środa, 17 czerwca 2015

Rozdział 5 : Szlaban, atak zieleniny i ... metamorfomag

– Coś ty zrobiła?! – Halt krzyczał na Lilianę już od pewnego czasu.
– Weźcie go ode mnie – dziewczyna zwróciła się do Simusa, Dobrego i ich dwóch współlokatorów: Andrzeja i Kuby. Jednak na prośbę chłopcy tylko prychnęli śmiechem.

*

                Po zdarzeniu przy Pokoju,  dziewczyna już nie miała ochoty na czytanie. Wyszła z wieży Feniksa i przez następne 20 minut chodziła bez celu po zamku, kiedy do szlabanu zostało jej 10 minut, udała się pod klasę zielarstwa, gdzie czekał już także Halt.
– Wchodzimy do jaskini lwa? – zapytał z uśmiechem Halt.
– Chyba musimy – odpowiedziała Liliana i zapukała do drzwi klasy. Kiedy drzwi otworzyły się, stanął w nich profesor Nagora, nie powiedział nic, dopóki nie przeszli do jego gabinetu, w pomieszczeniu do, którego można wejść drzwiami na końcu klasy.
– Macie poukładać mi WSZYSTKIE zioła według przedstawionego schematu, proszę, także sprawdzać czy na pewno dane zioła mają poprawne podpisy. I na koniec, proszę oddać mi różdżki, choć wątpię czy moglibyście zrobić z nich użytek. Dziś macie zrobić co najmniej jedną kolumnę, jak skończycie proszę się do mnie zgłosić – powiedział zimno Nagora, odebrał im różdżki i wyszedł zostawiając ich sam na sam z przeróżnymi opakowaniami, woreczkami, spisem według jakiego mieli porządkować i atlasem ziół.
– Nie dość, że musimy układać to według – tu spojrzała na kartkę, którą dostali – CO?! WEGDŁUG AKTUALNEJ WAGI, BEZ OPAKOWANIA! I MAMY TO OBLICZAĆ! Każdego dnia, mamy mu oddawać kartkę zapisana obliczeniami. Cholera! Jeszcze trzeba będzie sprawdzać dokładnie, każdy listek. Czy ten człowiek ma jakiekolwiek sumienie?!
– Chyba nie. Zabierzmy się za to szybko, bo przed nami pewnie robota do północy.
– Biorę te górne – powiedziała Liliana, a widząc wzrok chłopaka, dodała – no co? Ty też musiałbyś, korzystać z drabiny do tego – stwierdziła.
                Po godzinie Lilianę już bolały całe ręce od trzymania ich w górze, na chwilę opuściła ręce i zamknęła oczy. Minęła dopiero godzina, a już miała serdecznie dosyć, szczególnie, że zrobiła dopiero dwa rzędy z góry, a więc zostało jej jeszcze osiemnaście. Po chwili odpoczynku wróciła do układania, czuła, że cos jest nie porządku, ale nie mogła sobie uświadomić co dokładnie. Dopiero po kilku minutach zauważyła, że jej ręce, a raczej skóra, nie ma normalnego koloru. Były szare jak u trupa. Przestraszyła się, może nawet bardziej tego, że pewnie znowu zostanie wysłana do pielęgniarki niż tego, że właśnie jej skóra staje się trupio szara. Przez to potrąciła skrzyneczki z ziołami z rzędu, który akurat porządkowała. Ten jeden nieostrożny ruch, przyczynił się do tego, że przeróżne woreczki, skrzyneczki i opakowania z najwyższych czerech rzędów runęły na Lilianę, niczym liściasta lawina. Dziewczyna straciła równowagę i spadła z drabiny na twarda kamienną posadzkę z głuchym łomotem. Halt od razu podszedł do niej i chciał zabrać do pielęgniarki, jednak Liliana silnie protestowała. Po pewnym czasie leżenia na plecach z ogromnym bólem, podjęła próbę podniesienia się.
– Pomóc ci? – spytała Halt wyciągając rękę w jej stronę, jednak dziewczyna odrzuciła pomoc.
– Nie, dzięki poradzę sobie – odpowiedziała Liliana, jednak to w jaki sposób dziewczyna próbowała wstać, wcale nie wskazywało na to, że mówi prawdę.
– Może jednak? Spadłaś z niezłej wysokości, zaprowadzę cię do szpitalnego– nie ustępował Halt. Jednak wzmianka o skrzydle szpitalnym i wspomnienie pielęgniarki, dodały Lilianie motywacji i podniosła się w końcu o własnych silach.
– Wolę nie zapadać tej kobiecie w pamięci, durny atak zieleniny, na pewno są w spisku z Nagorą – uśmiechnęła się krzywo – ty chyba też nie.
– Tak z pewnością przekabacił wszystkie rośliny w zamku na swoją stronę – zaśmiał się Halt, a za chwilę dodał już z bardziej poważną miną -  ale co do pielęgniarki....
– Nie ma żadnych „ale” – przerwała szybko Haltowi – nic mi nie jest, a będziemy siedzieć tu do rana, jeśli nie posegregujemy tych diabelskich roślinek. Wracamy do pracy.
– Ale wyjaśnij mi jedno: czemu spadłaś z tej drabiny?
– Tak po prostu, nigdy nie spadałeś z drabiny tak dla sportu? – spytała z udawanym niedowierzaniem Liliana.
– No jakoś się tak złożyło, że nie – uśmiechnął się – dobra wracajmy do pracy, jeszcze spadają rozsypałaś te wszystkie zioła, sama to segregujesz – uśmiechnął się Halt jeszcze szerzej.
– Dżentelmen – prychnęła pod nosem Liliana.
                Przez następne dwie godziny Liliana już nie zmieniała koloru skóry, więc zrzuciła to na przemęczenie. Segregowanie ziół szło im coraz szybciej, więc około godziny 20, kiedy wszedł Nagora mieli już łącznie posegregowane 28 rzędów. Zielarz powiedział, że musza iść an kolację, choć gdyby to od niego zależało to by nigdzie nie poszli i zastrzegł, ze mają wrócić za pół godziny.
                Kiedy byli już w połowie drogi Halt nagle zatrzymał się.
– Lilia! Dlaczego mi nie mówiłaś?!
– O czym?
– Super! Dlaczego nie mówiłaś, że zmieniasz kolor?
– Co? Znowu? – jęknęła Liliana i spojrzała na swoje ręce, były koloru dojrzałych pomidorów.
– Jak to znowu? W gabinecie też zmieniłaś kolor? To dlatego upadłaś? Super!
– Super?! Zmieniam kolor skóry, nie wiem co się dzieje, to nie jest super – Liliana najwyraźniej nie podzielała wielkiego entuzjazmu Halta.
– Żartujesz?! Jak możesz nie wiedzieć? Jesteś metamorfomagiem!
– Metamorfo... że czym? Co to jest?
– Ty naprawdę o niczym nie wiesz!
– No przecież moi rodzice są niemagiczni.
– Chyba naprawdę mocno się uderzyłaś spadając z tej drabiny.
– Jak długo znasz naszą rodzinę, hm? – spytała Liliana retorycznie. Na ten słowa Halt tylko wzruszył ramionami  i ruszył dalej, w końcu mieli tylko pół godziny na kolację.
                Usiedli przy stole, ale Simusa ani Dobrego jeszcze nie było nagle obok dziewczyny wylądowała sowa z kartka przypięta do nóżki. Liliana odczepiła list i dała sowie kawałek chleba. Otworzyła list, przewertowała go wzrokiem, po czym zgniotła pergamin w dłoni i schowała go do jednej z wielu kieszeni jej spodni. Odpłynęła myślami i nawet nie zauważyła, kiedy Simus i Korin pojawili się obok. W końcu zaniepokojony, tym, że powoli mają coraz mniej czasu Halt pomachał jej ręką przed twarzą, a w momencie kiedy i na to nie zareagowała, delikatnie potrząsnął jej ramieniem, ta zaskoczona wyrzuciła rękę w jego stronę, boleśnie trafiając w jego obojczyk przyjaciela.
                Kiedy tylko zorientowała się, co właśnie zrobiła, przeraziła się.
– Wszystko w porządku? Przepraszam. Nie chciałam... – powtarzała jak mantrę.
– Nic mi nie jest, prawie... Wszystko w porządku... – wysapał Halt ledwo łapiąc oddech, mimo że to Halt ucierpiał to Liliana wydawała się być bardziej przestraszona od niego.
– Co taka zamyślona? Co on wam każe... O Jezu! – nagle przerwał Korin, wytrzeszczając oczy na Lilianę, która znów zmieniła kolor skóry na trupi i włosów na mysi.
– Halt stwierdził, że jestem metamorfomagiem.
– Super! Zawsze chciałem nim być, zmieniać się jak tylko chcesz to byłoby coś! – widocznie do tej dziwnej umiejętności Liliany wszyscy podchodzili z zachwytem i zapałem, tylko nie ona.
– Ale skąd wy w ogóle o tym wszystkim wiecie? Przecież nie ma tego w podręcznikach, przeglądałam je razem z wami i nie było nic o metamorfomagach.
– No.. ja jestem z rodziny czarodziejskiej – wydukał Simus.
– Ja też – powiedział cicho Korin, a Halt ledwo zauważalnie pokiwał głową na potwierdzenie, że on także.
– Czyli jestem jedyna z rodziny niemagicznych? – dziewczyna spojrzała po chłopakach, wydawało jej się, że Halt chce coś powiedzieć, ale tak się nie stało – czemu nie powiedzieliście wcześniej?
– Nie pytałaś, a poza tym, to chyba nie ma znaczenia. W sumie za takie stwierdzenie Nagora dał nam szlaban. Jej! Budyń waniliowy! – Halt widocznie nie chciał rozmawiać o „krwi” swojej rodziny.
– A w sumie jak tam twoje współlokatorki? – na to pytanie dziewczyna cicho parsknęła śmiechem, ale nawet to lekkie westchnięcie z małym uśmiechem nie przeszkadzało w tym, aby zadławiła się tostem. Chłopcy popatrzyli na nią z niepokojem, jak na osobę psychicznie chorą. Kiedy Liliana w końcu opanowała tosty atakujące jej krtań odezwała się.
– Nie patrzcie się tak – uśmiechnęła się i dodała – nawet nie wiem jak się nazywają. Trzy siedzą w grupce i paplają, swoją droga strasznie często słyszę twój imię – zwróciła wzrok ku Haltowi, który uśmiechnął się i dumnie wypiął pierś – a jedna na swoim łóżku i czyta jakieś babskie pismo. Kiedy weszłam nawet nie zwróciły na mnie uwagi. A u was? Bo jeśli o mnie chodzi to pewnie nie będę miała wśród nich przyjaciółek – chłopcy uśmiechnęli się, doskonale wiedzieli, że Liliana nie dogada się ze współlokatorkami, które zajmowały się tylko wyglądem i chłopakami.
                Do czwórki przyjaciół podeszło nagle dwóch nieznanych chłopaków. Spojrzeli na Lilianę i przywitali się.
– O wilkach mowa. To Jakub i Andrzej albo Andrzej i Jakub, nasi współlokatorzy. Może ze swoimi się nie dogadasz, ale z naszymi na pewno.
– Ty jesteś tą, która podeszła do ceremonii ze złamanym nosem, prawda? – spytał jeden z nowoprzybyłych.
– Tak, hej, Liliana jestem – podniosła rękę w geście przywitania.
– Z tego co wiem, to już ustaliliśmy, że twoje imię jest za długie i jesteś Lil – odezwał się Dobry, a Halt przez chwilę wydawał się zaskoczony, takim skrótem.
– No dobra, to Lil – uśmiechnęła się dziewczyna, a Andrzej i Kuba jej zawtórowali.
– W takim razie, witaj Liliano, no dobra Lil – powiedzieli równocześnie, a ich twarze rozjaśnił szeroki uśmiech. Nie można było nie zauważyć, że są bliźniakami.
– Mamy tylko 15 minut, śpieszmy się z tym jedzeniem – zwrócił się do Liliany Halt.

*

Skoczyli porządkować pierwsza kolumnę około 23. Mieli tylko pół godziny do ciszy nocnej. Przechodzili opustoszałymi korytarzami szkoły zmierzając do wieży Feniksa. Liliana weszła jeszcze na chwilę do dormitorium chłopców porozmawiać z nimi przed cisza nocną, ale była cicha i jakby nieobecna dodatkowo, stało się tak, że Andrzej widział całe starcie Liliany z chłopakami ze starszej klasy i chciał ją o to zapytać. I tak doszło do aktualnej sytuacji, kiedy Halt dziwił się jak Lilia mogła być tak lekkomyślna.
– Daj spokój! Będzie dobrze, przecież nic się nie dzieje.
– Jak to nic się nie dzieje?! Oni są od ciebie starsi, silniejsi i wyżsi..
– Albo go ode mnie weźcie albo mi pomóżcie.
– Mamy jeszcze czas do jutra, nie przejmuj się – Andrzej zwrócił się do Halta – a jeśli słyszałem prawdę, to Lil jest całkiem niezła – na te słowa, Halt posłał współlokatorowi nienawistne spojrzenie, ale w końcu odpuścił Lilianie.
– Dziękuję ci – Liliana ze zmęczeniem zwróciła się do Andrzeja, a przynajmniej miała taką nadzieję, że do niego, a nie jego brata bliźniaka.
– Za 5 minut będzie cisza nocna i Khan chodzi po dormitoriach, przynajmniej na początku roku – odezwał się Korin.
– A ty skąd to wiesz?
– Miałem tu brato-siostrę, zresztą nieważne. I przecież już spaliśmy tu jedną noc. Chociaż wczoraj nie chodził.
– Dobra, ja już idę.
– Trzymaj się.
– Uważaj, bo cię pożrą różowe potwory.
– Zabawne – Liliana mruknęła tylko przez ramię wychodząc z pokoju.
– Od kiedy przeczytała list jest lekko przygaszona, nie uważacie? – odezwał się Halt, kiedy dziewczyna już wyszła.
– To ona dostała jakiś list? – zapytał zdziwiony Korin, a Halt tylko zakrył dłonią twarz.
                Liliana wyszła z dormitorium chłopców z delikatnym uśmiechem na ustach, jednak nie była w stanie zdobyć się na pełny uśmiech. Kiedy przechodziła z lewych schodów na prawe, minęła się z nauczycielem, domyśliła się, że to był właśnie Khan, opiekun ich Domu. Mężczyzna popatrzył się na nią, a później uśmiechnął.
– Słyszałem, że powinnaś być już w dormitorium – starał się mówić poważnie, ale absolutnie mu to nie wychodziło – aha i profesor Nagora kazał mi przekazać, że jutro wasz szlaban zaczyna się o 18 – uśmiechnął się jeszcze szerzej i mrugnął do niej porozumiewawczo – powiem ci, że nie wyglądasz na rozwrzeszczaną, ignorancyjną małolatę, jak to przedstawił cię profesor Nagora. Nie martw się nigdy nie lubił feniksów – nauczyciel uśmiechnął się do niej jeszcze raz i poszedł chodzić po dormitoriach męskich.
                Lilianie udała się do swojego dormitorium. Jednak w momencie, kiedy nacisnęła klamkę, drzwi wcale nie chciały się otworzyć. Spróbowała jeszcze parę razy, ale nie udało się.
– Cholera, a już myślałam, że spędzę noc we własnym łóżku. Kolejna noc bez poduszki ani choćby koca. Zabiję te dziewczyny.
                Nie mogła wiedzieć, że po drugiej stronie drzwi jej współlokatorki są zachwycone swoim kawałem i chichoczą jak łatwo im to przyszło.
I co mam teraz zrobić?” zapytała w myślach, ześlizgnęła się plecami po drzwiach „może chłopaki mnie przyjmą, NIE, nie chcę się narzucać, chociaż, czy to, że chcę tylko koca i miejsca do spania nie na korytarzu jest narzucaniem się? No cóż, trudno, najwyżej mnie wygonią”. Liliana wstała, a kiedy drzwi do Pokoju zamknęły się za Khanem, ruszyła w drogę powrotną do dormitorium chłopców.
                Zapukała, a kiedy otworzył jej Korin, przywołała na usta najszerszy uśmiech na jaki było ją stać.
– Przyjmiecie biedną, bezdomną młodocianą czarownicę? – zapytała.
– Może nocować – bardziej stwierdził niż zapytał Korin. Jednak lokatorzy uśmiechnęli się i po udawanym zastanowieniu zgodzili się.
– Dzięki, nie chciałam spędzać kolejnej nocy na korytarzu.
– A co się stało?
– Zamknęły drzwi na klucz i nie chcą otworzyć.
– To źle, powiedz nam czemu jesteś taka smutna od kiedy dostałaś ten list?
– Nie jestem smutna, tylko trochę zmęczona, tym układaniem zielska Nagory – lecz jakby na zaprzeczenie tych słów jej mina zrzedła, ale najwyraźniej dziewczyna chwilę potem zorientowała się, że daje po sobie poznać smutek, więc szybko dodała poprawiając minę – może to będzie nietypowe pytanie..
– Nie, nie oddamy ci łóżka. Chyba, że chcesz spać z którymś z nas – dopiero teraz dziewczyna zauważyła, że różnicą pomiędzy ich dormitoriami jest to, że mimo iż mają tyle samo osób w pokoju chłopaków wszystkie łóżka są piętrowe i  jedno stoi puste. U dziewczyn były dwa piętrowe i jedno normalne łóżko i nie było żadnego wolnego.
– Nie o to chodzi. Chciałam się zapytać, czy któryś z was zechce mi użyczyć pasty.

                Wszyscy obecni w pokoju roześmiali się, nawet Liliana zdobyła się an najszerszy uśmiech.
_____________________
Rozdział dodany z opóźnieniem, następny tez nie pojawi się w sobotę, a w jakiś dzień roboczy przyszłego tygodnia. Mam nadzieję, że rozdział jest znośny. 

1 komentarz:

  1. Czy przypadkiem zdolności metamorfomagiczne nie ujawniają się bardzo wcześnie po urodzeniu?
    Robisz wiele błędów.
    Zdecydowanie przerysowałaś Nagorę, a opiekun Feniksa jest zbyt beztroski. Nie podoba mi się też twoje przedstawienie dziewczyn z pokoju Liliany.

    Pani Łapa

    OdpowiedzUsuń