niedziela, 28 czerwca 2015

Rozdział 6 : "Mówiłem, że da radę!"

                Dziewczyny w dormitorium pierwszego roku, domu Feniksa, uważały że zrobiły dobry dowcip. Od początku nie chciały mieć wiele wspólnego z dziwną dziewczyną. Może i były współlokatorkami, ale nic więcej. Były pewne, że to jedna z tych nie dbających, o urodę czy reputację, a nawet chłopców, co dla nich było nie do pomylenia.
– Zachowujemy się źle – powiedziała nagle jedna z dziewczyn – nawet jej nie znamy. Jedyne co wiemy to, to że przyjaźni się z tymi chłopakami z naszego roku. Postarajmy się z nią dogadać, przecież będziemy z nią mieszkać przez sześć lat! Jak nie więcej.
– Gosia ma rację – powiedziała kolejna dziewczyna, o czarnych włosach. Podeszła do drzwi i je otworzyła – Słuchaj, to było wredne z naszej strony. Przepraszamy. Jestem Sara – dziewczyna mówiła i dopiero po pewnym czasie zauważyła, że owej dziewczyny, w szerokich spodniach z wieloma kieszeniami i opinaczach, nie ma, a korytarz jest pusty – Dziewczyny! Jej... tu nie ma – wyjąkała blada czarnowłosa.
                Współlokatorki rzuciły się do drzwi.

*

                Halt nie chciał tego robić, ale nie widział innego wyjścia. Jak inaczej miał się dowiedzieć, jaka jest przyczyna przygnębienia Liliany? Dobrze wiedział, że od niej tego nie usłyszy. Usłyszenie od Liliany, czegokolwiek, dotyczącego jej uczuć, było prawie niemożliwe. Jedyny czas kiedy stawało się to możliwe, był wtedy, kiedy mnóstwo rzeczy, złych lub martwiących Lilianę nakładało się na siebie, tak bardzo, że już nie dawała sobie z tym sama rady, ale nawet w takiej sytuacji nie było łatwo wyciągnąć od niej jej zmartwień czy smutków.
                Cicho wstał i skierował się w stronę spodni Liliany zawieszonych na drabince łóżka. Sięgnął do kieszeni i wyciągnął z nich pognieciona kartkę. Podszedł do okna, żeby lepiej widzieć, choć światło księżyca nie dawało wiele, i zaczął czytać.

„Droga Liliano,
               
                Na wszystkich przychodzi czas, przyszedł i na mnie. Zresztą może być to kolejna przygoda.
Kto wie, co zakręt bliski kryje,
Drzwi tajemnicy, dziwną ścieżkę,
Tylem razy ją w życiu mijał,
Aż przyjdzie chwila, gdy nareszcie
Otworzy mi się droga nowa
Tam, dokąd księżyc nam się chowa,
I zaprowadzi mnie najdalej,
Tam, skąd nad ziemią słońce wstaje.*
Cieszę się, że dane mi było Cię poznać, że udało mi się zdobyć pokrewną duszę w tym jakże szarym, realnym świecie. Nigdy nie zapominaj o zaczarowanym świecie, który musi żyć, choć my giniemy w przestrzeni czasu. Niech nigdy nie przyjdzie Ci do głowy, aby z tego zrezygnować, szczególnie, że z tego co słyszałem to u was nastają ciężkie czasy. Właśnie w takich, inni potrzebują ludzi jak ty czy ja, takich, którzy oderwą ich od ponurych myśli i wskażą drogę, która pokrzepi ich serca. Nie mówię żegnaj, bo sama mnie nauczyłaś kabhie alvida naa khena, mam nadzieję, że dobrze napisałem. Do zobaczenia. Do czasu kiedy się spotkamy, po prostu Wróć.

Przyjaciel”
                Halt nie wiele z tego zrozumiał, jedyne, że umarł, ktoś kto był przyjacielem Liliany, a na dodatek nie z Polski, ponieważ, list był napisany w innym języku. Halt odczytał go tylko dlatego, że nad wersami obcojęzycznymi, były polskie napisane przez Lilianę, jednak te dziwne słowa „kabhie alvida naa khena” nie były przetłumaczone. Niewiele dał Haltowi wyjaśnień ten list. Przewrócił go jeszcze na drugą stronę w nadziei, że może tu będzie coś więcej, jednak zamiast odpowiedzi przybyło jeszcze więcej zagadek. Na drugiej stronie było napisane jedno zdanie rozmazane jedną kroplą „jak można wrócić, kiedy wiesz, że powrót jest niemożliwy**”.
                Czyn, który miał rozjaśnić drogę, przyniósł tylko jeszcze więcej półmroku i zakrętów. Nieusatysfakcjonowany odłożył kartkę na miejsce i wrócił do łóżka. Zasnął dopiero chwilę przed świtem, a i tak w jego głowie cały czas rozbrzmiewały słowa listu.

*

                Dziewczyna obudziła się chwilę przed świtem, słyszała jak Halt wierci się i mruczy coś pod nosem. Uśmiechnęła się pod nosem. Przeciągnęła się, ale przy tym uderzyła się o sufit, który okazał się wyjątkowo niski, i mimowolnie zaczęła obrażać sufit.  W łóżku od strony stóp Liliany coś się poruszyło, po czym nagle kotary z tamtej strony odsunęły się i pojawiła się głowa Andrzeja.
– Ty też nie możesz spać, prawda?
– Jak widać, choć głowy nagle zjawiające się miedzy kotarami nie powinny występować na jawie – zaśmiali się cicho.
– Przepraszam, ale usłyszałem jak obrzucasz obelgami biedny sufit, więc postanowiłem uratować go od śmierci – Andrzej wyszczerzył się i wszedł na tymczasowe łóżko Liliany, choć wszyscy mieli przeczucie, że jeszcze nieraz Liliana będzie tu spała.
– Jak jest taki niski.
– Odezwała się wysoka – uśmiechnął się jeszcze szerzej, jeśli było to w ogóle możliwe, a Liliana w odpowiedzi pokazała język, udając obrażone dziecko.
– Umiesz grać w karty? – spytał nagle Andrzej.
– Słucham – z udawanym  oburzeniem zerwała się Liliana i przypłaciła to kolejnym uderzeniem w sufit.
– Dajcie przerwę na reklamy – mruknął pod nosem uśmiechnięty szatyn.
– Nie odzywaj się, gdybyś ty dwa razy po rząd uderzył w ten ugh.. sufit, tez byłbyś zły.
– Ale w życiu bym nie wymyślił, tylu pięknych epitetów, co ty.
– Ty.. – dziewczyna syknęła i podniosła palec w stronę Andrzeja, jednak ten szybko cofnął się na swoje łóżko, Liliana przeskoczyła za nim i odezwała się, teraz jednak już spokojna – Jak mogłeś zarzucać, że nie umiem grać w karty! Ja się wychowałam na kartach i kościach – uśmiechnęła się Liliana, po czym dodała – dobra, to źle brzmiało – Andrzej tylko pokiwał głową, z twarzą rozpromienioną wielkim uśmiechem.
07:00 ...
– Komplet!
– Sekwens! Znów wygrywam! – rozpromieniona Liliana zaczęła skakać po łóżku
– 20 zwycięstwo z rzędu, jakim cudem? – marudził Andrzej
– Zawsze trzeba mieć asa w rękawie – uśmiechnęła się Liliana.
– Kanciarka! – wykrzyknął oburzony Andrzej.
– Takie słowo istnieje? – zaśmiała się Liliana widząc minę chłopaka.
– To, że wy jesteście dziwni i nie potrzebujecie snu, nie znaczy, że inni też tak mają, ciszej – dobiegł ich rozpaczliwy głos Kuby, przyćmiony, prawdopodobnie poduszką założoną na głowę. W odezwie roześmiali się tylko.
– Swoja drogą, może powinnam zobaczyć czy drzwi są już otwarte. Na razie, dzięki za nocleg – uśmiechnęła się i na odchodnym dodała jeszcze – i dzięki za grę – po tych słowach szybko wybiegła z pokoju, więc oburzony Andrzej nie mógł jej dopaść.
                Niestety jej wyprawa nie przyniosła efektów i wróciła do pokoju chłopców i zaczęła żebrze o pastę do zębów. Andrzej rzucił jej pogardliwe spojrzenie, ale jego brat na szczęście poratował oddech dziewczyny.
– Może od razu znieś tu swoje rzeczy? – zażartował Kuba, wywołując śmiech wśród ledwo żywych.
– Taa, oczywiście. Już pędzę. Tylko dostanę się do mojego pokoju – odgryzła się Lil
– Jeszcze nie otworzyły? Nie śmieszne. Chociaż... pewnie gdybym ja to zrobił to pewnie bym się śmiał – powiedział Andrzej.
– Lepiej nie zostawiajcie go samego w pokoju – poradziła dziewczyna z uśmiechem na ustach.
– Nie zamierzamy. Przecież on by rozniósł dormitorium, razem z łazienką! – odezwał się Dobry, tak dramatycznym tonem, że niemożliwe było nie roześmiać się, a potem dodał równie dramatycznie – i gdzie byś wtedy spała? – kolejny wybuch śmiechu odbił się od ścian. Nagle otworzyły się drzwi i stanął w nich Brus Khan.
– Witam was chłopcy! I Liliano? Nie powinnaś być w swoim dormitorium? Nieważne. Za 5 minut zaczyna się śniadanie, ale możecie zejść później, bo zaczynacie o 10:20. Macie zmianę, transmutacja na parterze. Mam nadzieję, że nie spałaś tu Liliano – powiedział szybko z szerokim uśmiechem na ustach i wyszedł.
– Aha – powiedział Simus.
– Spotkałam go wczoraj jak od was wychodziłam, ciekawy człowiek.
– Fajny gość – dodał Halt. Ku zdziwieniu wszystkich wychodząc z łazienki z mokrymi włosami i ręcznikiem na biodrach. Widząc zdziwione miny współlokatorów (powiedzmy, że Liliana jest współlokatorem) spytał – O co chodzi? Jestem zielony, jak Liliana? – roześmiali się na słowa Halta, ale za chwilę bliźniacy odezwali się jednocześnie.
– Kiedy ty zdążyłeś się umyć?!
– W momencie, kiedy chcieliście, żeby Liliana się przeprowadziła.
Jak na komendę bracia ukryli twarz w dłoniach w udawanym załamaniu.
– A tak w ogóle, to może byś się ubrał, a nie paradujesz prawie nago przed dziewczyną.
– To Liliana – skomentował Halt, wywołując kolejny śmiech.
– W sumie to jeśli przyszedł tutaj, to dziewczyny pewnie tez obudził – powiedziała Liliana i wyszła.
– No to chyba, z nami nie zamieszka – stwierdzili bliźniacy jednoczenie, znów wywołując salwę śmiechu.

*

                Liliana nareszcie otworzyła drzwi do swojego dormitorium. Zobaczyła cztery zaspane dziewczyny, którym nawet na myśl nie przyszło, aby wyjść spod kołdry. Postanowiła wykorzystać sytuację, szybko wzięła ręcznik i rzeczy do mycia i zajęła łazienkę.
                Kiedy wyszła stan dziewczyn nie uległ zmianie. Tylko jedna wstała i zaczynała się ogarniać.
– Hej, słuchaj, beznadziejnie się wczoraj zachowałyśmy. Przepraszamy. Jestem Sara. Wybacz, naprawdę głupio postąpiłyśmy – odezwała się czarnowłosa dziewczyna, kiedy tylko zobaczyła Lilianę. Była naprawdę przejęta. Liliana uśmiechnęła się pogodnie do niej.
– Lilian... Lil – wyciągnęła rękę do czarnowłosej – za co miałabym się gniewać? Choć to był kiepski żart, ale pewnie gdybym to ja tak zrobiła to byłoby zabawne – dodała, po czym uśmiechnęła się jeszcze szerzej – chociaż mogłyście przynajmniej wystawić mi rzeczy.
                Sara uśmiechnęła się delikatnie, ale nadal miała przestraszoną minę.
– Czyli wybaczasz nam? – spytała niepewnie kruczowłosa, a na te słowa kąciki ust Liliany pojechały jeszcze bardziej do góry, o ile to jeszcze było możliwe.
– Ale co mam przebaczać? Nie masz co się stresować. Przecież chciałyście zrobić tylko żart, a to że był kiepski... no cóż, zdarza się. Nie przejmuj się.
                Sara na te słowa odetchnęła z ulgą. Reszta dziewczyn wmówiły jej, że ta dziewczyna jest dziwna, obrażalska i będzie grać samowystarczalną. „Zapamiętać, nigdy więcej nie ufać ich ocenie ludzi” pomyślała Sara.
– Czy one bardzo się obrażają? – spytała nagle Lil.
– Chyba tak, a o co chodzi? – odparła przestraszona sprytnym uśmiechem Liliany, Sara.
– Może chcesz mi pomóc w żarcie?
                Teraz czarnowłosa już była przestraszona, szczególnie, że włosy Lil znów zaczęły zmieniać kolor.

*

                Po pięciu minutach schodziły po schodach, były z siebie zadowolone, a przynajmniej Liliana, bo Sara wyglądała jakby miała zemdleć. Na przejściu do Salonu spotkały się z chłopakami.
– A ty co tak szczęśliwa? Widzę, że dostałaś się do pokoju – powiedział Halt na widok Lili, po czym z czarującym uśmiechem skinął głową w stronę Sary – hej, Halt.
– Hej? – odpowiedziała speszona czarnowłosa.
                I nagle z dormitorium dziewczyn z pierwszego roku dobiegł ich krzyk. Liliana roześmiała się, ale Sara zbladła.
– Co zrobiłaś? – spytała Andrzej, patrząc to na jedną, to na drugą dziewczynę.
– Dowiesz się na śniadaniu, chodźmy – odpowiedziała Liliana i ruszyła do Sali, co chwila wybuchając śmiechem.
                Chłopcy popatrzyli po sobie, wzruszyli ramionami, uśmiechnęli się i podążyli pewnie za Lilianą. Sara nadal była blada, ale zaraz pośpieszyła za wesołą zgrają.

*

– Możesz już powiedzieć co zrobiłaś?
– Jeszcze nie. Sam zobaczysz za 3...2...1... teraz.
                Do Sali wpadły trzy dziewczyny, w piżamach, o dziwnych kolorach skóry. Uczestnicy śniadania roześmiali się na ten widok. Tylko obiekty śmiechu nie były zadowolone z obrotu spraw. Podeszły do stołu Feniksa, gdzie siedziała Liliana i Sara z chłopakami.
– Zrób coś z tym – rzuciła jedna z dziewczyn do Liliany.
– Też mi miło, Liliana jestem – uczniowie parsknęli śmiechem.
– Masz coś z tym zrobić – powtórzyła polecenie dziewczyna.
– Ale o co chodzi? – odpowiedziała Liliana ze zdziwioną miną. Sara bledła coraz bardziej, a chłopcy coraz mocniej próbowali powstrzymać się od śmiechu, palety dopełniła wściekła blondynka (Jola) i równie złe dwie dziewczyny za nią (Ela i Ula).
– O CO MI CHODZI?! O TO! – wskazała na swoją skórę blondynka.
– Skora, super. Patrz ja tez mam skórę – odpowiedziała spokojnie Liliana, wskazując na swoją skórę, która nagle przybrała taki sam ciemnofioletowy kolor, co blondynki.
                Jola zaniemówiła, ale tym razem wyręczyła ją dziewczyna, która stała po jej prawej. Jednak nie wykazała się wielką znajomością języka polskiego.
– Ty!
                W tym momencie stało się kilka rzeczy jednocześnie. Chłopcy już nie wytrzymali i wraz z Lilianą wybuchnęli głośnym śmiechem, już cała sala ich obserwowała, Sara zemdlała, a Jola zmieniła kolor na czerwony.
– Nie róbcie scen. Wystarczy się umyć – zwróciła się Liliana do Joli z szerokim uśmiechem, jednocześnie łapiąc upadającą Sarę – pielęgniarka mnie chyba zabije – mruknęła Liliana, a chłopcy słysząc te słowa zaśmiali się jeszcze głośniej – nie śmiejcie się, bo któryś musi mi pomóc zanieść ją do pielęgniarki – chłopcy podnieśli się szybko, gotowi do drogi, z kieszeniami wypełnionymi tostami.
– Chodźmy – powiedziała Liliana, zabierając z kieszeni Dobrego kanapkę. Trzeba mu przyznać, że dzielnie prawie nie protestował.
                Pielgrzymka wyszła z Sali kierując się w stronę skrzydła szpitalnego. Kiedy stanęli przed drzwiami Liliana odezwała się.
– Ale to wy tam wchodzicie z nią – a widząc pytający wzrok bliźniaków dodała – ta kobieta mnie zabije, jeśli będzie mnie tu widzieć codziennie. Nie ważne, że wyjątkowo to nie ja jestem poszkodowana.
                Chłopcy roześmiali się i wepchnęli Lilianę za drzwi wraz z Sarą. Mina pielęgniarki, kiedy zobaczyła Lil podtrzymującą czarnowłosą, wyrażała tylko żądzę mordu. Pod nosem zaczęła przeklinać „niebezpieczną dla siebie i otoczenia dziewczynę”. Kiedy wydostali się za drzwi szpitala Liliana odetchnęła z ulgą.
– Więcej mnie tam nie zaciągniecie, choćbym miała połamane wszystkie kończyny.
– Zobaczymy.
                Potem poszli po książki, a potem pod salę na parterze. Stało już przed nią sporo ludzi. Nagle usłyszeli „cześć mutancie” i cała grupa feniksów przewróciła oczami i ciężko westchnęła. Przez chwilę dogryzali sobie nawzajem, poczym w obawie, że może dojść do rękoczynów Lil odciągnęła Simusa od Martina. Na szczęście Morokow otworzył salę po całym zajściu. Teraz już zaczynała się prawdziwa nauka w szkole magii.
                Po transmutacji była Historia Magii, lekcja, której Liliana wyczekiwała od kiedy tylko o niej usłyszała.
                Po historii tłum uczniów popędził na obiad. Potem były dwie godziny zaklęć. Wtorek szybko zleciał. Lilianę i Halta czekał jeszcze tylko męczący szlaban, a od 20:40 mieli mieć astronomię. Idealnie, żeby zdążyć na pojedynek na Skarpie.

*

                Astronomia mimo że ciekawa, wlekła się w nieskończoność. Może dlatego, że chłopcy strasznie bali się tego co nadejdzie po niej, tylko Liliana wydawała się rozluźniona. Lekcja zakończyła się i uczniowie powoli schodzili z wieży.
                Kiedy Liliana wraz z chłopakami pojawiła się na skarpie o wyznaczonej porze, jej rywal już tam był.
– Honorowo – powiedziała Liliana, a przeciwnik roześmiał się.
– Zobaczymy.
                Potem przyszedł chłopak z szóstej klasy, aby sędziować.
– To ma być honorowe. Mówię do jednego i drugiego. Nie ciągniecie za włosy, nie uderzacie w czułe punkty. Myślę, że wiecie o co chodzi. Koniec jest wtedy, kiedy któreś z was się podda lub zostanie przewrócone i nie podniesie się przez 5 sekund. Macie wyznaczone pole. Jak mogliście mnie w to wpakować! Ustawiajcie się. Gotowi? Zaczynamy. I bez różdżek.
                Najpierw żadne z nich się nie poruszyło, chłopak tylko rzucał delikatne obelg w stronę Liliany, ta jednak nic sobie z tego nie robiła. Wyglądała jakby miała za chwilę wyjść na spacer, a nie pojedynkować się z trzy lata starszym chłopakiem. Zaczęli chodzić po półkolu, po czym nagle chłopak rzucił się na Lilianę, ta spokojnie tylko lekko przekręciła tułów, a chłopak minął ją, a potem odbił się od magicznego pola.
– Jeden dla Liliany – zawołał sędzia.
                „Teraz już nie będzie tak łatwo” pomyślała Liliana, w tym samym momencie, kiedy na głos wypowiedział to Halt. Tym razem to ona zaatakowała pierwsza, ale nie był to wielki zrywa jak u jej przeciwnika. Zbliżyła się do rywala i kopnęła piszczelem na bark, błyskawicznie się obróciła i trafiła w splot słoneczny kopnięciem tyłem. Chłopak mimo że skupiony nie był w stanie odparować kopnięć dziewczyny, zrobił dwa kroki do tyłu, aby utrzymać równowagę i zyskać na czasie, by złapać oddech po niby słabym kopnięciem w splot. Dziewczyna podążyła za nim i już za chwilę chłopak znów się cofał pod jej ciosami. Najgorsze było dla niego to, że były nie przewidywalne. Nie używała żadnych schematów, nie powtarzała zapamiętanych sekwencji, nie wiedział skąd nadejdzie następny cios. Cofał się, aż znów poczuł za plecami magiczną barierę.
– Dwa dla Liliany. Jeszcze trzy punkty.
                Chłopak powoli wpadał w panikę wymieszaną ze wściekłością i rządzą zwycięstwa. Przecież ta małolata nie może go pokonać. Wciekły zacisnął pięści jeszcze mocniej i rzucił się na Lilianę. Dziewczyna zaskoczona, dostała dwa ciosy w żebra, potem starała się blokować ciosy przeciwnika, jednak chłopakowi w amoku przybyło sił. Teraz to ona zaczęła się cofać, choć nie tak rozpaczliwie jak on wcześniej, ona cały czas walczyła. Jednak w końcu została doparta do magicznej bariery.
– Jeden dla Jacka.
                Chłopak chciał już nie tylko wygrać, ale też upokorzyć dziewczynę. Chciał, żeby cofała się tak rozpaczliwie jak on jeszcze przed chwilą. Był tego bliski, jednak ona nie podawała się nawet przyparta do muru. Teraz już zrozumiał swoją przewagę biorącą się z wagi i wzrostu. Kolejna runda była zacięta. Teraz już obie strony wymieniały ciosy. Jednak ostatecznie to Jacek zdobył punkt.
                Był remis.
                Kolejny punkt należał do Liliany, jednak Jacek z dziką furią zrekompensował swą stratę zyskując dwa dla siebie.
– Jeszcze jeden dla Jacka i wygrywa.
                Chłopak nie stracił głowy. Jeszcze tylko jeden punkt, owszem, ale najpierw musi go zdobyć. Nie zostało w nim wiele z tej bestii, która atakowała podczas przewagi Liliany. Przeciwnicy zbliżyli się do siebie i rozpoczęła się kolejna potyczka. Liliana uderzała szybko. Prawy sierp i zaraz za nim prawy prosty, pchnięcie kolanem, lewy hak, prawy sierp, kopnięcie boczne na udo i natychmiast za nim tą samą nogą na bark, pchnięcie i bariera.
– Cztery do czterech. Ostatnia runda.
                Do rywali nie docierały żadne dźwięki z zewnątrz ani cichy doping przyjaciół ani szum drzew, wszystko na ziemi nagle zamarło. Byli tylko oni i ich walka. Ostania potyczka. Ostatnia szansa na udowodnienie swojej racji. Zaczęli. Jacek zbliżył się do Liliany chcąc wyprowadzić cios jednak nie zdążył, ubiegło go jej uderzenie w splot, a zaraz za nim w nerkę i wątrobę. Zripostował prawym prostym, jednak dziewczyna, wydawało się, bez trudu zablokowała cios. Kolejny cios Jacka, znów zablokowany. Dziewczyna trafiła trzy razy, po czym znów kopnęła boczne na bark i tyle w splot. Była szybka, uderzenie, które chłopak chciał wyprowadzić przed kopnięciami, trafiło po nich, prosto w kość policzkową Liliany, rozległo się chrupnięcie kości, jednak ani Lil ani Jacek nie zważał na to. Zostało jeszcze tylko kilka ciosów. Liliana dostała w szczękę z drugiej strony, wypluła krew za siebie i walka toczyła się dalej. „Koniec” pomyślała Liliana i wykonała serię błyskawicznych kopnięć kręciła się wokół Jacka, wykonując kolejne kopnięcia, ostatnie kopnięcie na udo zwaliło Jacka z nóg. Sędzia zaczął odliczać.
– 5...4...3...2...1... Liliana jest zwycięzcą!
                Dziewczyna zrobiła coś czego nie spodziewał się po niej nikt. Podeszła do Jacka, wyciągnęła rękę i uśmiechnęła się. Ten odwzajemnił uśmiech i przyjął rękę.
– Nieźle walczysz.
– A ty... jesteś.. duży – roześmiali się oboje. Zebrani stali osłupieni widokiem wrogów, którzy przed chwilą zacięcie walczyli, nawzajem podpierających się po walce. Razem zeszli z pola walki.
– Dzięki za lekcję – powiedział na odchodnym Jacek, na co Liliana tylko uśmiechnęła się, co wyglądało dość strasznie, ponieważ zęby miała całe we krwi. Podszedł do niej jeszcze sędzia i pogratulował dobrej walki. W końcu dotarła do swoich rozanielonych przyjaciół.
– To był wielki krok dla mojej pięści, ale malutki dla świata – zaśmiała się Liliana. Chłopcy rzucili się na nią radosnym okrzykiem, nieważne, że zginął następnego dnia za przytulanie Liliany, teraz świętowali zwycięstwo swojej przyjaciółki.

– Mówiłem, że da radę! Od początku to mówiłem – powiedział dumnie Halt. Na co reszta tylko szczerze się roześmiała.
_______________
* "Władca Pierścieni : Powrót Króla" J.R.R. Tolkien, książka
** film "Władca Pierścieni : Powrót Króla"
Przeciągnęło się to wszystko, ale jutro najdalej pojutrze dodam kolejny rozdział. Na razie oddaję w wasze ręce ten, dokładnie 3 038 słów :)
Wiem, że było wiadome od początku kto wygra w walce, ale bardzo chciałam ją opisać i mam nadzieję, że wyszło, a w następnym rozdziale wyjaśni się wszystko dotyczące listu, który dostała Liliana :)

Oddana wam, o ile ktokolwiek to jest, Visenna <3

1 komentarz:

  1. Jakim cudem Liliana sprawiła, że farba zmieniała kolor, skoro nie zna zaklęć?
    Nie rozumiem wątku listu.
    Sara jest zbyt strachliwa.
    Za długi opis walki.

    Pani Łapa, pisze krótko, bo rozładowuję mi się bateria.

    OdpowiedzUsuń