sobota, 6 czerwca 2015

Rozdział 4 : Zielarstwo, Dom Feniksa i Zakład

                Obudził ich dźwięk kroków, odbijający się od kamiennych ścian zamku. Liliana trąciła łokciem Halta, żeby go obudzić. Sama ledwo widziała na oczy, jednak mimo to zobaczyła zarys postaci, która ku jej przerażeniu, szła prosto ku nim.
– Co to ma znaczyć? Co tu robicie? – zapytał mężczyzna, a kiedy zobaczył, że uczniowie są nieprzytomni, wykrzyknął, że natychmiast mają iść na śniadanie i dodał jeszcze, że odejmuje im punkty. Widocznie oczekiwał jakieś reakcji ze strony ze strony nieprzytomnych nastolatków.
                Liliana potaknęła za siebie i Halta, a kiedy nauczyciel odszedł, zaczęła budzić zaspanego przyjaciela. Co wcale nie było prostym zadaniem, ostatecznie podniosła go siłą i zaczęła nim potrząsać.
– Gdzie wróg atakuje!? Wskaż mi kierunek, a będę atakować! – z takim okrzykiem na ustach obudził się Halt, a Liliana słysząc to roześmiała się, gdy już się opanowała, opowiedziała mu co się stało, co skomentował kolejnym okrzykiem.
– Czemu mnie wcześniej nie obudziłaś? Szybko na śniadanie! – wyciągnął rękę przed siebie i zaczął biec przed siebie. Liliana pokręciła głową z uśmiechem i pognała za nim.
                Wpadli do Sali Jadalnej niczym tornada. Dopadli do stołu Feniksów, zignorowali pytające spojrzenia Dobrego i Simusa. Rzucili się na jedzenie, ale ku ich udręce, kiedy już unosili kanapki do ust, wszystko zniknęło, a dyrektor zaprosił uczniów na pierwsze lekcje w tym roku.
– Niech to – mruknęła gniewnie Liliana, a Halt jej zawtórował.
– Trzymajcie – Simus podetknął Lilianie dwa kawałki pergaminu, a potem dodał – to nasz plan zajęć. Co robiliście całą noc? Nie wróciliście do dormitorium na noc? Z twoim nosem było, aż tak źle?
– Nie wszystko było w porządku, po tym jak naprawiła mi nos chcieliśmy iść do dormitorium, ale ktoś – tu spojrzała z wyrzutem na Halta – dopiero później zorientował się, że nie wiem gdzie ono jest. Dlatego spaliśmy na korytarzu. Jakiś nauczyciel nas obudził, chyba był zły – Liliana spojrzała na plan, potem na zegarek – wiecie gdzie jest klasa zielarstwa, oprócz tego, że na 2 piętrze? Bo właśnie zaczęliśmy tam zielarstwo.
                Czwórka podniosła się szybko na nogi, Simus zapytał się jakiegoś chłopaka o drogę, ale widocznie mało zrozumiał, bo kiedy wrócił do przyjaciół miał minę bardzo zbitego psa. Wskazał tylko gdzie mają schody. Rzucili się pędem, pewni, że w końcu odnajdą dobrą klasę.
                Udało im się to po 10 minutach. Wparowali do Sali, powiedzieli „przepraszamy za spóźnienie” i usiedli tam, gdzie były wolne miejsca. Dopiero, kiedy Liliana uniosła głowę i spojrzała na nauczyciela, skamieniała, trąciła nogę Halta by też spojrzał na mężczyznę. Chłopak podniósł wzrok i za chwilę znów go opuścił, mruknął „o cholera”. To był ten sam nauczyciel, który zwrócił im uwagę dziś rano. Najwidoczniej dopiero teraz zielarz zauważył dwójkę znajomych twarzy.
– Dzień dobry, ja nazywam się Piotr Nagora, będę was uczyć zielarstwa, choć wątpię, żeby choćby kilkanaście osób w tej Sali odkryło potęgę tej sztuki, jaką jest zielarstwo. Najpierw chcę, aby każdy się przedstawił, zaczynamy od końca, choć już was dziś spotkałem – profesor uśmiechnął się zajadle – zaczniemy od ciebie – tu wskazał na Lilianę – i z jakiego jesteś Domu, bo mamy tu Domy Feniksa i Centaura, prawda?
                Uczniowie potaknęli głowami, a Nagora wbił wzrok w Lilianę.
– Liliana Sharma, Dom Feniksa – dziewczyna wstała z ławki, przedstawiła się i chciała już siadać, kiedy zatrzymał ją głos profesora.
– Czekaj. A drugie imię? Nie nauczono cię przedstawiać się pełnie? Pewnie jesteś od mugoli.
– Co to ma za znaczenie, czy moi rodzice są mugolami czy czarodziejami?
– Odejmuje ci 10 punktów. Odpowiedz na pytanie: Jak się nazywasz?
– Liliana Visenna Sharma – zaraz po powiedzeniu dziewczyna usiadła, nie czekając na pozwolenie nauczyciela.
– A twój kolega, podejrzewam, że także z Domu Feniksa, jak się nazywa?
– Halt Derwan  Brzozowski – powiedział Halt, aż się gotował ze złości.
– Dziękuję, widzę, że przynajmniej jedno z was umie się przedstawić, a teraz SZLABAN DLA OBOJGA! I minus pięć punktów za każdego. O 17:00 macie stawić się w mojej klasie. Następni.
                Halt i Liliana nie mogli uwierzyć jak można było być kimś takim? I na czym ma polegać ten szlaban, który zarobili już na pierwszej lekcji w szkole?
– To chyba będzie długi dzień.
– Chyba tak.
                Przez całą lekcję profesor Nagora okazywał niechęć nie tylko do Liliany i Halta (choć w stosunku do nich był szczególnie), ale także całego Domu Feniksa. Dowiedzieli się na tej lekcji, że zielarstwo mają dwa razy w tygodniu, w poniedziałek – zajęcia teoretyczne i w środę – zajęcia praktyczne. Nauczyciel przedstawiał im rożne typy roślin magicznych, a na koniec zadał im pracę domową, aby napisali o podanych przez niego roślinach i omówili i porównali ich zastosowania przez czarodziejów i mugoli. Uczniowie z ulgą wyszli z klasy, gdy nastał koniec lekcji.
– Powieszę go albo zetrę w moździerzu razem z tymi jego roślinkami – Halt groził Nagorze od kiedy tylko nauczyciel nie mógł go usłyszeć.
– Przypomniałeś mi o czymś! – Liliana nagle stanęła na środku korytarza, a potem pobiegła z powrotem do sali zielarstwa. „Zwariowała” mruknęli na raz Halt, Dobry i Simus. Zdyszana Liliana wpadła na drzwi, chwilę się uspokoiła, po czym weszła do klasy.
– Dzień dobry, chciałabym kupić podręcznik. Mówił pan, że będzie można się zgłosić w tym tygodniu. Czy mogę? – zapytała najspokojniejszym i najsłodszym głosem jaki mogła udawać.
– Oczywiście, że można, w końcu nie wszyscy są tacy systematyczni, żeby myśleć o wcześniejszym zakupie potrzebnych artykułów. To będzie... 40 galeonów – nawet teraz profesor Nagora naigrywał się z Liliany.
– Tak dużo?
– Możesz zawsze spróbować kupić od starszych uczniów – odpowiedział głosem tak jakby robił łaskę całemu światu, że żyje.
– Dobrze. Poszukam. W razie czego zgłoszę się do pana, dziękuję.
– Proszę bardzo. Do widzenia – Piotr Nagora uśmiechnął się zjadliwie na pożegnanie. Lilianie wcale nie podobał się ten uśmiech.
                Następną lekcją były zaklęcia z Kossowiak. Oczywiście spóźnili się, ponieważ nadal nie mogli odnaleźć się w szkole. Ta lekcja, przebiegała szybko i była ciekawa, a co najważniejsze, wice dyrektorka nie faworyzowała nikogo, nawet „swojego” Domu Sfinksa, z którym mieli zajęcia.
– Co teraz? – Liliana spojrzała na zegarek – bo wnioskując z tego, że jest 11:25, to jeszcze nie jest pora na obiad – po chwili dodała – chociaż mogłabym już go zjeść.
– Owszem, obiad mamy po transmutacji, która jest na.... uwaga werble proszę.... na szóstym piętrze.
– Co?! Czy ich pogrzało?! Przecież jesteśmy na pierwszym! Nienawidzę schodów!
– Zanieść cię? – spytał Halt z uśmiechem.
– Poproszę – burknęła, ale w brew prośbie zaczęła wspinać się po schodach z uśmiechem.
                Kiedy byli na czwartym piętrze schody nagle wyniosły ich na inny korytarz, zupełnie nieznany.
– Powiedzcie, że choć jedno z nas wie gdzie jesteśmy – odezwał się Simus, a wszyscy jak na zawołanie popatrzyli na Halta, który tylko wzruszył ramionami i pokręcił głową. Zaczęli biec w poszukiwaniu jakiejkolwiek drogi na szóste piętro. Dotarli do sali trzy minuty po rozpoczęciu lekcji. Kiedy wchodzili do sali przeprosili grzecznie, a kiedy nauczyciel kazał im usiąść na miejscach Halt mruknął pod nosem „nienawidzę”.
– Czego tak nienawidzisz, chłopcze? – zapytał Halta, profesor z rosyjskim akcentem i lodowatym wzrokiem.
                Uczniowie mieli nadzieje, że nie zapowiadała się kolejna lekcja podobna do zielarstwa, zwłaszcza, że transmutację mieli znacznie częściej niż zielarstwo. Na szczęście Doryn Morokov, wszystkich oceniał tak samo, tylko dużo wymagał, ale nie był ani niemiły ani serdeczny, był po prostu Morokovem. I tylko tak można było go opisać. Jedno było pewne, nie znęcał się nad uczniami psychicznie w przeciwieństwie do Piotra Nagory.
                Kiedy nastał czas obiadu, uczniowie westchnęli z bólem, nie uśmiechało im się znów schodzić na sam dół.
– Chodźcie, schodzi się lepiej niż wchodzi – próbowała przekonać chłopaków  i siebie Liliana, a w dowód, że wierzy w swoje słowa zaczęła swą nierówną walkę ze schodami, zatrzymała się po trzech stopniach, odwróciła i zamachała ręką na przyjaciół, którzy nadal nie wydawali się przekonani – jedzenie jest tego warte? – dodała bez przekonania, chłopcy westchnęli i dołączyli bez entuzjazmu do Liliany.
                Schodzenie rzeczywiście poszło im szybciej niż wchodzenie, zwłaszcza, że na piątym piętrze kątem oka dostrzegli Nagorę, więc przyspieszyli jak tylko mogli bez biegania.
                Obiad był cudowny, na popołudniowy posiłek szczególnie ucieszyli się Halt i Liliana, którym śniadanie dosłownie zniknęło sprzed nosa.
                Przerwa obiadowa trwała 1 godzinę, czyli aż nadto na zjedzenie posiłku. Nawet Liliana i Halt, którzy zjedli zdecydowanie ponad normę wyrobili się w pół godziny. Od czasu do czasu zachwycając się, że dania cały czas są ciepłe. Kiedy w końcu Simus i Korin odciągnęli ich od stołu, znów czekała ich miła niespodzianka, ponieważ eliksiry mieli w lochach.
Przez czas, który im pozostał do następnych zajęć, postanowili „zwiedzić” zamek. Jeden obraz na parterze przedstawiał zamek, bardzo podobny do Naretu, ale był podpisany „Hogwart”, domyślili się, ze jest to inna szkoła magii. Obraz ten wydawał się jakiś luźniejszy, a kiedy Dobry chciał go poprawić, bo wydawał się także krzywy, okazało się, że kryje on za sobą korytarz, prowadzący na szóste piętro tuz obok sali Morokova. Kiedy wychodzili z przejścia za „Hogwartem” zobaczyli, że korytarz jest opustoszały, Liliana spojrzała na zegarek.
– O której zaczynają się eliksiry? – spytała.
– O 14:10, a co jest?
– W sumie to nic, ale eliksiry nam się zaczęły pięć minut temu – na te słowa Liliany, Halt wydał z siebie niezidentyfikowany warkot po czym powiedział.
– Czy choć na jedna lekcję dziś możemy zdążyć na czas?
– Chyba nie jest nam to pisane – zaśmiała się Liliana, po czym dodała – szczególnie, że eliksiry to nasza ostatnia lekcja – ostatnie słowa dziewczyna wypowiadała już biegnąc do Lochów.
                Spóźnili się tylko 10 minut. Trafili na moment, gdy nauczycielka opowiadała o swoim przedmiocie i jak będą wyglądały  lekcje. Po pewnym czasie Daniela Wronka oznajmiła, że uczniowie mogą spróbować przygotować najprostszy eliksir. Napisała przepis na tablicy i kazała odejść uczniom do stolików.
                Stanowiska były dwuosobowe. Simus pracował z Dobrym, a Liliana z Haltem. Mimo że ich próby wytwarzania eliksirów, kończyły się tylko wybuchami, ta lekcja była najzabawniejsza ze wszystkich. Kiedy nauczycielka oświadczyła, że będą przygotowywać eliksir, cała czwórka uśmiechnęła się ukradkiem było oczywiste, że na tej lekcji żadne z nich nie ukończy pomyślnie naparu.
                W końcu doszło do tego, że obrzucali się wzajemnie składnikami. Pani profesor zwróciła im uwagę, że składniki należy wrzucać do kociołków, a nie rzucać nimi w kolegów. Wtedy zaczęli wrzucać do kociołków przyjaciół już nie tylko składniki, ponieważ kiedy się okazało, że płyn w kociołku Simusa zżera wszystko, oprócz kociołka, natychmiastowo wleciały tam dwie łyżki, a krawat Dobrego został częściowo spalony.
                O 16:10 skończyła się lekcja. Roześmiana czwórka opuściła podziemia osmalona, a w przypadku Korina ze spalonym krawatem, ale bardzo zadowolona. Za to jeśli chodzi o nauczycielkę, wydawało im się, że odetchnęła z ulgą gdy opuścili salę.
– Może w końcu się dowiemy gdzie mieszkamy, co Halt? – uśmiechnęła się Liliana , a Halt na to wyszczerzył zęby i dodał:
– I w końcu dowiemy się gdzie powędrowały nasze rzeczy, które kazali nam zostawić przed wejściem na górę.
– Chyba was zmartwimy, bo to jest na drugiej najwyższej wieży zamku – powiedział Dobry, ale za chwilę dodał widząc zbolałe miny Liliany i Halta – za to możemy skorzystać z tego skrótu za obrazem Hogwartu. Wtedy zostaną tylko trzy piętra do przejścia.
– Jak wy zdążyliście na śniadanie!?
– Zjechaliśmy po poręczy – oświadczył jakby nigdy nic Korin, a na jego słowa roześmiali się.
– Tam też trzeba będzie znaleźć jakieś przejście, musi być! – zdecydowanie powiedział Halt , gdy przechodzili za obraz.
– Mam taką nadzieję – powiedziała pozostała trójka i znów się roześmiali.
                Przeszli skrótem na szóste piętro ciągle śmiejąc się i rozmawiając. Podjęli walkę ze schodami i gdy dotarli na ósme piętro  Halt i Liliana strasznie się zdziwili, że był tam tylko ślepy korytarz i rzeźba.
– Spokojnie, te jeszcze jedne schody wam nie uciekną – zaśmiał się Simus. Po czym podszedł do kamiennego ptaka, pogładził go po dziobie dwa razy, a feniks ożył, rozwinął skrzydła i spytał się o hasło.
– Ogień.
                Feniks kiwnął głową i na powrót zwinął skrzydła ukazując drewniane drzwi.
– Witamy w Domu Feniksa – powiedzieli chórem Simus i Dobry.
                Kiedy weszli na klatkę ich oczom ukazał się okrągły Pokój, w takich samych kolorach jak herb Domu Feniksa – czerwonym i złotym. Był spory kominek , w którym wesoło tańczył ogień, jakby na potwierdzenie słów Simusa i Korina, że wita, przyjmuje i zawsze będzie przyjacielem. Wokół kominka stały fotele i kanapy, wysłużone przez lata wielu pokoleniom czarodziejów. Pod ścianami ustawiono stoliki, krzesła i dwa regały pełne książek. Całe pomieszczenie oświetlało światło ognia z kominka i pochodni, a także z dwóch okien wybiegających na jezioro i góry, a także jakąś dziwną arenę. Naprzeciw okien znajdowały się drzwi.
                Liliana i Halt stali jak wmurowani. Wnętrze nie było szczególnie strojne, ale za to bardzo przytulne i ciepłe. Pokochali to miejsce od pierwszego wejrzenia. Wiedzieli, ze będą tu przebywać bardzo często.
                Kiedy Liliana otrząsnęła się z zachwytu, powędrowała do regału z książkami i przejrzała tytuły książek. Od razu wyłowiła „Historie Magii” i kilka innych pozycji związanych z historią.
                Niestety nie dane jej było na razie przeczytać ani strony, bo chłopcy zaczęli siłą wyrywać jej książki z rąk, każąc je zostawić i zobaczyć dormitorium. Jednak przekonało ją dopiero to, że będzie mogła się umyć. Prychnęła i dała się odciągnąć od książek.
                Przeszli przez drzwi naprzeciw okien i trafili na dziesiąte schody, jedne prowadzące na lewo, drugie na prawo.
– Dziewczyny przechodziły na prawo, więc pewnie tam masz dormitorium. U chłopaków jest jeden na cały rok i masz tabliczkę I rok i wymienione nazwiska. U dziewczyn pewnie jest podobnie – powiedział Simus.
– A teraz już idź się umyj, bo śmierdzisz jak nie wiem co. Ledwo z tobą wytrzymałem na obiedzie... – uśmiechnął się Korin, ale nie dane było mu dokończyć, bo ręka Liliany nagle wystrzeliła w stronę jego brzucha.
– No dobra! Już przestaję – powiedział Dobry starając się złapać oddech, a kiedy mu się to udało, dodał oskarżycielsko – Ej! To bolało!
– Miało boleć – uśmiechnęła się Liliana i wspięła się na schody, ruszając na poszukiwanie dormitorium. Spojrzała na zegarek, miała jeszcze 35 minut do szlabanu. Odnalazła drzwi do swojego dormitorium, nacisnęła klamkę i weszła do pokoju.               
                Były tam dwa łóżka piętrowe i jedno normalne, wszystkie z kotarami, nawet piętrowe miały oddzielnie dla górnego łóżka i dolnego. Na jednym z górnych łóżek leżały rzeczy Liliany, dziewczyny, które leżały na swoich posłaniach zupełnie nie przejęły się, że ktoś wszedł. Żadna nie przywitała się z nowo przybyłą ani nawet na nią nie spojrzała. Na jednym łóżku siedziały trzy dziewczyny i rozmawiały o zupełnych bzdurach jak np. kto jest najprzystojniejszy z ich rocznika, ku wielkiemu zdumieniu Liliany często padało imię Halta.
Jedna dziewczyna leżała na swoim łóżku i oglądała jakieś dziewczyńskie pisma, w których ruszały się zdjęcia.
Liliana weszła na swoje posłanie, wzięła rzeczy do  mycia i poszła do łazienki. Kiedy spojrzała w lustro przeraziła się, krew na jej koszulce zaschła, ale i tak było ją widać pod szkolną szatą, dodatkowo po radosnych eliksirach miała osmaloną twarz i włosy. Przez chwilę zastanawiała się jak zareagowałby Nagora na jej widok i nawet kusiło ją to sprawdzić, ale chęć czystości przeważyła. Szybko weszła pod prysznic i umyła się, bała się spojrzeć na kolor wody, Wyszła spod prysznica, wytarła oczy i owinęła się ręcznikiem.
Kiedy wyszła z łazienki, dziewczyny w ogóle się nie ruszyły. Nadal tkwiły w tym samym miejscu i wyglądały jakby ktoś je zatrzymał w czasie. Liliana jak najszybciej tylko mogła przebrała się i wyszła z dormitorium. Miała nadzieję na przejrzenie jeszcze „Historii Magii” przed szlabanem, ale jej plany legły w gruzach, w momencie , gdy minęli ją rozpędzeni trzecioklasiści i odepchnęli ją na ścianę.
– Ej! – krzyknęła za nimi Liliana – moglibyście uważać na innych. Idioci!
                Jeden z nich zatrzymał się i podszedł do Liliany.
– Zapamiętaj na przyszłość. Nie należy zwracać uwagi starszym.
– Chyba, że uważają się za najlepszych na świecie.
– Nie jesteś w stanie nam nic zrobić. Nauczyciele tu nie pomogą.
– Mogę się założyć, że jestem w stanie wam coś zrobić. Pojedynek, na pieści. Wygrywam, musicie nauczyć się co to znaczy szacunek dla innych i dajecie 10 galeonów.
– Dobra, my wygrywamy nigdy więcej się nie będziesz czepiać i będziesz ślepa i głucha i dajesz 10 galeonów, wchodzisz? Jutro 22:00 na Skarpie – chłopak splunął na dłoń i podał ją Lilianie, był pewien, że dziewczyna będzie się brzydzić, jednak ta zadziwiła go.

– Wchodzę – powiedziała i także splunęła na dłoń i uścisnęła rękę chłopaka na znak zgody.
____________________
Jest prawie w piątek :) 
Wybaczcie, miałam to pisać w ciągu dnia, ale niestety nie udało się, więc przeszło na wieczór, a wieczorem pojawiło się "Karate kid", a potem "Efekt motyla", więc mam nadzieję rozumiecie. 
Mam nadzieję, że post znośny.

1 komentarz:

  1. Dawno mnie tu nie było, widzę, że idzie ci coraz lepiej. Jednak wciąż popełniasz mnóstwo błędów.
    Wydaje mi się, że czasami za bardzo chcesz być zabawna i nie wychodzi ci to. Pomysł wejscia do Pokoju Wspólnego Feniksa podoba się mi, zwłaszcza, że nie jest on skopiowany z HP. Chyba trochę przerysowałaś Nagorę. Swoją drogą ile trwają te ich lekcje i przerwy, skoro były cztery godziny, a skończyli po 16?
    W tym rozdziale tak naprawdę nic się nie działo i brakowało mi akcji.

    Pani Łapa

    OdpowiedzUsuń