się z Sali Chorych, to za chwilę zostaną stąd wypchnięci przez nosze, które będą ich podgryzały na każdym kroku i będą ich Gonic najokropniejsze eliksiry na wzmocnienie.
                Gdyby nie aktualne sytuacja najpewniej śmiałaby się z nich. Może jak wyjdzie to im to przypomni. Słyszała wszystkie rozmowy prowadzone w Skrzydle. Eliksir sprawił tylko, że dziewczyna zamknęła oczy i nie mogła ich otworzyć. Ku cierpieniu Liliany, która nie czuła żadnej ulgi.

*

– Ile czasu miałam zamknięte oczy?
– Mało jak na podwójną dawkę eliksiru usypiającego. Dostaniesz kolejną porcję.
                Liliana pokręciła energicznie głową. Po czym z zaskoczeniem stwierdziła, że ból znacznie zmalał. Już nie ograniczał tak bardzo jej ruchów. Zdecydowanie było lepiej od tych katuszy, które przeżywała na początku pobytu w Skrzydle Szpitalnym.
– Musisz. Nie interesuje mnie to, że nie chcesz. Za chwilę przyjdę. Leż tu – zagroziła palcem pielęgniarka i zniknęła na zapleczu.
Jak można się było spodziewać, Lil nie miała zamiaru posłuchać. Wstała i chciała postawić krok, ale nogi odmówiły jej posłuszeństwa. Osunęła się na łóżko. Miała mało czasu. Musiała przezwyciężyć ból. Spróbowała jeszcze raz, było lepiej, ale i tak musiała się przytrzymywać poręczy łóżek. Kiedy dotarła do drzwi musiała przestać polegać na podpórkach. Zrobiła jeden niepewny krok, następny i kolejne coraz pewniejsze. W końcu dotarła do drzwi, pchnęła je i wyszła.
Rozejrzała się po korytarzu. Ku jej zdziwieniu był pusty. Nie wiedziała czy była to zasługa wczesnej godziny, tego że wszyscy byli na lekcjach czy jeszcze czegoś innego. Dla niej ten czas kiedy nie mogła otworzyć oczu był wiecznością, ale teraz nie miała czasu do stracenia. Właściwie to dziwiła się dlaczego pielęgniarka jeszcze nie wypadła ze Skrzydła i nie zaczęła krzyczeć.
Dziewczyna zaczęła iść w stronę Wieży Feniksa. Trzymała się blisko ściany, aby w razie upadku podeprzeć się.
W pewnym momencie usłyszała za sobą głosy Khana i pielęgniarki. Skręciła szybko w boczny korytarz i przyległa do ściany i najwidoczniej uruchomiła jakiś kolejny mechanizm, bo nagle wpadła w jakąś wnękę, na której miejscu zdecydowanie powinna być ściana. Nie zdążyła złapać równowagi i upadła na ręce na kamienną posadzkę.
Ręka nagle zaczęła bolec ją niemiłosiernie. Przez myśl przeleciało dziewczynie „a może dałabym radę iść szybciej”. Co oczywiście było jedna wielka głupotą. Potem nachodziła ją coraz więcej pytań „czemu zamek jest taki opuszczony?”, „jaki dzień tygodnia?” , „która godzina?”, „czy przypadkiem jednak nie zasnęła?”. Na dodatek w jej głowie kiełkowało coraz więcej, że mogła się postarać bardziej to by jej nie złapali, że nie dała z siebie wszystkiego, że stać ją na więcej.
W końcu kroki oddaliły się na tyle, żeby mogła wyjść z kryjówki i podążyć do Wieży.
Chyba jednak nie było jej pisane tam dotrzeć, ponieważ kiedy skręcała już w ostatni korytarz, doprowadziłby on ją do schodów, a te z kolei prowadzą tuż obok posągu feniksa, zza zakrętu wyłoniła się pielęgniarka.
– Nie mam pojęcia jakim cudem udało ci się przejść taki kawał na dopiero co złożonych nogach, ale na pewno sobie zaszkodziłaś – powiedziała oschle kobieta, wyczarowała wózek i wskazała głową, żeby Lil usiadła.
Dziewczyna wściekła na siebie, że była już tak blisko. Co prawda nie miała pojęcia czy dałaby sobie radę na schodach, ale zawsze coś by się wymyśliło. Najbardziej denerwowała ją myśl, że straciła ostatnią szansę na ucieczkę. Doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że nie będzie odpuszczana na krok. Będą siedzieć nad nią w dzień i w nocy.
Ani myślała siadać na wózku, skoro już została złapana to chciała zachować choć trochę swoich postanowień. Tak więc odwróciła się od pielęgniarki i poszła o własnych nogach w stronę Skrzydła Szpitalnego.
Jednak pielęgniarka niewiele sobie z tego robiła. Machnęła różdżką i wsadziła Lilianę na wózek.
– Jaki jest dzień tygodnia? Która godzina? – zadała pytania Liliana hardym tonem.
– Nie będę odpowiadać na pytania smarkuli, która zachowuje się w ten sposób – zbyła ją Mniszek.
– Jestem już zdrowa. Nic mi nie jest – skłamała gładko Liliana, choć jakby na zaprzeczenie tych słów ręka zaczęła ją boleć bardziej.
– Przestań kłamać. Dobrze wiem, że w środku skręcasz się z bólu. Nawet nie mogę uwierzyć, że o własnych siłach doszłaś, aż tutaj. Nie spotkałam się jeszcze z tak krnąbrnym i ignorującym ból dzieckiem – mruczała jak zwykle pod nosem pielęgniarka, ale w sercu była pełna podziwu dla tej niskiej dziewczyny, Mniszek zdawała sobie sprawę jak wielki ból czuje dziewczyna, a mimo tego Liliana chciała być niezależna i była strasznie zdeterminowana. „To po rodzicach” pomyślała pielęgniarka, ale szybko wyrzuciła te myśl z głowy.
Przez cała drogę do Sali Chorych nie odzywały się ani słowem. Kiedy w końcu dotarły, pod drzwiami zastały trójkę chłopców.
– Co tu robicie? – spytała ostro pielęgniarka.
– Przyszliśmy do Liliany – powiedzieli chórem, a byli po tym tak dumni, że Lil była gotowa założyć się o to, że ćwiczyli to.
– Czemu jesteś przywiązana do wózka? – spytał Halt.
– Bo chce mieć kłopoty z chodzeniem do końca życia i trzeba ja siłą przymuszać do leczenia. Przyszliście na próżno. Zaraz mam zamiar podać jej eliksir usypiający – odpowiedziała pielęgniarka.
– Ale tylko chwilkę, proszę pani – powiedział Simus.
– Będziemy jej pilnować – dodał Halt.
– Przecież tylko dla niej wstaliśmy o 04:00 w niedzielę – odezwał się Dobry na koniec. Liliana uśmiechnęła się była pewna, że to także przećwiczyli, a to co nastąpiło po tym, tylko utwierdziło ja w tym wniosku.
– Bardzo prosimy – powiedzieli znowu chórem.
Pielęgniarka popatrzyła srogo po twarzach chłopców. Mimo że zgrywała okrutnicę w środku ta scena bardzo rozśmieszyła pielęgniarkę.
– Tylko chwilę. Dopóki nie przygotuje porcji eliksiru dla waszej koleżanki.
Chłopcy słysząc zgodę uzdrowicielki odtańczyli taniec radości.
– Ale jeśli znów nie będziecie chcieli wyjść jak wczoraj, macie dożywotni zakaz odwiedzania kogokolwiek, zrozumiano? I nie męczyć jej dzikim harcami.
Chłopcy posłusznie pokiwali głowami i weszli do Sali Chorych za pielęgniarką. Kiedy ta poszła do swojego pokoju, aby przygotowywać dodatkowe porcje eliksiru, chłopcy pomagali, a raczej próbowali pomóc Lilianie, ponieważ dziewczyna upierała się, że nie potrzebuje pomocnej dłoni i odrzucała wszelkie jej przejawy, mimo bólu, który cały czas rósł w siłę.
– Co się stało?
– Czemu jechałaś przywiązana do wózka?
– Coś ty znowu nabroiła? Nie możesz choć raz o siebie zadbać?
Zasypali Lilianę pytaniami przekrzykując jeden, drugiego.
– Chwila! Po kolei. Na początek powiedzcie mi ile tu leżę? – przerwała lawinę pytań Lil.
– Jakieś 12 godzin.
– To jest dużo, tym bardziej że właściwie nie mogłam spać. 12 godzin bezmyślnego leżenia! – mówiła oburzona Liliana.
– Jak na podwójną dawkę usypiającego to bardzo mało. Po takiej porcji dorośli ludzie śpią około dwóch dni – powiedział rzeczowym tonem Simus.
– To niemożliwe – stanowczo zaprzeczyła Liliana.
– A jednak. Teraz twoja kolej. Opowiedz co się stało.
– W końcu mogłam otworzyć oczy, a pielęgniarka na dzień dobry chciała mnie poczęstować eliksirem usypiającym, wiec uciekłam. Już byłam przy schodach, kiedy mnie złapała. Wyczarowała wózek, ale ja nie chciałam jechać na nim, więc zaczęłam iść, a ona zaklęciem posadziła mnie na wózku i przywiązała, żebym nie uciekła – dziewczyna wzruszyła ramionami i uśmiechnęła się.
– Jesteś niemożliwa – roześmiał się Simus, a reszta mu zawtórowała.
– Liliana... znaczy Lil, miło mi – uśmiechnęła się szerzej, a zaraz dodała – czemu przyszliście?
– Chcieliśmy ci złożyć przyjacielska wizytę – wyszczerzył się Dobry.
– O czwartej nad ranem?! – Liliana podniosła jedną brew.
– W nocy – poprawił Simus.
– Nad ranem – zaprzeczyła Lil.
– Możecie przestać – odezwał się Halt, jednak Simus i Lilia nic sobie z niego nie robili, w końcu zatkał im usta – przestańcie, czas nam się kończy, a wy się kłócicie „czwarta nad ranem czy w nocy”!
– Tak – odparli jednocześnie Simus i Lil, po czym wszyscy się roześmiali.
– To może mnie oświecicie czemu przychodzicie tu o 04:00 NAD RANEM? – zapytała Liliana akcentując ostatnie słowa.
– Dowiedzieliśmy się , że wróciłaś do żywych, nie pytaj jak, więc przyszliśmy. Chcieliśmy z tobą pogadać – powiedział szybko Halt zanim znów zaczęła się bitwa o „czwartą”.
– O tym co się stało – dokończył Dobry.
– Nie – powiedziała Lil i przewróciła się na drugi bok, choć kosztowało ja to dodatkowy ból.
Chłopcy wiedzieli, ze teraz tego od niej nie wyciągną, więc zmienili temat. Opowiedzieli Lilianie co się działo przez te 12 godzin, kiedy jej nie było wśród żywych.
Po pierwsze wiadomość o tym, że Lilianie się coś stało rozeszła się po szkole w zastraszająco szybkim tempie. Aczkolwiek było wiele wersji. Jedna mówiła o tym, że rzuciła się z Wieży tak jak chcieli to zrobić z Haltem we wrześniu właśnie z jego powodu, bo znalazł sobie inną, ale na szczęście Halt jako rycerz zjawił się w ostatnim momencie i zaklęciem udało mu się  jedynie złagodzić upadek, ale potem zaniósł ją do Skrzydła Szpitalnego i wyznał, że kocha tylko ją. Była to jedna ze śmieszniejszych wersji. Każdy normalny człowiek, który kiedykolwiek przebywał z ta dwójką nigdy nie posądziłby ich o romans. Inna twierdziła, że akurat pływała w jeziorze i nagle złe potwory morskie wystrzeliły ją na brzeg i narobiły uszkodzeń ciała za pomocą magii. Jeszcze inna traktowała o tym, że zastała zatruta podczas posiłku przez zazdrosne dziewczyny, którym się podoba Halt albo Tomek i wywołało to taką brzydotę i depresje z powodu wyglądu, że błaga pielęgniarkę o odtrutkę.
Po drugie zmienili drużyny, które miały grać w przyszłym tygodniu. Sezon rozpoczynać będą reprezentacje Sfinksa i Podgrebina.
Po trzecie dyrektor wygłosił, bardzo długą i nużącą mowę, traktującą o tym, aby cały czas uważać na swoje zdrowie i nie używać zaklęć między lekcjami i nie dokuczać sobie za pomocą magii.
Po czwarte jest dłuższa cisza nocna. Trwa od 21 do 06.
– To chyba wszystko – Halt odetchnął i opadł na krzesło.
– Zapomniałeś o czymś – odezwał się Dobry, a potem zwrócił się do Lil – zgadnij z kim umówiła się Ola?
– Na pewno nie z tobą – odpowiedziała dziewczyna i wybuchnęli śmiechem.
– Oczywiście, że nie. Nawet przez myśl mi to nie przeszło. Nasz mały Halcik wyfruwa z gniazda.
Liliana roześmiała się jeszcze głośniej.
– Słucham? Umówiłeś się z TĄ Olą? Olą Czaplą? Z drugiego roku? – mówiła Lilia pomiędzy niekontrolowanymi wybuchami śmiechu.
– Tak – odparł nieco dumny z siebie Halt. Każdy wiedział, że Ola Czapla nie umawia się z byle kim na randki. Tym rzadziej daje drugą szansę. Jak się pewnie domyślacie, to właśnie TA Ola była z Haltem, kiedy dostał wiadomość od Liliany.
– Och! Gratulacje! Jak cudownie! To kiedy ślub? Czy jako twoja najlepsza przyjaciółka mam być drużbą czy druhną? Tak między nami to wolałabym drużbę – śmiała się Lilia.
– Będziesz mi to wypominać do końca moich dni?
– Niech się zastanowię.. hm...Tak! – kolejny wybuch śmiechu, ale nie tylko ze strony Lil.
– Koniec odwiedzin. I macie szczęście, że nie mam zamiaru zgłosić tego, że włóczycie się podczas ciszy nocnej po zamku – weszła pielęgniarka.
Przyjaciele pożegnali się. A pielęgniarka postawiła przed Lilianą buteleczkę z eliksirem.
– Pij albo wleję do gardła siłą – zagroziła.
Liliana posłusznie wypiła gorzki eliksir duszkiem. I znów poczuła, że jej powieki stają się ciężkie, ale nie usypia.

*

– To nie był zwykły upadek z miotły.
– A co według ciebie?
– To był upadek spowodowany czarno magiczną klątwą. Dlatego ta dziewczyna ledwo się poruszała. Oczywiście miała połamane obie nogi, rękę, parę żeber i była mocno poobijana, ale biorąc pod uwagę to, że mamy do czynienia z tą konkretną dziewczyną, to nie było normalne. Ona ledwo była w stanie się ruszyć. Dodatkowo cos powoduje, że zaklęcia lecznicze i eliksiry albo działają wolniej bądź słabiej albo nie działają w ogóle.
– Do tego potrzeba bardzo potężnego czarno magicznego zaklęcia. Żaden uczeń, nawet najzdolniejszy nie jest w stanie zrobić czegoś takiego.
– Ja tylko mówię co się dzieje, a co ty z tym zrobisz to twoja sprawa. Przypominam ci także, że to jest Sharma! To nazwisko coś znaczy, nie uważasz?

________________________
Post z zeszłego tygodnia. 
Niestety ciągłe rozjazdy nie pozostawiają mi dużo czasu na pisanie, dlatego te cztery rozdziały, które się jeszcze ukażą w sierpniu będą po prostu krótsze.
Mam nadzieję, że rozdział nie jest zły.
Wykorzystujcie te ostatnie dni wolności :)

Zabiegana, Visenna

piątek, 14 sierpnia 2015

Rozdział 10 : Quidditch

                 Weekend zleciał strasznie szybko i nim uczniowie się zorientowali znów był poniedziałek. Liliana i Halt kolejny raz musieli znosić złośliwości profesora zielarstwa i zarobili kolejny szlaban, mimo że nie odrobili jeszcze poprzedniego. Minęły dopiero trzy lekcje zielarstwa, a pierwszoroczni Feniksa już doskonale wiedzieli, że nienawidzą tego przedmiotu z całego serca.
                Dni mijały na nauce, odrabianiu szlabanów i odkrywaniu tajemnic zamku nocami.
                W czwartek na przerwie obiadowej, do Liliany podszedł Feniks z piątego roku, którego poznała w sobotę rano.
– Vis, możemy porozmawiać? – zwrócił się do dziewczyny, kiedy ta powiedziała, że najpierw musi zjeść została zabita spojrzeniem przez praktycznie całą część damską Naretu. Dobrze, ze spojrzenie nie mogło zabijać, bo inaczej Liliana byłaby już po torturach i zostałaby z niej kupka popiołu. Nienawistne spojrzenia wzmogły się, kiedy wstała od stołu i  skierowała się za Feniksem do wyjścia.
– O co chodzi? – spytała Liliana.
– W sumie to wyciągnąłem cię tylko po to, aby zobaczyć jak znienawidza cię ponad połowa szkoły – roześmiał się chłopak, Liliana parsknęła śmiechem.
– I co uważasz swoją misję za zakończoną powodzeniem? – powiedziała Liliana ze słabym uśmiechem.
– Właściwie to... tak – teraz już oboje się śmiali.
– A może teraz mi powiesz czemu naprawdę mnie odciągnąłeś od tego jakże cennego i pysznego obiadu? – spytała Liliana z rozbawieniem.
– Czyli zauważyłaś, że plan, żeby znienawidziła się cała szkoła nie jest na pierwszym planie? Cholera, prawie mi się udało. Do rzeczy. Wtedy kiedy zwiedzaliście zewnętrzną stronę murów, rozmawiałem z Khanem na twój temat. Nie przerywaj mi – dodał widząc, że Lil już otwiera usta, żeby coś powiedzieć – Sobaczyński mówił mi o tobie. Podobno całkiem nieźle latasz. Wtedy rozmawialiśmy o tym czy przyjąć cię do drużyny, mimo że kwalifikacje są dozwolone dopiero od trzeciego roku.
– Do jakiej drużyny? – przerwała mu Liliana, a jej brew mimowolnie szła w górę.
– Quidditcha, czy ty naprawdę  nie masz pojęcia o świecie magii? – powiedział rozbawiony chłopak, ale widząc spojrzenie Liliany, przestał się śmiać i kontynuował – Chodź na stadion.
– Ale teraz mam zaklęcia, Kossowiak mnie nie zwolni.
– Już to zrobiła. Chodź. Reszta czeka.
– Jaka reszta? – zapytała zdezorientowana Liliana, ale nie doczekała się odpowiedzi, bo chłopak już ciągnął ją za rękę – ale starannie dobrane jedzenie w moim żołądku – mruknęła jeszcze podczas biegu. Wydawało jej się, że odpowiedział coś w stylu „jeśli jest tak dobrane jak w sobotę, to może lepiej nie lataj”, ale nie była pewna.
                Kiedy dotarli na stadion, chłopak wyciągnął z kieszeni klucze i otworzył kłódkę, która broniła dostępu do schowku na miotły.
– Co do...? – zaczęła Liliana, ale Feniks uciszył ją syknięciem. Wziął ze schowka dwie miotły, jakąś walizkę i dał jej klucz do szatni, żeby się przebrała. Nie interesowało go to, że nie ma rzeczy na zmianę.
                Kiedy wyszła z szatni na stadionie oprócz chłopaka, który ja tu ściągnął było jeszcze pięć osób.
– O co chodzi? – zapytała zdezorientowana Liliana.
– W quidditchu masz cztery pozycje na, których możesz grać. Jest szukający, który musi złapać złoty znicz, kończy on grę i daje 150 punktów dla drużyny, która go złapała. U nas szukającym jest Zenon z piątego roku – wysoki rudzielec pomachał do niej.
- Czy ja cię skądś nie znam? - zapytała Liliana.
- Na pewno ze stołu Feniksów, a poza tym jesteś z moimi braćmi na jednym roku. No dobra, w tym momencie trudno nie być z jakimiś moimi braćmi na roku - roześmiał się szukający. (Dopisane) Zaraz Tomek ponowił swój wykład.
– Są dwaj pałkarze, oni interesują się tłuczkami, piłkami, które chcą zrzucić z miotły wszystkich, i ochraniają przed nimi resztę. Jednym jestem ja, drugim Rafał z tego samego roku co ja – tym razem poruszył się szatyn o ciemnej karnacji – kolejnym graczem jest obrońca, Amelia, szósty rok – niska dziewczyna o krótko ściętych czarnych włosach, uśmiechnęła się – Broni on tych trzech pętli, żeby przeciwna drużyna nie przerzuciła przez nie kafla, piłką, którą interesuje się najwięcej zawodników. Interesujesz się nią szczególnie ty i dwóch innych ścigających. Stanisław i Przemek, czwarty rok – do dziewczyny wyszczerzyły się kolejne dwie rude osóbki... dwie identyczne rude osóbki, nie mogła się powstrzymać od parsknięcia śmiechem.
- Nie moja wina, że wszyscy Wolińscy to urodzeni gracze. W sumie to równie dobrze drużyna mogłaby się składać tylko z nich - wzruszył ramionami kapitan i kontynuował – Waszym zadaniem jest przerzucenie kafla przez obręcze przeciwnika. Proste.
– Chwila, ale ja nigdy w życiu nie grałam – zaprotestowała Lil.
– Będzie dobrze masz to we krwi, mówię ci – pocieszył ją pałkarz.
– Ale...
– Nie ma ale. Będzie dobrze. Zaczynamy.
– Ale nie chcę się dostać do drużyny tylko dlatego, że cię znam, bo pewnie to ty jesteś kapitanem.
– Tak jestem kapitanem, ale nie jesteś w drużynie tylko dlatego, że mnie znasz. Przecież mówiłem ci, że Sobaczyński o tym ze mną rozmawiał. Koniec gadania.
– A mogę wiedzieć jak masz na imię?
– To nie wiesz? – zapytał szczerze zdziwiony kapitan, ale widząc wzrok nowo upieczonej zawodniczki, powiedział – Tomek. A teraz w powietrze wszyscy, rozgrzewka.
                Zawodnicy wzbili się w powietrze. Musieli się sprężać, ponieważ musieli zdążyć na drugą połowę lekcji.  Ścigający mieli ćwiczyć podania i zaczynać się zgrać. Te 30 minut minęło Lilianie strasznie szybko, szczególnie dlatego, że polubiła quidditcha i uwielbiała latać na miotle. Kiedy siedziała w szatni razem z Amelią rozmawiały o grze.
– Rzeczywiście nieźle latasz. Zasługujesz na to, żeby być w drużynie. Miałaś miotłę w domu? – pochwaliła Lil, starsza dziewczyna.
– Moi rodzice są niemagiczni – odpowiedziała Liliana, miała już dosyć tłumaczenia wszystkim, że jej rodzice nie są czarodziejami. Nie rozumiała czemu każdy starł jej się wmawiać coś innego.
– Ty jesteś Sharma? – upewniła się Amelia – A zresztą nieważne. Naprawdę jesteś wariatem. Przyznaj się, miotła ci trzeszczała – uśmiechnęła się obrończyni.
– No może trochę – uśmiechnęła się nieśmiało – ale czemu uważasz mnie za wariata?
– Nikt normalny nie rozwija takich prędkości, a już na pewno nie na Strzale! To praktycznie samobójstwo!
– Lubię przeżywać samobójstwo – dziewczyny roześmiały się.
– Widać. Biedna miotła, nie jej wina, że pan oddał ją wariatce.
– To nie była miotła szkolna?
– Szkoły nie stać na najnowsze modele – Amelia pokręciła głową – będziesz musiała zainwestować, bo szkolne miotły bardzo ucierpią na współpracy z tobą.
– Hej! Wyłazić! – dotarł do nich krzyk kapitana – Wiem, że się cieszycie, ale może lepiej iść na lekcje, szczególnie Vis, bo Kossowiak najpierw zabije mnie, a potem ciebie, że ominęłaś całą lekcję. Widzimy się na treningu w niedzielę.

*

                Kiedy weszła zdyszana na lekcję towarzyszyły jej ciekawskie spojrzenia Leprokonusów i Feniksów. Jednak nie przejmowała się tym. Z szerokim uśmiechem na twarzy podeszła do ławki. Kossowiak kontynuowała lekcję jak gdyby nigdy nic.
– Co chciał? – spytał zaciekawiony Halt szeptem.
– Jestem w drużynie! – odpowiedział podekscytowana Liliana.
– Gratulacje! – Dobry , który siedział wraz z Simusem w ławce za Haltem i Lilianą, przechylił się przez blat  i pogratulował Lilianie.
– Dzięki – odpowiedziała rozpromieniona Liliana i potargała Korina.
– To co, teraz załatwisz nam jakieś kontakty? – Simus też się przechylił.
– Ta jasne, chyba kontakty, że będziecie musieli kibicować na meczach.
– Ładnie się tak spóźniać na lekcję? – szepnął Korin długowłosy, z którym Lil nie rozmawiała od podróży.
– Zależy z jakiego powodu – Liliana była tak szczęśliwa, że jej uśmiechu nie można było nazwać inaczej niż jak wyszczerz.
– Gratulacje, maszyno do zabijania. Ja bym się bał na miejscu przeciwników – cała piątka roześmiała się cicho.
                Bliźniaki siedzieli na drugim krańcu klasy, więc nie wiedzieli o co chodzi. Andrzej napisał coś na kawałku pergaminu i wykorzystał moment kiedy Kossowiak stała tyłem do klasy i wysłał liścik Lilianie. „Co jest?”, Lil na drugiej stronie nabazgrała wielkimi literami „JESTEM W DRUŻYNIE”  i odesłała pergamin. Kiedy bracia odczytali, w tym samym czasie unieśli kciuki do góry i zaczęli imitować taniec radości, ale szybko skończyli pod karcącym spojrzeniem wicedyrektorki.
– Ej, mam super pomysł – powiedział nagle Dobry.
– Zaczynam się bać – mruknął Simus, widząc entuzjazm Dobrego.
– Zobaczymy co mu znowu strzeliło do głowy, a później będziemy się bać – powiedziała Liliana. Jednak na tej lekcji nie dane im było się dowiedzieć co za super pomysł miał Korin, ponieważ najwyraźniej szepty i dwaj przewieszeni przez ławkę uczniowie, nie były uznane przez Kossowiak za pozytywne i poprawne rzeczy na lekcji i zwróciła im uwagę.
– Panna Sharma i panowie Brzozowski, Matarek i Dobryski, jeśli za chwilę się nie uspokoicie dostaniecie szlaban do końca semestru – nauczycielka powiedziała to tak beztroskim tonem, że trudno byłoby uwierzyć, komuś kto nie znał nauczycielki, że tak naprawdę jest mocno zdenerwowana. Dodatkowo cały cza stała plecami do klasy, więc teoretycznie nie mogła widzieć nic co działo się w dwóch ostatnich ławkach pod ścianą.
                Wiedząc, że nauczycielka gotowa jest wlepić im szlaban nawet do końca roku szkolnego przestali rozmawiać, ale ich myśli i tak były bardzo daleko od lekcji zaklęć.

*

                Kiedy tylko lekcja się skończyła Lil, Halt, Simus i Korin wypadli z klasy z prędkością światła. Za chwilę dołączyli do nich także Andrzej i Kuba.
– Jesteś w drużynie! – wykrzyknął na cały korytarz Halt, przechodni popatrzyli się na niego wzrokiem „koleś chyba mocno uderzyłeś się w głowę”, ale ten nie zwracał na to uwagi i mówił dalej, już trochę            ciszej – będziesz chyba najmłodszym graczem tego stulecia!
– Nie drzyj się tak, bo zaraz cala szkoła się dowie – zbeształa przyjaciela Lilia.
– I tak się dowie – wtrącił się Andrzej, a zaraz po nim powiedział jakby kończąc wypowiedź brata, Kuba.
– O to się nie martw.
– Już my o to zadbamy – powiedzieli jednocześnie bliźniacy, wywołując śmiech wśród towarzyszy
– A tak w ogóle to ktoś jest ciekawy mojego pomysłu? – wykrztusił Dobry, kiedy trochę przestali się śmiać. Nagle jak na rozkaz wszyscy spoważnieli, spojrzeli na Dobrego i w tym samym czasie powiedzieli „nie!” i wybuchnęli śmiechem. Tym razem już nie przywrócili się do porządku tak łatwo. Śmiali się na schodach, aż zabrakło im powietrza, a mięśnie brzucha odmawiały posłuszeństwa.
                Dopiero kiedy doszli do Salonu Feniksów, można było coś powiedzieć i nie wywoływało to salwy śmiechu. Rozsiedli się na kanapie przy kominku i postanowili, że nigdzie się nie ruszają, zbyt ich wszystko bolało.
– To jaki jest ten cudowny plan? – spytał Simus.
– Można się trochę wzbogacić na quidditchu .
– Hazardzista – odezwała się Lil.
– Niewinne zakłady. Żaden hazard. Mówisz tak jakbyśmy urządzali nielegalne wieczory pokera – odpowiedział Dobry.
                Liliana tylko popatrzyła na niego, a ta jedna brew sama poleciała w górę. Przecież całą szóstką organizowali te wieczory, a właściwie to jak na razie był jeden, ale dzięki „szczęściu” Liliany i tak sporo zyskali. Liliana nie zdziwiłaby się, gdyby w przyszłości zostali ogłoszeni największymi hazardzistami jakich widział Naret.
– To był słaby przykład, ale tu chodzi tylko o małe zakłady – Dobry uśmiechnął się i rozłożył ręce tak jakby namawiał właśnie do kupna „bardzo ważnego” produktu.
– A później to ja was będę musiała bronić przed bandą ludzi, którzy będą chcieli swoje pieniądze – mruknęła pod nosem Liliana niby niezadowolona, ale na jej usta wpełzał uśmiech.
– Marudzisz. Przecież i tak w to wchodzisz.
                Dziewczyna przewróciła oczami.
– To mówisz, że kiedy pierwszy mecz? – zaśmiał się Simus.

*

                Wrzesień mijał na nauce, szlabanach, zabawach, śmiechu i graniu w karty. Simus, Korin, Liliana i Halt byli prawie nierozłączni, zazwyczaj tez towarzyszyli im bliźniacy. Jedyny czas kiedy się rozchodzili to na osobne szlabany, noc, chociaż Lilia nie raz spała u chłopców z racji kłótni z współlokatorkami, i czasami na treningi Liliany.
Dziewczyna przykładała się do quidditch jak tylko mogła, skoro została tak wyróżniona, to teraz musi pokazać, że słusznie. Nie miała pieniędzy na własną miotłę, choć aktualne akcje hazardowe przeznaczone były na ten właśnie cel, więc cały czas musiała latać na miotłach szkolnych. Nie mogła rozwijać dużych prędkości, ale często o tym zapominała i wynikiem tego było kilka połamanych mioteł, które po prostu rozpadały się podczas lotu w rekach Liliany.
Czasami ćwiczyła tez sama, tak było i tym razem.
Chłodna październikowa sobota. Na dworze plucha. Wszyscy normalni ludzie chowają się w takie dni pod kocem z kubkiem kawy czy herbaty i rozmawiają z przyjaciółmi wspominając ciepłe, słoneczne dni lata. Jednak w Narecie była pewna uparta osóbka, która chciała wszystkim udowodnić, a raczej udowodnić sobie, ponieważ nikt w zamku nie wątpił w jej umiejętności, że zasługuje, żeby TU być.
 TU znaczy w świecie czarodziejów, TU znaczy w Szkole Magii i Czarodziejstwa w Polsce, TU znaczy w Domu Feniksa, TU znaczy w drużynie quidditcha. I dlatego też uparcie ćwiczyła na stadionie. Nie przeszkadzał jej zacinający deszcz, chłód czy błoto. Nie obchodziło ją nic poza kaflem, którego zaczarowała tak, aby pracował jak podczas gry. Wpadła w swego rodzaju trans.
Była w swoim świecie do tego stopnia, ze nie zauważyła, że ktoś wszedł na stadion. Nie zauważyła, że ten ktoś rzucał właśnie czar na jej miotłę. Zauważyła dopiero wtedy, gdy leciała wprost na ziemię i nie mogła nic z tym zrobić. W końcu nastąpił bolesny upadek. Dziewczyna słyszała dźwięk łamanych kości, ale nie wiedziała, których. Ból był wszechogarniający.
Ktoś podszedł do niej i szepnął do ucha.
– Widzę, że zapomniało się o naszej umowie. Ostatnio coraz głośniej o tobie. Na mnie nie zrobi wrażenia, że jesteś Sharma. Twoi rodzice to nic nie warte kanalie! Ojciec – nadęty głupek, a matka – wstrętna hipokrytka. Jesteś nikim, zerem i żadne ćwiczenia tego nie zmienią. Nigdy nic ci się nie uda. Jesteś za słaba na to wszystko. Następnym razem to nie będą kości – powiedział chłopak i odszedł.
Liliana leżała  na murawie nieruchomo nie była w stanie się poruszyć. Jedyne na co się zdobyła to przekręcenie głowy, by zobaczyć co z miotłą, choć wiedziała doskonale, że niewiele z niej zostało.
 Nagle uderzyły w nią wspomnienia z pierwszej soboty.
Głos pełen pogardy i obrzydzenia. Kiedy wymawiał jej nazwisko dziewczynę przechodził dreszcz, nigdy nie słyszała tyle lodu w głosie drugiego człowieka.
„Nikt nie stanie za tobą...
wszyscy cię oszukują...
jesteś beznadziejna, słaba, pusta...
to że jesteś Sharma nic nie zmienia...”
Strzępki tego co mówił, powracało teraz do umysłu Liliany.
„Nawet czystość krwi was nie uratuje...”
Od kiedy przyszła do tej szkoły wszyscy wmawiają jej, że kłamie mówiąc, że jej rodzice są niemagiczni ( nie mogła się przyzwyczaić do określenia mugole), głos na ceremonii przydziału „ma czystą krew, ale nic więcej..”  i teraz ten nieznajomy.
Leżała niezdolna do ruchu i myślała. Choć dobrze wiedziała, że jej to nie wychodziło ostatnimi czasy.
Nie wiedziała ile będzie musiała na kogoś czekać, nikt nie wiedział, ze tu jest, pewnie nawet nikomu nie przyszło to do głowy, bo przecież żaden człowiek nie wychodzić trenować quidditcha w taką pogodę.
Wszystko ją bolało, jednak ból zelżał na tyle by mogła pozwolić sobie na chwilę wysiłku.
Odwróciła rękę, która poprzednio mocno ściskała trzonek rozbitej miotły. Skupiła się i na jej ręku pojawiła się kartka z dwoma słowami „pomocy, stadion”. Uniosła delikatnie głowę i dmuchnęła ostatkiem sił na kartkę. Kiedy wiadomość uniosła się dziewczyna opadła na murawę, tak bardzo chciała zemdleć.

________________
Jednak pojawi się tylko jeden rozdział, bo czas mnie goni i znów wyjeżdżam, ale cały czas podtrzymuję to, że w sierpniu pojawi się te osiem rozdziałów :D 
Mam nadzieję, że to co się dzieje w tym rozdziale będzie przez was mile widziane, ponieważ mnie coraz bardziej podobają się te rozdziały, a raczej to co moja chora wyobraźnia wymyśla.
Rozdział dla Oli i Klaudii, które sumiennie dotrzymywały mi towarzystwa (i nie zasypiały co chwila, tak to do ciebie Domi :P) na środku pola podczas spadających gwiazd :*

Visenna w milionach rozjazdów :)

środa, 12 sierpnia 2015

Noc spadających gwiazd

Miałam wstawić dziś dwa rozdziały,  które właściwie są już napisane i przepisane, ale niestety znów mnie wywiało w busz, więc rozdziały pojawią się pojutrze, kiedy wrócę.
Chciałam wam życzyć,  żeby wszystkie życzenia,  które skierujecie do gwiazd, się spełniły. Moje niebo jest cudownie nimi usłane <3
Dwa rozdziały w piątek i miłego oglądania gwiazd :)
Lecę oglądać :)
Przepraszam za błędy, ale na komórce naprawdę słabo dodaje się posty :)

Visenna, zapatrzając się w wiejskie niebo :)

czwartek, 6 sierpnia 2015

Rozdział 9 : " Bo chciałem zanieść przyjaciółce kanapki"

– Liliana! Musimy pogadać! – Halt krzyknął za przyjaciółką, kiedy ta właśnie wbiegała po schodach prowadzących do dormitoriów dziewczyn.
– O co chodzi? – spytała Liliana, z obojętną miną.
– Od kiedy dostałaś ten list jesteś przygnębiona – odpowiedział Halt, a kiedy ta już miała zamiar zanegować jego słowa dodał – I nie zaprzeczaj, bo za dobrze cie znam, żeby tego nie widzieć.
– Nic mi nie jest – powiedziała dziewczyna po czym odwróciła się i odeszła, ale Halt podążył za nią.
– Gdzie byłaś?
– Chodziłam. Dasz mi wreszcie spokój? – spytała dziewczyna wywracając oczami.
– Cały dzień? – w momencie kiedy Halt wszedł na schody rozległ się ogłuszający pisk, a schody pod chłopakiem zniknęły. Halt osunął się w czarną przestrzeń. Nie spadał długo ani tez nie było to specjalnie bolesne, jedyne co sprawiało mu kłopot to jak wyjść, ponieważ nie dosięgał na tyle aby się podciągnąć. Liliana odwróciła się, by zobaczyć co wywołało straszliwy pisk, a raczej co się z nim stało.
Choć była przygnębiona nie była w stanie się nie uśmiechnąć. Słabo, ale zawsze.
– Gdyby Halcik nie skakał po schodach... – odezwała się do powstałej dziury w schodach Liliana. Halt tylko mruczał coś gniewnie pod nosem.
– To Lilianka nie mogłaby mu pomóc – pokazał jej język i wyciągnął rękę. Liliana chwyciła ją i pomogła wydostać się przyjacielowi. Kiedy chłopak bezpiecznie opuścił schody jeszcze raz zwrócił się do Liliany.
– Powiedz o co chodzi – poprosił, a uśmiech zniknął z twarzy Liliany od razu. Tym razem już nawet nic nie odpowiedziała tylko odwróciła się i odeszła do dormitorium korzystając z ochrony schodów.
– Co się stało? – za plecami Halta odezwał się Andrzej.
– Ta dziewczyna jest beznadziejnie uparta.
– Szybko to odkryłeś – uśmiechnął się Andrzej – Po... ile lat ją znałeś?
– Znam ją od początku – Halt zaakcentował słowo „Znam”.
– 13 lat to sporo.
– Też tak uważam – Halt nie do końca wiedział do czego zmierza ta rozmowa.
– Więc czemu zachowujesz się ta jakbyś nie znał jej wcale? – Andrzej odszedł w stronę wyjścia z Wieży, zostawiając Halta samego z przemyśleniami.

*

– Wiecie gdzie jest Lil? Nie widziałem jej dzisiaj w ogóle, nawet nie przyszła do nas wyszczotkować zęby – zaśmiał się przy kolacji Dobry.
– Też jej nie widziałem – powiedział Simus po pewnym czasie, kiedy już wszyscy opanowali śmiech.
– A obiadem nigdy nie gardziła – dodał bardzo poważnym tonem Dobry, zaznaczając jeszcze ręką wagę swej wypowiedzi.
– Dla jasności. Żadnym posiłkiem nie gardziła.
                I znów salwa śmiechu. Nagle do roześmianych chłopców podszedł nieznajomy Feniks.
– Szukam Visenny.
– Kogo? Z tego co wiem, to do tej szkoły, nie chodzi, żadna..
– Chodzi pewnie o Lilianę – przerwał Kubie, Halt. Wszyscy spojrzeli na niego zdziwieni – na drugie ma Visenna – wzruszył ramionami, a potem spojrzał na nieznajomego – O co chodzi? Nie widzieliśmy jej od dwóch godzin – znów Haltowi towarzyszyły zdziwione spojrzenia.
– Po porostu jej szukam. Czyli nie wiecie gdzie może być?
– Może w dormitorium dziewczyn, ale na schodach jest pułapka.
– Każdy to wie – powiedział nieznajomy jakby mówił coś oczywistego.
– Skąd ją znasz? – Halt szybko odwrócił temat, miał nadzieję, że niewiele osób zorientowało się o jego „wypadku” na schodach dziewczyn.
– Każdy ją zna – roześmiał się nieznajomy – trudno zapomnieć dziewczynę, która wystąpiła na ceremonię ze złamanym nosem, i do której podleciało kilka różdżek. Jeśli masz na myśli kiedy ją spotkałem, to dziś rano jak trenowała – powiedział, po czym dodał poważniejszym tonem – Taka przyjaciółka to skarb.
– Masz na myśli to, że w razie czego jest w stanie rozwalić całą armię wrogów? – zaśmiał się Simus.
– Nie. Mam na myśli to, że jest wyjątkowa. Znacie inna taką dziewczynę? – odpowiedział nieznajomy i odszedł.
– Myślicie, że ten chłopak mówił poważnie? – spytał Kuba – odnośnie Liliany.
                Chłopcy spojrzeli po sobie, by za chwilę utkwić wzrok w talerzach. Żaden nie wiedział co odpowiedzieć. Nigdy nie zastanawiali się nad Lil. Ona po prostu była. Simus i Dobry, podczas jazdy pociągiem podeszli do niej, żeby do nich wróciła, ale nie wiedzieli dokładnie dlaczego to zrobili. Nie chodziło o zakład, ponieważ równie dobrze tamta mogła zostać, ale oni jej nie chcieli. Chcieli podróżować z Lilianą, z którą można było normalnie pogadać o wszystkim i o niczym. Od początku roku szkolnego ta szóstka, była praktycznie jak rodzeństwo, mimo że minął dopiero tydzień oni już związali ze sobą swoje losy, choć nie zdawali sobie z tego sprawy. Nie dzisiaj, nie przy tym stole.
W końcu ciszę przerwał Halt, choć w głębi chłopców już była odpowiedź na to pytanie.
– Zdecydowanie mówił poważnie. Tylko my jesteśmy, zbyt tępi, żeby to zobaczyć – wziął kilka kanapek i wybiegł.

*

                Liliana siedziała na swoim łóżku i nie chciała nikogo widzieć, chciała zapomnieć o świecie i o tym, że istnieje. Niby nic się nie stało, ale wszystko nagle zaczęło się na siebie nakładać. Nienawiść Nagory i współlokatorek, śmierć, wszystkie dziwne rzeczy, które się dzieją wokół niej, tajemnice, które otworzył jej zapisany margines książki, to co się działo dziś i to, że powinna być gdzie indziej. Niby nic nie znaczące drobnostki przerodziły się i połączyły w coś czego nie była w stanie udźwignąć. Przez to Liliana siedziała załamana w dormitorium, na swoim łóżku, odgrodzona od świata kotarami i wytworzonym przez siebie niewidzialnym murem. Nie płakała, nie kiwała się na zmianę w przód i w tył. Tak naprawdę, gdyby ktoś ją teraz zobaczył stwierdziłby, że jest wściekła albo obrażona. W zamku była tylko jedna osoba, która mogła się domyślać, że coś się dzieje z Lilianą.
                Dziewczyna kolejny raz sięgnęła do kieszeni i wyciągnęła z niej czarno – białe zdjęcie. Przedstawiało dwoje dziewięciolatków w za dużych harcerskich mundurach wodnych, obojgu mundur sięgały do kolan, skaczących z kei do wody. Trzymające się za ręce dzieci, były szeroko uśmiechnięte. Z lewej ciemnowłosy chłopczyk, z prawej jasnowłosa, piegowata dziewczynka.
                Liliana uśmiechnęła się smutno do wspomnień. Wtedy jeszcze byli niewinnymi dziećmi, cieszyli się każdą drobnostką, a lato, słońce, woda i żagle, wystarczyły im do pełni szczęścia. Nie przejmowali się niczym. Byli krótko mówiąc beztroskimi dziećmi. Nie wiedzieli jakie piekło zamierzało zgotować im życie. Trzy dni po zrobieniu zdjęcia utonął jeden z ich najbliższych przyjaciół i instruktorów, to on uczył ich żeglować. Ratował załogę po wywróceniu łódki. Mimo że byli dziećmi, musieli zrozumieć czym jest śmierć i jaką stratę i pustkę w sercu przynosiła. Kolejny taki cios, zdarzył się dokładnie trzy lata później, kiedy zdarzył się wypadek samochodowy przy transporcie łódek po skończonym obozie. Zginął wtedy brat Halta i jeszcze trzy osoby. Uratowała się tylko jedna. W dzień kiedy się o tym dowiedzieli Liliana widziała Halta po raz ostatni. Po prostu zniknął z jej życia, co tylko bardziej ją dobiło. I nagle spotyka go w pociągu jadącym po wodzie do Szkoły Magii i Czarodziejstwa. I niby jest tak jak dawniej, a jednak inaczej.
                Liliana schowała zdjęcie i przewróciła się na drugi bok. Bardzo chciała zasnąć, uwolnić się od wszystkich myśli i problemów. Zwyczajnie pogrążyć się w krainie Morfeusza. Jednak jak to zawsze bywa, kiedy najbardziej tego potrzebujesz, sen nie nadchodzi i pozostaje tylko przekręcać się z boku na bok.          
                Nagle drzwi otworzyły się z hukiem, a stanął w nich nie kto inny jak Jola. Blondynka rzuciła Lilianie mordercze, pogardliwe spojrzenie przez kotary, po czym się odezwała.
– Jeszcze go tutaj nie ma?
– Kogo? – odezwała się Lil, znudzonym głosem.
– Halta. Jak oparzony wybiegł z Sali, jak mówili o tobie, więc myślałam, że już tu jest, szczególnie, że pytał chłopaków ze starszych roczników, czy da się przejść oknami. Ile można przechodzić? – blondynka wydawała się zupełnie nieporuszona faktem, że w Każdej chwili chłopak może spaść.
– Co?! – Liliana na te informacje zerwała się i zeskoczyła z łóżka, ponownie plącząc się w kotary, których zapomniała odsłonić. Skok nie był dobrym pomysłem, jednak w tym momencie nie liczyła się ona, tylko to, żeby Halt odzyskał rozum i nie podejmował prób samobójczych. Pośpiesznie wybiegła z dormitorium i pokonała schody przeskakując co trzy lub cztery.
Kiedy wpadła do dormitorium chłopców, nie zastała nikogo, a okno było otwarte na oścież. Dziewczyna wychyliła się i zobaczyła Halta sunącego wzdłuż zewnętrznych ścian. Krzyknęła za przyjacielem, ale ten jej nie usłyszał przez wiatr uderzający w mury. Nie myśląc, jakby nie pamiętała, że to nie przynosi dobrych skutków, wyszła z okna i zaczęła podążać za przyjacielem. Kiedy był na wyciągnięcie ręki zawołała jeszcze raz. Chłopak odwrócił głowę. Spojrzał na nią, a w jego oczach Liliana ujrzała przerażenie.
– Co tu, do cholery, robisz?
– Mogłabym cie spytać o to samo! Wiesz jaka to jest wysokość?! Głąbie?
– Gdyby wasze schody nie były takie głupie nie musiałbym tego robić!
– Gdybyś ty nie był taki głupi nie musiałabym tego robić!
                Krzyczeli na siebie coraz głośniej, ale nie z powodu wiatru.
                Nagle okno pomiędzy nimi się otworzyło i wyjrzał z niego Brus Khan.
– Cholera – wyjątkowo zgodnie mruknęli przyjaciele.
                Nauczyciel zmierzył ich wzrokiem, a za chwile kazał wchodzić do środka. Khan spojrzał najpierw na Lilianę, później na Halta.
– Czyście poszaleli? Wiecie jaka to jest wysokość? Pomyślcie co by było gdybyście spadli? Słucham, czemu to zrobiliście? Jeszcze kłóciliście się czekając, aż przemarznięte dłonie mimowolnie puszczą się muru – opiekun domu Feniksa był zły, chociaż nie, on był wściekły. Przenosił spojrzenie z Liliany na Halta i odwrotnie, podczas gdy ci milczeli, ze wzrokiem wbitym w podłogę – słucham – powtórzył Khan.
– Bo chciałem zanieść przyjaciółce kanapki – bąknął Halt nie podnosząc wzroku.
– Chciałeś zanieść kanapki. Jak rycersko, tylko czemu po drodze zwiedzałeś zewnętrzną stronę zamku, skoro Liliana była tuz za tobą?
– Ja... Nie wiedziałem, a była w dormitorium dziewczyn, no i schody – kolejna nieskładna odpowiedź popłynęła z ust Halta.
                W tym momencie nauczyciel roześmiał się. Na twarzy opiekuna tkwił uśmiech. Tego się nie spodziewali. Jednak w następnej chwili oblicze nauczyciela znów zpoważniało.
– Dobrze, że nic wam się nie stało. To było głupie, wręcz idiotyczne.
– Mówiłam mu to – wtrąciła Liliana.
– W momencie, kiedy sama ledwo trzymałaś się muru. Oboje nie pomyśleliście. I oboje was spotka kara. Zgłosicie się do mnie jutro o 0800. Do zobaczenia – powiedział Khan i już miał wychodzić, kiedy przypomniał sobie o trzeciej osobie w pokoju – odnośnie tego co mi mówiłeś i tego co mi mówił Sobaczyński. To się zastanowię, ale wydaje mi się, że raczej tak – dodał i wyszedł.
                Dopiero teraz Liliana rozejrzała się wokół, były tu takie same łóżka jak w innych dormitoriach, właściwie to całe pomieszczenie nie różniło się od innych dormitoriów. Skierowała wzrok na chłopaka do którego mówił Khan i rozpoznała go.
– Hej – powiedziała, a chłopak tylko pokręcił głową.
– Co wam strzeliło do głowy? – zapytał z niedowierzaniem – ty – wskazał na Halta – zanim zaczniesz chodzić po oknach, upewnij się, ze nie ma innej drogi do dormitoriów dziewczyn. Częsciowo cię rozumiem, ale to i tak było głupie. A ty, Vis. Od początku byłem pewny, że nie istniejesz – uśmiechnął się.
– Zapomniałeś, że to by oznaczało, że mówisz sam do siebie i twoja reputacja by ucierpiała – odwzajemniła uśmiech Liliana.
– No tak, moja cenna reputacja – zaśmiał się delikatnie, ale potem znów spoważniał – Naprawdę mogło się coś stać...
– Ale nic się nie stało i to jest ważne – przerwała chłopakowi Liliana i skierowała się w stronę drzwi wraz z Haltem. Nie mogli zobaczyć jak chłopak uśmiecha się pod nosem ani nie mogli usłyszeć jego myśli „że też musieli zacząć się kłócić akurat pod tym oknem”.
– To teraz możesz mi wyjaśnić po jaką cholerę, wychodziłeś przez to okno?! – wykrzyknęła Liliana, kiedy już byli na korytarzu.
– Już mówiłem Khanowi, chciałem ci zanieść kanapki. Nie było cię na kolacji. Tylko nie miałem pojęcia, że pójdziesz za mną. Jak się dowiedziałaś?
– Zanieść kanapki? Naprawdę – mimo woli uśmiechnęła się – w końcu nie mogłam pozwolić ci zginąć samemu. Co ja bym zrobiła bez worka treningowego? – zapytała udając zrozpaczony ton, na tyle dobrze, że chłopak, który właśnie wychodził z dormitorium drugiego roku spojrzał się na nią z niepokojem. Liliana i Halt wybuchnęli śmiechem.
                W dormitorium chłopców siedzieli już Simus i Dobry.
– Słyszeliśmy, że chcieliście popełnić samobójstwo z miłości – roześmiał się Dobry.
– Ja tylko chciałem przynieść kanapki – rozłożył bezradnie ręce Halt, po czym dodał – nie moja wina, że każda może za mną skoczyć z Wieży.
                Obecni w dormitorium roześmiali się, zdecydowanie nie mogli sobie wyobrazić jak Liliana skacze z Wieży, mówiąc, że to za miłość, która pozostanie na zawsze niespełniona.
– Właśnie, skoro już tak bardzo chciałeś mi je zanieść z narażeniem życia, to chętnie je dostanę.
– Z tym, że zostały tylko dwie – wymruczał pod nosem Halt cicho.
– Dwie? Z?
                Ciemnowłosy spuścił wzrok.
– Dwie zjadłem po drodze do Wieży... – zaczął odliczać Halt.
– Stary! Jak jadłeś biegnąc? – wtrącił Simus.
 – Żeby dodać sobie siły podczas biegu – dokończył Halt i zaczął odliczać kolejne kanapki, które zostały przez niego pochłonięte – jedną za przejściem i jedną, żeby dodać sobie odwagi przed wyjściem przez okno.
– Ty wstrętny, mały... – Liliana ruszyła sprężystym krokiem w stronę Halta. I przy każdym słowie uderzała go w brzuch.
– Ej! Tylko nie mały!
– Żarłaczu pospolity!
– Czemu pospolity?
– „Na dodanie odwagi!” A ja wyszłam z tego okna bez wahania, zeskoczyłam z tego cholernego łóżka. Tylko po to, żeby dowiedzieć się, że chciałeś mi przynieść kanapki, ale wszystkie zjadłeś po drodze?! Mogłam jednak urzeczywistnić plan, żeby cię zrzucić wtedy z Wieży.
– Chciałaś mnie stąd zrzucić?! – wykrzyknął przerażony i obolały już Halt od ciągłych uderzeń dziewczyny.
– Przeszło mi to przez myśl, a nawet poważnie to rozważałam. Gdybym wiedziała, że wszystkie kanapki, które miałeś mi przynieść zjadłeś po drodze nie wahałabym się ani chwili.
– Nie wszystkie! Ale jeśli nie chcesz, to cóż... – Halt już otwierał usta, żeby ugryźć pierwszy kęs.
– Dawaj je! – mruknęła gniewnie Liliana, wyrywając mu kanapkę z ręki.
– Ale podzielisz się?
– Na pewno nie z tobą! – i mówiąc to podała kanapkę Simusowi, a ten podał reszcie, podczas gdy Halt patrzył na zataczającą krąg kanapkę maślanym wzrokiem.
                Już nikt nie mógł powstrzymać się od śmiechu. Tarzali się po podłodze, nie mogąc przestać się śmiać.
Problemy Liliany znów zostały zamknięte w szufladce, dzięki przyjaciołom. Mimo nadal obrażonej miny, w głębi Lilia skakała ze szczęścia, że dla tych dwóch kanapek Halt był w stanie zrobić coś takiego. Teraz już nie miała tej wątpliwości w sercu, że to jest inny Halt. Po prostu był i to dawało jej szczęście.
– To teraz powiesz mi o co chodziło z tym listem? – spytał z nadzieją Halt.
– Jak długo mnie znasz? – odpowiedziała Liliana unosząc jedna brew.
– Uparciuch.
– Jak zawsze. Jeszcze się nie nauczyłeś? – na te słowa Halt tylko wystawił dziecinnie język.
– To co teraz? Mamy jeszcze całe cztery godziny soboty – odezwał się Simus.
– Kart? – spytała Liliana, choć doskonale było wiadomo, że to nie jest pytanie.
– Brydż? – odpowiedział Halt.
             Już zostało ustalone, nie ważne czy Simus i Korin znają zasady. Nie znali, więc pierwsze 20 minut zajęło Lilianie i Haltowi na tłumaczeniu reguł. Potem nie pograli za długo, ponieważ po pierwszej kolejce przyszli bliźniacy. Zasady „mako” znali wszyscy. Jeszcze o 1. w nocy, gdyby ktoś przyłożył ucho do drzwi dormitorium chłopców pierwszego roku, mógłby usłyszeć wykłócanie się i oskarżenia o kantowanie, a zaraz potem wesoły śmiech, grupki magicznych trzynastolatków.
______________
Kolejny rozdział wakacyjny, tak jak obiecałam ukazał się w tym tygodniu. Nie jestem pewna czy w przyszłym tygodniu dam radę coś wstawić, ale w sierpniu na pewno ukaże się jeszcze sześć rozdziałów.
Nie wiem jak wam, ale mnie wyjątkowo podoba się ten rozdział.
I na razie nie dowiecie się co/kogo zobaczyła Liliana za rozstępująca się ścianą :)