wtorek, 30 czerwca 2015

Rozdział 7 : Pierwsza Obrona przed czarną magią i pierwszy lot na miotle

Środowy poranek był zupełnie zwyczajny, jakby wczoraj na Skarpie nic się nie wydarzyło. Nic się nie zmieniło, a jednocześnie zmieniło się tak wiele. Jednak mało kto mógł dostrzec różnicę. Liliana nie wiedziała czego się spodziewała w ten środowy poranek, ale na pewno nie tej zwyczajności bijącej ze wszystkich kątów. Znów obudziła się pierwsza, choć tym razem nie w dormitorium chłopców, a swoim, jednak i tu miała łóżko na górze i znów uderzyła głową w sufit. Wszystko było zwyczajne. Liliana była zawiedziona, nawet nie wiedziała dlaczego, ale nie tej zwyczajności się spodziewała. Właściwie to sama nie wiedziała czego się spodziewała, przecież oprócz tej ograniczonej grupki osób, która była obecna przy pojedynku. Teraz po tym wydarzeniu została jej jedynie pęknięta kość policzkowa i ból w szczęce i tylnych zębach, no i oczywiście mnóstwo siniaków na całym ciele. Wydawało jej się, że tylko te skutki zewnętrzne, potwierdzają, że to co się wczoraj zdarzyło było prawdziwe.
                W drodze na śniadanie spotkała chłopaków. Wydawali się równie zawiedzeni jak ona.
                Pierwszą środową lekcją była Obrona przed czarną magią, tylko pierwszoroczni Feniksa nie mieli jeszcze tej lekcji, mimo że nauczyciel Obrony był opiekunem ich Domu.
– Witajcie, jeszcze nie miałem przyjemności prowadzić z wami lekcji, jednak, wielu z was spotkało mnie parokrotnie. Przedmiot, którego będziecie się uczyć w tej Sali, nosi nazwę Obrony przed czarną magią. Czym dokładnie jest czarna magia? Tego będziemy się stopniowo dowiadywać przez kolejne lata. W nadchodzących tygodniach chciałbym was nauczyć najprostszego, co wcale nie znacz, że mało ważnego, zaklęcia obronnego. Jest to zaklęcie rozbrajające. Tylko proszę go nie stosować poza murami tej klasy – tu nauczyciel z szerokim uśmiechem na twarzy dziwnym trafem spojrzał w stronę Liliany, Halta, Dobrego i Simusa – Chyba, że przyjdzie wam do głowy doskonały do tego powód, ale będziecie musieli go bardzo dobrze uzasadnić przed nauczycielem.
                Przez pierwsze kilkadziesiąt minut lekcji Khan tłumaczył na czym polega zaklęcie rozbrajające, a także powiedział o trochę o czarnej magii. Potem kazał feniksom dobrać się w pary i powiedział, że teraz będą przeistaczać teorię w praktykę. Ich zadaniem było rozbroić partnera. Lekcja szybko mijała, a jeszcze nikomu nie udało się odebrać różdżki partnerowi. Zostało jeszcze 5 minut.
Expeliarmus! – krzyknęła Liliana, po raz setny, machając różdżką według instrukcji nauczyciela, ale i tak nie oczekiwała pozytywnych efektów, jednak różdżka w dłoni Halt poruszyła się, nie wyleciała w stronę Liliany, ale nawet małe poruszenie było wielkim sukcesem. Halt dał jej sygnał, że ma spróbować jeszcze raz.
Expeliarmus! – Krzyknęła ponownie i nagle różdżka wyleciała z dłoni Halta.
– BRAWO SHARMA! DWADZIEŚCIA PUNKTÓW PLUS. Jestem pod wrażeniem – powiedział nauczyciel.
                Kiedy skończyła się Obrona, płomiennych czekały dwie godziny eliksirów i zielarstwo z kamiennymi. Na zielarstwie członkowie domu Podgrebina*, byli faworyzowani, za to Halt i Liliana, znów poniżani, co za każdym razem wywoływało śmiech po podgrebińskiej części Sali. Jednak uczniowie Feniksa nie dali się sprowokować, więc Nagora, nie mógł im wlepić szlabanu, kiedy odpowiadali tak jak on chciał, tym bardziej, że ich aktualny szlaban, prawdopodobnie miała trwać, jeszcze kilka tygodni. Jednak i tak odjął Lilianie punkty za o trzy linijki za długie wypracowanie. Jednak i na tą prowokacje, już nie tylko Liliana i Halt, ale także cały dom Feniksa spuścił głowy.
– Jak ja go nienawidzę – to zdanie miało jeszcze nie raz zagościć na ustach przyjaciół przez następne 6 lat nauki.
                Minęła środa i czwartek, tydzień chylił się ku końcowi. Czwórka feniksów, czuła jakby minął nie tydzień, a już pierwszy miesiąc. Nauczyciele d razu zadawali mnóstwo pracy domowej, a Halt i Liliana musieli jeszcze odrabiać szlaban, mimo to podobała im się nauka w Narecie, choć mieli podejrzenia, że człowiek, który wymyślał tę nazwę był niespełna rozumu, była idiotyczna.
                W piątek chętni do nauki latania musieli wstać wcześniej i stawić się na stadionie, punkt 9.
                Kiedy Liliana dowiedziała się, że latanie na miotle jest rodzajem sportu czarodziejów, nie mogła odpuścić. Okrutnie ściągnęła chłopców rano z łóżek i poinformowała, że idą na lekcję latania. Nie protestowali szczególnie mocno, ponieważ chcieli iść na tę lekcje, ale przeszkodą było ich lenistwo, więc kiedy zostali siłą obudzeni i przywróceni z krainy snu byli zadowoleni, oczywiście na tyle, na ile może być obudzony wcześnie człowiek.
                Równo o 09:00 nauczyciel wszedł na stadion.
– Witam ochotników na pierwszej lekcji latania. Widzę, że większość feniksów ma zamiar kandydować do drużyny. Cudownie, bo przez ostatnie lata miała słaby skład. Szkoda tylko, że tak mało dziewczyn – spojrzał na Lilianę, która była jedyną dziewczyną na stadionie – ale mało, nie oznacza źle. Do lekcji – nauczyciel machnął różdżką i obok każdego pojawiła się miotła – teraz macie przywołać do siebie miotłę. Wyciągnijcie rękę nad nią i powiedzcie „do mnie”. No na co czekacie? Próbujcie.
                Żaden feniks nie miał problemu z przywołaniem miotły, z czego nauczyciel był wyraźnie dumny i zadowolony.
– Super, teraz wsiadacie na miotłę i na mój sygnał mocno odpychacie się od ziemi. Robicie kółko i lądujecie – powiedział i za chwilę usłyszeli gwizd.
                Kiedy Liliana odbiła się od ziemi i poczuła delikatne uderzenie powietrza na twarzy już wiedziała, że to kocha. Poczuła się cudownie wolna. Najpierw wolno, a potem coraz szybciej leciała wokół stadionu, po drodze wyprzedziła parę osób i znalazła się na początku. Wylądowała, ale nie chciała tego robić, czuła, że mogłaby latać wieczność. Takie same uczucia towarzyszyły jej przy żeglowaniu i jeździe na motorze.
                Gdy wszyscy wylądowali nauczyciel odezwał się znowu.
– Gratuluję wam wszystkim zapowiadacie się naprawdę świetnie, za dwa, trzy lata część z was na pewno zostanie przyjęta do drużyny Domu. Choć z tego co widzę – na chwilę zatrzymał wzrok na Lilianie – niektórzy już teraz radzą sobie doskonale. Dobra koniec tych pochwał. Jeszcze dwa kółka – gdy tylko skończył mówić rozległ się gwizdek. Lilianie nie trzeba było powtarzać dwa razy, odbiła się od ziemi i natychmiast rozwinęła dużą prędkość, przyśpieszała coraz bardziej, i bardziej, aż w końcu poczuła, że miotła odmawia dalszego rozwoju prędkości, trzeszcząc na zakrętach. Gdy zrobiła już dwa okrążenia, znów z niechęcią musiała wylądować. Z tego co widziała nikt nie rozwijał takich prędkości jak ona.
– Super. Widzę, że szkolne miotły do nauki są dla was za wolne. Bardzo mnie cieszy, że tak bardzo chcecie latać, ale proszę was, miejcie wyrozumiałość dla tych staruszek. Niestety czas nas goni, ostatnie pięć kółek i musimy kończyć – a kiedy usłyszał jak płomieni wzdychają z protestem i smutkiem dodał – ale widzimy się za tydzień, przygotuję cos, specjalnie dla was – uśmiechnął się. Chyba był zadowolony, że młodzi podopieczni domu Feniksa tak niechętnie schodzą z mioteł i opuszczają stadion.
                Następną lekcją była Obrona przed czarną magią, ale tym razem odbywała się ona z Podgrebinami. Nikt dokładnie nie wiedział, kiedy zaczęła się, i dlaczego w ogóle się zaczęła, ta nienawiść między tymi domami. Może chodził o różne charaktery. Jedno było pewne: członkowie tych Domów, nienawidzili się całym sercem. Kamienni robili co było ich mocy, aby upokorzyć płomiennych i wzajemnie. Dlatego tez, lekcje, gdzie spotykały się te dwa Domy nie były przyjemne, a pełne wzajemnego sobie dogryzania i negatywnej rywalizacji. Niestety nauczyciele, mimo że doskonale o tym wiedzieli, ba, pewnie nawet sami kiedyś uczestniczyli w podobnych sporach i przepychankach między Feniksami, a Podgrebinami, to przygotowywali plan lekcji tak, aby najwięcej lekcji razem miały te właśnie zwaśnione Domy. Nikt nie wiedział czy wynikało to z nadziei nauczycieli na to, że kiedyś w końcu minie istniejące od wieków uprzedzenie cz czegoś bardziej skomplikowanego, ale uczniowie tak jak nie lubili się od zamierzchłych czasów, tak nie lubią się do dziś i pewnie ich stosunki nie ulegną zmianie.
                Dziś ku wielkiemu nieszczęściu uczniów należących do obu Domów, mieli spędzić ze sobą prawie wszystkie lekcje. Tylko ostatnia lekcja Feniksów – eliksiry, była z zamkniętymi w sobie centaurami.

                Pierwszy tydzień w szkole minął jednocześnie szybko i wolno. Wydarzyło się mnóstwo rzeczy i jednocześnie nic godnego uwagi. Czwórka Feniksów dryfowała między pracami domowymi, ćwiczeniem poznanych zaklęć i odkrywaniem zakamarków zamku, a marzeniami i wygłupami. Jednak Liliana przez cały ten tydzień nadal nie dało jej się zerknąć na „Historię Magii”.
_________________
Ten rozdział jest krotki i właściwie nic się w nim nie dzieje. Mam nadzieje, że mimo to nie jest najgorszy. 
Dodaję rozdział i za chwilę wyjeżdżam, więc w lipcu prawdopodobnie nie będzie rozdziału, ale postaram się nadrobić w sierpniu :)
Wasza Visenna
P.S. Tak wiem, że wyrzucając na nazwę zamku, obrażałam w sumie sama siebie, ale niestety nie podoba mi się ona, a nie miałam kompletnie pomysłu.
P.P.S. Zapomniałam rozjaśnić sytuacje z listem, przepraszam, jednak ukarze się ona w następnym rozdziale, wybaczcie zabieganie :)

niedziela, 28 czerwca 2015

Rozdział 6 : "Mówiłem, że da radę!"

                Dziewczyny w dormitorium pierwszego roku, domu Feniksa, uważały że zrobiły dobry dowcip. Od początku nie chciały mieć wiele wspólnego z dziwną dziewczyną. Może i były współlokatorkami, ale nic więcej. Były pewne, że to jedna z tych nie dbających, o urodę czy reputację, a nawet chłopców, co dla nich było nie do pomylenia.
– Zachowujemy się źle – powiedziała nagle jedna z dziewczyn – nawet jej nie znamy. Jedyne co wiemy to, to że przyjaźni się z tymi chłopakami z naszego roku. Postarajmy się z nią dogadać, przecież będziemy z nią mieszkać przez sześć lat! Jak nie więcej.
– Gosia ma rację – powiedziała kolejna dziewczyna, o czarnych włosach. Podeszła do drzwi i je otworzyła – Słuchaj, to było wredne z naszej strony. Przepraszamy. Jestem Sara – dziewczyna mówiła i dopiero po pewnym czasie zauważyła, że owej dziewczyny, w szerokich spodniach z wieloma kieszeniami i opinaczach, nie ma, a korytarz jest pusty – Dziewczyny! Jej... tu nie ma – wyjąkała blada czarnowłosa.
                Współlokatorki rzuciły się do drzwi.

*

                Halt nie chciał tego robić, ale nie widział innego wyjścia. Jak inaczej miał się dowiedzieć, jaka jest przyczyna przygnębienia Liliany? Dobrze wiedział, że od niej tego nie usłyszy. Usłyszenie od Liliany, czegokolwiek, dotyczącego jej uczuć, było prawie niemożliwe. Jedyny czas kiedy stawało się to możliwe, był wtedy, kiedy mnóstwo rzeczy, złych lub martwiących Lilianę nakładało się na siebie, tak bardzo, że już nie dawała sobie z tym sama rady, ale nawet w takiej sytuacji nie było łatwo wyciągnąć od niej jej zmartwień czy smutków.
                Cicho wstał i skierował się w stronę spodni Liliany zawieszonych na drabince łóżka. Sięgnął do kieszeni i wyciągnął z nich pognieciona kartkę. Podszedł do okna, żeby lepiej widzieć, choć światło księżyca nie dawało wiele, i zaczął czytać.

„Droga Liliano,
               
                Na wszystkich przychodzi czas, przyszedł i na mnie. Zresztą może być to kolejna przygoda.
Kto wie, co zakręt bliski kryje,
Drzwi tajemnicy, dziwną ścieżkę,
Tylem razy ją w życiu mijał,
Aż przyjdzie chwila, gdy nareszcie
Otworzy mi się droga nowa
Tam, dokąd księżyc nam się chowa,
I zaprowadzi mnie najdalej,
Tam, skąd nad ziemią słońce wstaje.*
Cieszę się, że dane mi było Cię poznać, że udało mi się zdobyć pokrewną duszę w tym jakże szarym, realnym świecie. Nigdy nie zapominaj o zaczarowanym świecie, który musi żyć, choć my giniemy w przestrzeni czasu. Niech nigdy nie przyjdzie Ci do głowy, aby z tego zrezygnować, szczególnie, że z tego co słyszałem to u was nastają ciężkie czasy. Właśnie w takich, inni potrzebują ludzi jak ty czy ja, takich, którzy oderwą ich od ponurych myśli i wskażą drogę, która pokrzepi ich serca. Nie mówię żegnaj, bo sama mnie nauczyłaś kabhie alvida naa khena, mam nadzieję, że dobrze napisałem. Do zobaczenia. Do czasu kiedy się spotkamy, po prostu Wróć.

Przyjaciel”
                Halt nie wiele z tego zrozumiał, jedyne, że umarł, ktoś kto był przyjacielem Liliany, a na dodatek nie z Polski, ponieważ, list był napisany w innym języku. Halt odczytał go tylko dlatego, że nad wersami obcojęzycznymi, były polskie napisane przez Lilianę, jednak te dziwne słowa „kabhie alvida naa khena” nie były przetłumaczone. Niewiele dał Haltowi wyjaśnień ten list. Przewrócił go jeszcze na drugą stronę w nadziei, że może tu będzie coś więcej, jednak zamiast odpowiedzi przybyło jeszcze więcej zagadek. Na drugiej stronie było napisane jedno zdanie rozmazane jedną kroplą „jak można wrócić, kiedy wiesz, że powrót jest niemożliwy**”.
                Czyn, który miał rozjaśnić drogę, przyniósł tylko jeszcze więcej półmroku i zakrętów. Nieusatysfakcjonowany odłożył kartkę na miejsce i wrócił do łóżka. Zasnął dopiero chwilę przed świtem, a i tak w jego głowie cały czas rozbrzmiewały słowa listu.

*

                Dziewczyna obudziła się chwilę przed świtem, słyszała jak Halt wierci się i mruczy coś pod nosem. Uśmiechnęła się pod nosem. Przeciągnęła się, ale przy tym uderzyła się o sufit, który okazał się wyjątkowo niski, i mimowolnie zaczęła obrażać sufit.  W łóżku od strony stóp Liliany coś się poruszyło, po czym nagle kotary z tamtej strony odsunęły się i pojawiła się głowa Andrzeja.
– Ty też nie możesz spać, prawda?
– Jak widać, choć głowy nagle zjawiające się miedzy kotarami nie powinny występować na jawie – zaśmiali się cicho.
– Przepraszam, ale usłyszałem jak obrzucasz obelgami biedny sufit, więc postanowiłem uratować go od śmierci – Andrzej wyszczerzył się i wszedł na tymczasowe łóżko Liliany, choć wszyscy mieli przeczucie, że jeszcze nieraz Liliana będzie tu spała.
– Jak jest taki niski.
– Odezwała się wysoka – uśmiechnął się jeszcze szerzej, jeśli było to w ogóle możliwe, a Liliana w odpowiedzi pokazała język, udając obrażone dziecko.
– Umiesz grać w karty? – spytał nagle Andrzej.
– Słucham – z udawanym  oburzeniem zerwała się Liliana i przypłaciła to kolejnym uderzeniem w sufit.
– Dajcie przerwę na reklamy – mruknął pod nosem uśmiechnięty szatyn.
– Nie odzywaj się, gdybyś ty dwa razy po rząd uderzył w ten ugh.. sufit, tez byłbyś zły.
– Ale w życiu bym nie wymyślił, tylu pięknych epitetów, co ty.
– Ty.. – dziewczyna syknęła i podniosła palec w stronę Andrzeja, jednak ten szybko cofnął się na swoje łóżko, Liliana przeskoczyła za nim i odezwała się, teraz jednak już spokojna – Jak mogłeś zarzucać, że nie umiem grać w karty! Ja się wychowałam na kartach i kościach – uśmiechnęła się Liliana, po czym dodała – dobra, to źle brzmiało – Andrzej tylko pokiwał głową, z twarzą rozpromienioną wielkim uśmiechem.
07:00 ...
– Komplet!
– Sekwens! Znów wygrywam! – rozpromieniona Liliana zaczęła skakać po łóżku
– 20 zwycięstwo z rzędu, jakim cudem? – marudził Andrzej
– Zawsze trzeba mieć asa w rękawie – uśmiechnęła się Liliana.
– Kanciarka! – wykrzyknął oburzony Andrzej.
– Takie słowo istnieje? – zaśmiała się Liliana widząc minę chłopaka.
– To, że wy jesteście dziwni i nie potrzebujecie snu, nie znaczy, że inni też tak mają, ciszej – dobiegł ich rozpaczliwy głos Kuby, przyćmiony, prawdopodobnie poduszką założoną na głowę. W odezwie roześmiali się tylko.
– Swoja drogą, może powinnam zobaczyć czy drzwi są już otwarte. Na razie, dzięki za nocleg – uśmiechnęła się i na odchodnym dodała jeszcze – i dzięki za grę – po tych słowach szybko wybiegła z pokoju, więc oburzony Andrzej nie mógł jej dopaść.
                Niestety jej wyprawa nie przyniosła efektów i wróciła do pokoju chłopców i zaczęła żebrze o pastę do zębów. Andrzej rzucił jej pogardliwe spojrzenie, ale jego brat na szczęście poratował oddech dziewczyny.
– Może od razu znieś tu swoje rzeczy? – zażartował Kuba, wywołując śmiech wśród ledwo żywych.
– Taa, oczywiście. Już pędzę. Tylko dostanę się do mojego pokoju – odgryzła się Lil
– Jeszcze nie otworzyły? Nie śmieszne. Chociaż... pewnie gdybym ja to zrobił to pewnie bym się śmiał – powiedział Andrzej.
– Lepiej nie zostawiajcie go samego w pokoju – poradziła dziewczyna z uśmiechem na ustach.
– Nie zamierzamy. Przecież on by rozniósł dormitorium, razem z łazienką! – odezwał się Dobry, tak dramatycznym tonem, że niemożliwe było nie roześmiać się, a potem dodał równie dramatycznie – i gdzie byś wtedy spała? – kolejny wybuch śmiechu odbił się od ścian. Nagle otworzyły się drzwi i stanął w nich Brus Khan.
– Witam was chłopcy! I Liliano? Nie powinnaś być w swoim dormitorium? Nieważne. Za 5 minut zaczyna się śniadanie, ale możecie zejść później, bo zaczynacie o 10:20. Macie zmianę, transmutacja na parterze. Mam nadzieję, że nie spałaś tu Liliano – powiedział szybko z szerokim uśmiechem na ustach i wyszedł.
– Aha – powiedział Simus.
– Spotkałam go wczoraj jak od was wychodziłam, ciekawy człowiek.
– Fajny gość – dodał Halt. Ku zdziwieniu wszystkich wychodząc z łazienki z mokrymi włosami i ręcznikiem na biodrach. Widząc zdziwione miny współlokatorów (powiedzmy, że Liliana jest współlokatorem) spytał – O co chodzi? Jestem zielony, jak Liliana? – roześmiali się na słowa Halta, ale za chwilę bliźniacy odezwali się jednocześnie.
– Kiedy ty zdążyłeś się umyć?!
– W momencie, kiedy chcieliście, żeby Liliana się przeprowadziła.
Jak na komendę bracia ukryli twarz w dłoniach w udawanym załamaniu.
– A tak w ogóle, to może byś się ubrał, a nie paradujesz prawie nago przed dziewczyną.
– To Liliana – skomentował Halt, wywołując kolejny śmiech.
– W sumie to jeśli przyszedł tutaj, to dziewczyny pewnie tez obudził – powiedziała Liliana i wyszła.
– No to chyba, z nami nie zamieszka – stwierdzili bliźniacy jednoczenie, znów wywołując salwę śmiechu.

*

                Liliana nareszcie otworzyła drzwi do swojego dormitorium. Zobaczyła cztery zaspane dziewczyny, którym nawet na myśl nie przyszło, aby wyjść spod kołdry. Postanowiła wykorzystać sytuację, szybko wzięła ręcznik i rzeczy do mycia i zajęła łazienkę.
                Kiedy wyszła stan dziewczyn nie uległ zmianie. Tylko jedna wstała i zaczynała się ogarniać.
– Hej, słuchaj, beznadziejnie się wczoraj zachowałyśmy. Przepraszamy. Jestem Sara. Wybacz, naprawdę głupio postąpiłyśmy – odezwała się czarnowłosa dziewczyna, kiedy tylko zobaczyła Lilianę. Była naprawdę przejęta. Liliana uśmiechnęła się pogodnie do niej.
– Lilian... Lil – wyciągnęła rękę do czarnowłosej – za co miałabym się gniewać? Choć to był kiepski żart, ale pewnie gdybym to ja tak zrobiła to byłoby zabawne – dodała, po czym uśmiechnęła się jeszcze szerzej – chociaż mogłyście przynajmniej wystawić mi rzeczy.
                Sara uśmiechnęła się delikatnie, ale nadal miała przestraszoną minę.
– Czyli wybaczasz nam? – spytała niepewnie kruczowłosa, a na te słowa kąciki ust Liliany pojechały jeszcze bardziej do góry, o ile to jeszcze było możliwe.
– Ale co mam przebaczać? Nie masz co się stresować. Przecież chciałyście zrobić tylko żart, a to że był kiepski... no cóż, zdarza się. Nie przejmuj się.
                Sara na te słowa odetchnęła z ulgą. Reszta dziewczyn wmówiły jej, że ta dziewczyna jest dziwna, obrażalska i będzie grać samowystarczalną. „Zapamiętać, nigdy więcej nie ufać ich ocenie ludzi” pomyślała Sara.
– Czy one bardzo się obrażają? – spytała nagle Lil.
– Chyba tak, a o co chodzi? – odparła przestraszona sprytnym uśmiechem Liliany, Sara.
– Może chcesz mi pomóc w żarcie?
                Teraz czarnowłosa już była przestraszona, szczególnie, że włosy Lil znów zaczęły zmieniać kolor.

*

                Po pięciu minutach schodziły po schodach, były z siebie zadowolone, a przynajmniej Liliana, bo Sara wyglądała jakby miała zemdleć. Na przejściu do Salonu spotkały się z chłopakami.
– A ty co tak szczęśliwa? Widzę, że dostałaś się do pokoju – powiedział Halt na widok Lili, po czym z czarującym uśmiechem skinął głową w stronę Sary – hej, Halt.
– Hej? – odpowiedziała speszona czarnowłosa.
                I nagle z dormitorium dziewczyn z pierwszego roku dobiegł ich krzyk. Liliana roześmiała się, ale Sara zbladła.
– Co zrobiłaś? – spytała Andrzej, patrząc to na jedną, to na drugą dziewczynę.
– Dowiesz się na śniadaniu, chodźmy – odpowiedziała Liliana i ruszyła do Sali, co chwila wybuchając śmiechem.
                Chłopcy popatrzyli po sobie, wzruszyli ramionami, uśmiechnęli się i podążyli pewnie za Lilianą. Sara nadal była blada, ale zaraz pośpieszyła za wesołą zgrają.

*

– Możesz już powiedzieć co zrobiłaś?
– Jeszcze nie. Sam zobaczysz za 3...2...1... teraz.
                Do Sali wpadły trzy dziewczyny, w piżamach, o dziwnych kolorach skóry. Uczestnicy śniadania roześmiali się na ten widok. Tylko obiekty śmiechu nie były zadowolone z obrotu spraw. Podeszły do stołu Feniksa, gdzie siedziała Liliana i Sara z chłopakami.
– Zrób coś z tym – rzuciła jedna z dziewczyn do Liliany.
– Też mi miło, Liliana jestem – uczniowie parsknęli śmiechem.
– Masz coś z tym zrobić – powtórzyła polecenie dziewczyna.
– Ale o co chodzi? – odpowiedziała Liliana ze zdziwioną miną. Sara bledła coraz bardziej, a chłopcy coraz mocniej próbowali powstrzymać się od śmiechu, palety dopełniła wściekła blondynka (Jola) i równie złe dwie dziewczyny za nią (Ela i Ula).
– O CO MI CHODZI?! O TO! – wskazała na swoją skórę blondynka.
– Skora, super. Patrz ja tez mam skórę – odpowiedziała spokojnie Liliana, wskazując na swoją skórę, która nagle przybrała taki sam ciemnofioletowy kolor, co blondynki.
                Jola zaniemówiła, ale tym razem wyręczyła ją dziewczyna, która stała po jej prawej. Jednak nie wykazała się wielką znajomością języka polskiego.
– Ty!
                W tym momencie stało się kilka rzeczy jednocześnie. Chłopcy już nie wytrzymali i wraz z Lilianą wybuchnęli głośnym śmiechem, już cała sala ich obserwowała, Sara zemdlała, a Jola zmieniła kolor na czerwony.
– Nie róbcie scen. Wystarczy się umyć – zwróciła się Liliana do Joli z szerokim uśmiechem, jednocześnie łapiąc upadającą Sarę – pielęgniarka mnie chyba zabije – mruknęła Liliana, a chłopcy słysząc te słowa zaśmiali się jeszcze głośniej – nie śmiejcie się, bo któryś musi mi pomóc zanieść ją do pielęgniarki – chłopcy podnieśli się szybko, gotowi do drogi, z kieszeniami wypełnionymi tostami.
– Chodźmy – powiedziała Liliana, zabierając z kieszeni Dobrego kanapkę. Trzeba mu przyznać, że dzielnie prawie nie protestował.
                Pielgrzymka wyszła z Sali kierując się w stronę skrzydła szpitalnego. Kiedy stanęli przed drzwiami Liliana odezwała się.
– Ale to wy tam wchodzicie z nią – a widząc pytający wzrok bliźniaków dodała – ta kobieta mnie zabije, jeśli będzie mnie tu widzieć codziennie. Nie ważne, że wyjątkowo to nie ja jestem poszkodowana.
                Chłopcy roześmiali się i wepchnęli Lilianę za drzwi wraz z Sarą. Mina pielęgniarki, kiedy zobaczyła Lil podtrzymującą czarnowłosą, wyrażała tylko żądzę mordu. Pod nosem zaczęła przeklinać „niebezpieczną dla siebie i otoczenia dziewczynę”. Kiedy wydostali się za drzwi szpitala Liliana odetchnęła z ulgą.
– Więcej mnie tam nie zaciągniecie, choćbym miała połamane wszystkie kończyny.
– Zobaczymy.
                Potem poszli po książki, a potem pod salę na parterze. Stało już przed nią sporo ludzi. Nagle usłyszeli „cześć mutancie” i cała grupa feniksów przewróciła oczami i ciężko westchnęła. Przez chwilę dogryzali sobie nawzajem, poczym w obawie, że może dojść do rękoczynów Lil odciągnęła Simusa od Martina. Na szczęście Morokow otworzył salę po całym zajściu. Teraz już zaczynała się prawdziwa nauka w szkole magii.
                Po transmutacji była Historia Magii, lekcja, której Liliana wyczekiwała od kiedy tylko o niej usłyszała.
                Po historii tłum uczniów popędził na obiad. Potem były dwie godziny zaklęć. Wtorek szybko zleciał. Lilianę i Halta czekał jeszcze tylko męczący szlaban, a od 20:40 mieli mieć astronomię. Idealnie, żeby zdążyć na pojedynek na Skarpie.

*

                Astronomia mimo że ciekawa, wlekła się w nieskończoność. Może dlatego, że chłopcy strasznie bali się tego co nadejdzie po niej, tylko Liliana wydawała się rozluźniona. Lekcja zakończyła się i uczniowie powoli schodzili z wieży.
                Kiedy Liliana wraz z chłopakami pojawiła się na skarpie o wyznaczonej porze, jej rywal już tam był.
– Honorowo – powiedziała Liliana, a przeciwnik roześmiał się.
– Zobaczymy.
                Potem przyszedł chłopak z szóstej klasy, aby sędziować.
– To ma być honorowe. Mówię do jednego i drugiego. Nie ciągniecie za włosy, nie uderzacie w czułe punkty. Myślę, że wiecie o co chodzi. Koniec jest wtedy, kiedy któreś z was się podda lub zostanie przewrócone i nie podniesie się przez 5 sekund. Macie wyznaczone pole. Jak mogliście mnie w to wpakować! Ustawiajcie się. Gotowi? Zaczynamy. I bez różdżek.
                Najpierw żadne z nich się nie poruszyło, chłopak tylko rzucał delikatne obelg w stronę Liliany, ta jednak nic sobie z tego nie robiła. Wyglądała jakby miała za chwilę wyjść na spacer, a nie pojedynkować się z trzy lata starszym chłopakiem. Zaczęli chodzić po półkolu, po czym nagle chłopak rzucił się na Lilianę, ta spokojnie tylko lekko przekręciła tułów, a chłopak minął ją, a potem odbił się od magicznego pola.
– Jeden dla Liliany – zawołał sędzia.
                „Teraz już nie będzie tak łatwo” pomyślała Liliana, w tym samym momencie, kiedy na głos wypowiedział to Halt. Tym razem to ona zaatakowała pierwsza, ale nie był to wielki zrywa jak u jej przeciwnika. Zbliżyła się do rywala i kopnęła piszczelem na bark, błyskawicznie się obróciła i trafiła w splot słoneczny kopnięciem tyłem. Chłopak mimo że skupiony nie był w stanie odparować kopnięć dziewczyny, zrobił dwa kroki do tyłu, aby utrzymać równowagę i zyskać na czasie, by złapać oddech po niby słabym kopnięciem w splot. Dziewczyna podążyła za nim i już za chwilę chłopak znów się cofał pod jej ciosami. Najgorsze było dla niego to, że były nie przewidywalne. Nie używała żadnych schematów, nie powtarzała zapamiętanych sekwencji, nie wiedział skąd nadejdzie następny cios. Cofał się, aż znów poczuł za plecami magiczną barierę.
– Dwa dla Liliany. Jeszcze trzy punkty.
                Chłopak powoli wpadał w panikę wymieszaną ze wściekłością i rządzą zwycięstwa. Przecież ta małolata nie może go pokonać. Wciekły zacisnął pięści jeszcze mocniej i rzucił się na Lilianę. Dziewczyna zaskoczona, dostała dwa ciosy w żebra, potem starała się blokować ciosy przeciwnika, jednak chłopakowi w amoku przybyło sił. Teraz to ona zaczęła się cofać, choć nie tak rozpaczliwie jak on wcześniej, ona cały czas walczyła. Jednak w końcu została doparta do magicznej bariery.
– Jeden dla Jacka.
                Chłopak chciał już nie tylko wygrać, ale też upokorzyć dziewczynę. Chciał, żeby cofała się tak rozpaczliwie jak on jeszcze przed chwilą. Był tego bliski, jednak ona nie podawała się nawet przyparta do muru. Teraz już zrozumiał swoją przewagę biorącą się z wagi i wzrostu. Kolejna runda była zacięta. Teraz już obie strony wymieniały ciosy. Jednak ostatecznie to Jacek zdobył punkt.
                Był remis.
                Kolejny punkt należał do Liliany, jednak Jacek z dziką furią zrekompensował swą stratę zyskując dwa dla siebie.
– Jeszcze jeden dla Jacka i wygrywa.
                Chłopak nie stracił głowy. Jeszcze tylko jeden punkt, owszem, ale najpierw musi go zdobyć. Nie zostało w nim wiele z tej bestii, która atakowała podczas przewagi Liliany. Przeciwnicy zbliżyli się do siebie i rozpoczęła się kolejna potyczka. Liliana uderzała szybko. Prawy sierp i zaraz za nim prawy prosty, pchnięcie kolanem, lewy hak, prawy sierp, kopnięcie boczne na udo i natychmiast za nim tą samą nogą na bark, pchnięcie i bariera.
– Cztery do czterech. Ostatnia runda.
                Do rywali nie docierały żadne dźwięki z zewnątrz ani cichy doping przyjaciół ani szum drzew, wszystko na ziemi nagle zamarło. Byli tylko oni i ich walka. Ostania potyczka. Ostatnia szansa na udowodnienie swojej racji. Zaczęli. Jacek zbliżył się do Liliany chcąc wyprowadzić cios jednak nie zdążył, ubiegło go jej uderzenie w splot, a zaraz za nim w nerkę i wątrobę. Zripostował prawym prostym, jednak dziewczyna, wydawało się, bez trudu zablokowała cios. Kolejny cios Jacka, znów zablokowany. Dziewczyna trafiła trzy razy, po czym znów kopnęła boczne na bark i tyle w splot. Była szybka, uderzenie, które chłopak chciał wyprowadzić przed kopnięciami, trafiło po nich, prosto w kość policzkową Liliany, rozległo się chrupnięcie kości, jednak ani Lil ani Jacek nie zważał na to. Zostało jeszcze tylko kilka ciosów. Liliana dostała w szczękę z drugiej strony, wypluła krew za siebie i walka toczyła się dalej. „Koniec” pomyślała Liliana i wykonała serię błyskawicznych kopnięć kręciła się wokół Jacka, wykonując kolejne kopnięcia, ostatnie kopnięcie na udo zwaliło Jacka z nóg. Sędzia zaczął odliczać.
– 5...4...3...2...1... Liliana jest zwycięzcą!
                Dziewczyna zrobiła coś czego nie spodziewał się po niej nikt. Podeszła do Jacka, wyciągnęła rękę i uśmiechnęła się. Ten odwzajemnił uśmiech i przyjął rękę.
– Nieźle walczysz.
– A ty... jesteś.. duży – roześmiali się oboje. Zebrani stali osłupieni widokiem wrogów, którzy przed chwilą zacięcie walczyli, nawzajem podpierających się po walce. Razem zeszli z pola walki.
– Dzięki za lekcję – powiedział na odchodnym Jacek, na co Liliana tylko uśmiechnęła się, co wyglądało dość strasznie, ponieważ zęby miała całe we krwi. Podszedł do niej jeszcze sędzia i pogratulował dobrej walki. W końcu dotarła do swoich rozanielonych przyjaciół.
– To był wielki krok dla mojej pięści, ale malutki dla świata – zaśmiała się Liliana. Chłopcy rzucili się na nią radosnym okrzykiem, nieważne, że zginął następnego dnia za przytulanie Liliany, teraz świętowali zwycięstwo swojej przyjaciółki.

– Mówiłem, że da radę! Od początku to mówiłem – powiedział dumnie Halt. Na co reszta tylko szczerze się roześmiała.
_______________
* "Władca Pierścieni : Powrót Króla" J.R.R. Tolkien, książka
** film "Władca Pierścieni : Powrót Króla"
Przeciągnęło się to wszystko, ale jutro najdalej pojutrze dodam kolejny rozdział. Na razie oddaję w wasze ręce ten, dokładnie 3 038 słów :)
Wiem, że było wiadome od początku kto wygra w walce, ale bardzo chciałam ją opisać i mam nadzieję, że wyszło, a w następnym rozdziale wyjaśni się wszystko dotyczące listu, który dostała Liliana :)

Oddana wam, o ile ktokolwiek to jest, Visenna <3

środa, 17 czerwca 2015

Rozdział 5 : Szlaban, atak zieleniny i ... metamorfomag

– Coś ty zrobiła?! – Halt krzyczał na Lilianę już od pewnego czasu.
– Weźcie go ode mnie – dziewczyna zwróciła się do Simusa, Dobrego i ich dwóch współlokatorów: Andrzeja i Kuby. Jednak na prośbę chłopcy tylko prychnęli śmiechem.

*

                Po zdarzeniu przy Pokoju,  dziewczyna już nie miała ochoty na czytanie. Wyszła z wieży Feniksa i przez następne 20 minut chodziła bez celu po zamku, kiedy do szlabanu zostało jej 10 minut, udała się pod klasę zielarstwa, gdzie czekał już także Halt.
– Wchodzimy do jaskini lwa? – zapytał z uśmiechem Halt.
– Chyba musimy – odpowiedziała Liliana i zapukała do drzwi klasy. Kiedy drzwi otworzyły się, stanął w nich profesor Nagora, nie powiedział nic, dopóki nie przeszli do jego gabinetu, w pomieszczeniu do, którego można wejść drzwiami na końcu klasy.
– Macie poukładać mi WSZYSTKIE zioła według przedstawionego schematu, proszę, także sprawdzać czy na pewno dane zioła mają poprawne podpisy. I na koniec, proszę oddać mi różdżki, choć wątpię czy moglibyście zrobić z nich użytek. Dziś macie zrobić co najmniej jedną kolumnę, jak skończycie proszę się do mnie zgłosić – powiedział zimno Nagora, odebrał im różdżki i wyszedł zostawiając ich sam na sam z przeróżnymi opakowaniami, woreczkami, spisem według jakiego mieli porządkować i atlasem ziół.
– Nie dość, że musimy układać to według – tu spojrzała na kartkę, którą dostali – CO?! WEGDŁUG AKTUALNEJ WAGI, BEZ OPAKOWANIA! I MAMY TO OBLICZAĆ! Każdego dnia, mamy mu oddawać kartkę zapisana obliczeniami. Cholera! Jeszcze trzeba będzie sprawdzać dokładnie, każdy listek. Czy ten człowiek ma jakiekolwiek sumienie?!
– Chyba nie. Zabierzmy się za to szybko, bo przed nami pewnie robota do północy.
– Biorę te górne – powiedziała Liliana, a widząc wzrok chłopaka, dodała – no co? Ty też musiałbyś, korzystać z drabiny do tego – stwierdziła.
                Po godzinie Lilianę już bolały całe ręce od trzymania ich w górze, na chwilę opuściła ręce i zamknęła oczy. Minęła dopiero godzina, a już miała serdecznie dosyć, szczególnie, że zrobiła dopiero dwa rzędy z góry, a więc zostało jej jeszcze osiemnaście. Po chwili odpoczynku wróciła do układania, czuła, że cos jest nie porządku, ale nie mogła sobie uświadomić co dokładnie. Dopiero po kilku minutach zauważyła, że jej ręce, a raczej skóra, nie ma normalnego koloru. Były szare jak u trupa. Przestraszyła się, może nawet bardziej tego, że pewnie znowu zostanie wysłana do pielęgniarki niż tego, że właśnie jej skóra staje się trupio szara. Przez to potrąciła skrzyneczki z ziołami z rzędu, który akurat porządkowała. Ten jeden nieostrożny ruch, przyczynił się do tego, że przeróżne woreczki, skrzyneczki i opakowania z najwyższych czerech rzędów runęły na Lilianę, niczym liściasta lawina. Dziewczyna straciła równowagę i spadła z drabiny na twarda kamienną posadzkę z głuchym łomotem. Halt od razu podszedł do niej i chciał zabrać do pielęgniarki, jednak Liliana silnie protestowała. Po pewnym czasie leżenia na plecach z ogromnym bólem, podjęła próbę podniesienia się.
– Pomóc ci? – spytała Halt wyciągając rękę w jej stronę, jednak dziewczyna odrzuciła pomoc.
– Nie, dzięki poradzę sobie – odpowiedziała Liliana, jednak to w jaki sposób dziewczyna próbowała wstać, wcale nie wskazywało na to, że mówi prawdę.
– Może jednak? Spadłaś z niezłej wysokości, zaprowadzę cię do szpitalnego– nie ustępował Halt. Jednak wzmianka o skrzydle szpitalnym i wspomnienie pielęgniarki, dodały Lilianie motywacji i podniosła się w końcu o własnych silach.
– Wolę nie zapadać tej kobiecie w pamięci, durny atak zieleniny, na pewno są w spisku z Nagorą – uśmiechnęła się krzywo – ty chyba też nie.
– Tak z pewnością przekabacił wszystkie rośliny w zamku na swoją stronę – zaśmiał się Halt, a za chwilę dodał już z bardziej poważną miną -  ale co do pielęgniarki....
– Nie ma żadnych „ale” – przerwała szybko Haltowi – nic mi nie jest, a będziemy siedzieć tu do rana, jeśli nie posegregujemy tych diabelskich roślinek. Wracamy do pracy.
– Ale wyjaśnij mi jedno: czemu spadłaś z tej drabiny?
– Tak po prostu, nigdy nie spadałeś z drabiny tak dla sportu? – spytała z udawanym niedowierzaniem Liliana.
– No jakoś się tak złożyło, że nie – uśmiechnął się – dobra wracajmy do pracy, jeszcze spadają rozsypałaś te wszystkie zioła, sama to segregujesz – uśmiechnął się Halt jeszcze szerzej.
– Dżentelmen – prychnęła pod nosem Liliana.
                Przez następne dwie godziny Liliana już nie zmieniała koloru skóry, więc zrzuciła to na przemęczenie. Segregowanie ziół szło im coraz szybciej, więc około godziny 20, kiedy wszedł Nagora mieli już łącznie posegregowane 28 rzędów. Zielarz powiedział, że musza iść an kolację, choć gdyby to od niego zależało to by nigdzie nie poszli i zastrzegł, ze mają wrócić za pół godziny.
                Kiedy byli już w połowie drogi Halt nagle zatrzymał się.
– Lilia! Dlaczego mi nie mówiłaś?!
– O czym?
– Super! Dlaczego nie mówiłaś, że zmieniasz kolor?
– Co? Znowu? – jęknęła Liliana i spojrzała na swoje ręce, były koloru dojrzałych pomidorów.
– Jak to znowu? W gabinecie też zmieniłaś kolor? To dlatego upadłaś? Super!
– Super?! Zmieniam kolor skóry, nie wiem co się dzieje, to nie jest super – Liliana najwyraźniej nie podzielała wielkiego entuzjazmu Halta.
– Żartujesz?! Jak możesz nie wiedzieć? Jesteś metamorfomagiem!
– Metamorfo... że czym? Co to jest?
– Ty naprawdę o niczym nie wiesz!
– No przecież moi rodzice są niemagiczni.
– Chyba naprawdę mocno się uderzyłaś spadając z tej drabiny.
– Jak długo znasz naszą rodzinę, hm? – spytała Liliana retorycznie. Na ten słowa Halt tylko wzruszył ramionami  i ruszył dalej, w końcu mieli tylko pół godziny na kolację.
                Usiedli przy stole, ale Simusa ani Dobrego jeszcze nie było nagle obok dziewczyny wylądowała sowa z kartka przypięta do nóżki. Liliana odczepiła list i dała sowie kawałek chleba. Otworzyła list, przewertowała go wzrokiem, po czym zgniotła pergamin w dłoni i schowała go do jednej z wielu kieszeni jej spodni. Odpłynęła myślami i nawet nie zauważyła, kiedy Simus i Korin pojawili się obok. W końcu zaniepokojony, tym, że powoli mają coraz mniej czasu Halt pomachał jej ręką przed twarzą, a w momencie kiedy i na to nie zareagowała, delikatnie potrząsnął jej ramieniem, ta zaskoczona wyrzuciła rękę w jego stronę, boleśnie trafiając w jego obojczyk przyjaciela.
                Kiedy tylko zorientowała się, co właśnie zrobiła, przeraziła się.
– Wszystko w porządku? Przepraszam. Nie chciałam... – powtarzała jak mantrę.
– Nic mi nie jest, prawie... Wszystko w porządku... – wysapał Halt ledwo łapiąc oddech, mimo że to Halt ucierpiał to Liliana wydawała się być bardziej przestraszona od niego.
– Co taka zamyślona? Co on wam każe... O Jezu! – nagle przerwał Korin, wytrzeszczając oczy na Lilianę, która znów zmieniła kolor skóry na trupi i włosów na mysi.
– Halt stwierdził, że jestem metamorfomagiem.
– Super! Zawsze chciałem nim być, zmieniać się jak tylko chcesz to byłoby coś! – widocznie do tej dziwnej umiejętności Liliany wszyscy podchodzili z zachwytem i zapałem, tylko nie ona.
– Ale skąd wy w ogóle o tym wszystkim wiecie? Przecież nie ma tego w podręcznikach, przeglądałam je razem z wami i nie było nic o metamorfomagach.
– No.. ja jestem z rodziny czarodziejskiej – wydukał Simus.
– Ja też – powiedział cicho Korin, a Halt ledwo zauważalnie pokiwał głową na potwierdzenie, że on także.
– Czyli jestem jedyna z rodziny niemagicznych? – dziewczyna spojrzała po chłopakach, wydawało jej się, że Halt chce coś powiedzieć, ale tak się nie stało – czemu nie powiedzieliście wcześniej?
– Nie pytałaś, a poza tym, to chyba nie ma znaczenia. W sumie za takie stwierdzenie Nagora dał nam szlaban. Jej! Budyń waniliowy! – Halt widocznie nie chciał rozmawiać o „krwi” swojej rodziny.
– A w sumie jak tam twoje współlokatorki? – na to pytanie dziewczyna cicho parsknęła śmiechem, ale nawet to lekkie westchnięcie z małym uśmiechem nie przeszkadzało w tym, aby zadławiła się tostem. Chłopcy popatrzyli na nią z niepokojem, jak na osobę psychicznie chorą. Kiedy Liliana w końcu opanowała tosty atakujące jej krtań odezwała się.
– Nie patrzcie się tak – uśmiechnęła się i dodała – nawet nie wiem jak się nazywają. Trzy siedzą w grupce i paplają, swoją droga strasznie często słyszę twój imię – zwróciła wzrok ku Haltowi, który uśmiechnął się i dumnie wypiął pierś – a jedna na swoim łóżku i czyta jakieś babskie pismo. Kiedy weszłam nawet nie zwróciły na mnie uwagi. A u was? Bo jeśli o mnie chodzi to pewnie nie będę miała wśród nich przyjaciółek – chłopcy uśmiechnęli się, doskonale wiedzieli, że Liliana nie dogada się ze współlokatorkami, które zajmowały się tylko wyglądem i chłopakami.
                Do czwórki przyjaciół podeszło nagle dwóch nieznanych chłopaków. Spojrzeli na Lilianę i przywitali się.
– O wilkach mowa. To Jakub i Andrzej albo Andrzej i Jakub, nasi współlokatorzy. Może ze swoimi się nie dogadasz, ale z naszymi na pewno.
– Ty jesteś tą, która podeszła do ceremonii ze złamanym nosem, prawda? – spytał jeden z nowoprzybyłych.
– Tak, hej, Liliana jestem – podniosła rękę w geście przywitania.
– Z tego co wiem, to już ustaliliśmy, że twoje imię jest za długie i jesteś Lil – odezwał się Dobry, a Halt przez chwilę wydawał się zaskoczony, takim skrótem.
– No dobra, to Lil – uśmiechnęła się dziewczyna, a Andrzej i Kuba jej zawtórowali.
– W takim razie, witaj Liliano, no dobra Lil – powiedzieli równocześnie, a ich twarze rozjaśnił szeroki uśmiech. Nie można było nie zauważyć, że są bliźniakami.
– Mamy tylko 15 minut, śpieszmy się z tym jedzeniem – zwrócił się do Liliany Halt.

*

Skoczyli porządkować pierwsza kolumnę około 23. Mieli tylko pół godziny do ciszy nocnej. Przechodzili opustoszałymi korytarzami szkoły zmierzając do wieży Feniksa. Liliana weszła jeszcze na chwilę do dormitorium chłopców porozmawiać z nimi przed cisza nocną, ale była cicha i jakby nieobecna dodatkowo, stało się tak, że Andrzej widział całe starcie Liliany z chłopakami ze starszej klasy i chciał ją o to zapytać. I tak doszło do aktualnej sytuacji, kiedy Halt dziwił się jak Lilia mogła być tak lekkomyślna.
– Daj spokój! Będzie dobrze, przecież nic się nie dzieje.
– Jak to nic się nie dzieje?! Oni są od ciebie starsi, silniejsi i wyżsi..
– Albo go ode mnie weźcie albo mi pomóżcie.
– Mamy jeszcze czas do jutra, nie przejmuj się – Andrzej zwrócił się do Halta – a jeśli słyszałem prawdę, to Lil jest całkiem niezła – na te słowa, Halt posłał współlokatorowi nienawistne spojrzenie, ale w końcu odpuścił Lilianie.
– Dziękuję ci – Liliana ze zmęczeniem zwróciła się do Andrzeja, a przynajmniej miała taką nadzieję, że do niego, a nie jego brata bliźniaka.
– Za 5 minut będzie cisza nocna i Khan chodzi po dormitoriach, przynajmniej na początku roku – odezwał się Korin.
– A ty skąd to wiesz?
– Miałem tu brato-siostrę, zresztą nieważne. I przecież już spaliśmy tu jedną noc. Chociaż wczoraj nie chodził.
– Dobra, ja już idę.
– Trzymaj się.
– Uważaj, bo cię pożrą różowe potwory.
– Zabawne – Liliana mruknęła tylko przez ramię wychodząc z pokoju.
– Od kiedy przeczytała list jest lekko przygaszona, nie uważacie? – odezwał się Halt, kiedy dziewczyna już wyszła.
– To ona dostała jakiś list? – zapytał zdziwiony Korin, a Halt tylko zakrył dłonią twarz.
                Liliana wyszła z dormitorium chłopców z delikatnym uśmiechem na ustach, jednak nie była w stanie zdobyć się na pełny uśmiech. Kiedy przechodziła z lewych schodów na prawe, minęła się z nauczycielem, domyśliła się, że to był właśnie Khan, opiekun ich Domu. Mężczyzna popatrzył się na nią, a później uśmiechnął.
– Słyszałem, że powinnaś być już w dormitorium – starał się mówić poważnie, ale absolutnie mu to nie wychodziło – aha i profesor Nagora kazał mi przekazać, że jutro wasz szlaban zaczyna się o 18 – uśmiechnął się jeszcze szerzej i mrugnął do niej porozumiewawczo – powiem ci, że nie wyglądasz na rozwrzeszczaną, ignorancyjną małolatę, jak to przedstawił cię profesor Nagora. Nie martw się nigdy nie lubił feniksów – nauczyciel uśmiechnął się do niej jeszcze raz i poszedł chodzić po dormitoriach męskich.
                Lilianie udała się do swojego dormitorium. Jednak w momencie, kiedy nacisnęła klamkę, drzwi wcale nie chciały się otworzyć. Spróbowała jeszcze parę razy, ale nie udało się.
– Cholera, a już myślałam, że spędzę noc we własnym łóżku. Kolejna noc bez poduszki ani choćby koca. Zabiję te dziewczyny.
                Nie mogła wiedzieć, że po drugiej stronie drzwi jej współlokatorki są zachwycone swoim kawałem i chichoczą jak łatwo im to przyszło.
I co mam teraz zrobić?” zapytała w myślach, ześlizgnęła się plecami po drzwiach „może chłopaki mnie przyjmą, NIE, nie chcę się narzucać, chociaż, czy to, że chcę tylko koca i miejsca do spania nie na korytarzu jest narzucaniem się? No cóż, trudno, najwyżej mnie wygonią”. Liliana wstała, a kiedy drzwi do Pokoju zamknęły się za Khanem, ruszyła w drogę powrotną do dormitorium chłopców.
                Zapukała, a kiedy otworzył jej Korin, przywołała na usta najszerszy uśmiech na jaki było ją stać.
– Przyjmiecie biedną, bezdomną młodocianą czarownicę? – zapytała.
– Może nocować – bardziej stwierdził niż zapytał Korin. Jednak lokatorzy uśmiechnęli się i po udawanym zastanowieniu zgodzili się.
– Dzięki, nie chciałam spędzać kolejnej nocy na korytarzu.
– A co się stało?
– Zamknęły drzwi na klucz i nie chcą otworzyć.
– To źle, powiedz nam czemu jesteś taka smutna od kiedy dostałaś ten list?
– Nie jestem smutna, tylko trochę zmęczona, tym układaniem zielska Nagory – lecz jakby na zaprzeczenie tych słów jej mina zrzedła, ale najwyraźniej dziewczyna chwilę potem zorientowała się, że daje po sobie poznać smutek, więc szybko dodała poprawiając minę – może to będzie nietypowe pytanie..
– Nie, nie oddamy ci łóżka. Chyba, że chcesz spać z którymś z nas – dopiero teraz dziewczyna zauważyła, że różnicą pomiędzy ich dormitoriami jest to, że mimo iż mają tyle samo osób w pokoju chłopaków wszystkie łóżka są piętrowe i  jedno stoi puste. U dziewczyn były dwa piętrowe i jedno normalne łóżko i nie było żadnego wolnego.
– Nie o to chodzi. Chciałam się zapytać, czy któryś z was zechce mi użyczyć pasty.

                Wszyscy obecni w pokoju roześmiali się, nawet Liliana zdobyła się an najszerszy uśmiech.
_____________________
Rozdział dodany z opóźnieniem, następny tez nie pojawi się w sobotę, a w jakiś dzień roboczy przyszłego tygodnia. Mam nadzieję, że rozdział jest znośny. 

sobota, 6 czerwca 2015

Rozdział 4 : Zielarstwo, Dom Feniksa i Zakład

                Obudził ich dźwięk kroków, odbijający się od kamiennych ścian zamku. Liliana trąciła łokciem Halta, żeby go obudzić. Sama ledwo widziała na oczy, jednak mimo to zobaczyła zarys postaci, która ku jej przerażeniu, szła prosto ku nim.
– Co to ma znaczyć? Co tu robicie? – zapytał mężczyzna, a kiedy zobaczył, że uczniowie są nieprzytomni, wykrzyknął, że natychmiast mają iść na śniadanie i dodał jeszcze, że odejmuje im punkty. Widocznie oczekiwał jakieś reakcji ze strony ze strony nieprzytomnych nastolatków.
                Liliana potaknęła za siebie i Halta, a kiedy nauczyciel odszedł, zaczęła budzić zaspanego przyjaciela. Co wcale nie było prostym zadaniem, ostatecznie podniosła go siłą i zaczęła nim potrząsać.
– Gdzie wróg atakuje!? Wskaż mi kierunek, a będę atakować! – z takim okrzykiem na ustach obudził się Halt, a Liliana słysząc to roześmiała się, gdy już się opanowała, opowiedziała mu co się stało, co skomentował kolejnym okrzykiem.
– Czemu mnie wcześniej nie obudziłaś? Szybko na śniadanie! – wyciągnął rękę przed siebie i zaczął biec przed siebie. Liliana pokręciła głową z uśmiechem i pognała za nim.
                Wpadli do Sali Jadalnej niczym tornada. Dopadli do stołu Feniksów, zignorowali pytające spojrzenia Dobrego i Simusa. Rzucili się na jedzenie, ale ku ich udręce, kiedy już unosili kanapki do ust, wszystko zniknęło, a dyrektor zaprosił uczniów na pierwsze lekcje w tym roku.
– Niech to – mruknęła gniewnie Liliana, a Halt jej zawtórował.
– Trzymajcie – Simus podetknął Lilianie dwa kawałki pergaminu, a potem dodał – to nasz plan zajęć. Co robiliście całą noc? Nie wróciliście do dormitorium na noc? Z twoim nosem było, aż tak źle?
– Nie wszystko było w porządku, po tym jak naprawiła mi nos chcieliśmy iść do dormitorium, ale ktoś – tu spojrzała z wyrzutem na Halta – dopiero później zorientował się, że nie wiem gdzie ono jest. Dlatego spaliśmy na korytarzu. Jakiś nauczyciel nas obudził, chyba był zły – Liliana spojrzała na plan, potem na zegarek – wiecie gdzie jest klasa zielarstwa, oprócz tego, że na 2 piętrze? Bo właśnie zaczęliśmy tam zielarstwo.
                Czwórka podniosła się szybko na nogi, Simus zapytał się jakiegoś chłopaka o drogę, ale widocznie mało zrozumiał, bo kiedy wrócił do przyjaciół miał minę bardzo zbitego psa. Wskazał tylko gdzie mają schody. Rzucili się pędem, pewni, że w końcu odnajdą dobrą klasę.
                Udało im się to po 10 minutach. Wparowali do Sali, powiedzieli „przepraszamy za spóźnienie” i usiedli tam, gdzie były wolne miejsca. Dopiero, kiedy Liliana uniosła głowę i spojrzała na nauczyciela, skamieniała, trąciła nogę Halta by też spojrzał na mężczyznę. Chłopak podniósł wzrok i za chwilę znów go opuścił, mruknął „o cholera”. To był ten sam nauczyciel, który zwrócił im uwagę dziś rano. Najwidoczniej dopiero teraz zielarz zauważył dwójkę znajomych twarzy.
– Dzień dobry, ja nazywam się Piotr Nagora, będę was uczyć zielarstwa, choć wątpię, żeby choćby kilkanaście osób w tej Sali odkryło potęgę tej sztuki, jaką jest zielarstwo. Najpierw chcę, aby każdy się przedstawił, zaczynamy od końca, choć już was dziś spotkałem – profesor uśmiechnął się zajadle – zaczniemy od ciebie – tu wskazał na Lilianę – i z jakiego jesteś Domu, bo mamy tu Domy Feniksa i Centaura, prawda?
                Uczniowie potaknęli głowami, a Nagora wbił wzrok w Lilianę.
– Liliana Sharma, Dom Feniksa – dziewczyna wstała z ławki, przedstawiła się i chciała już siadać, kiedy zatrzymał ją głos profesora.
– Czekaj. A drugie imię? Nie nauczono cię przedstawiać się pełnie? Pewnie jesteś od mugoli.
– Co to ma za znaczenie, czy moi rodzice są mugolami czy czarodziejami?
– Odejmuje ci 10 punktów. Odpowiedz na pytanie: Jak się nazywasz?
– Liliana Visenna Sharma – zaraz po powiedzeniu dziewczyna usiadła, nie czekając na pozwolenie nauczyciela.
– A twój kolega, podejrzewam, że także z Domu Feniksa, jak się nazywa?
– Halt Derwan  Brzozowski – powiedział Halt, aż się gotował ze złości.
– Dziękuję, widzę, że przynajmniej jedno z was umie się przedstawić, a teraz SZLABAN DLA OBOJGA! I minus pięć punktów za każdego. O 17:00 macie stawić się w mojej klasie. Następni.
                Halt i Liliana nie mogli uwierzyć jak można było być kimś takim? I na czym ma polegać ten szlaban, który zarobili już na pierwszej lekcji w szkole?
– To chyba będzie długi dzień.
– Chyba tak.
                Przez całą lekcję profesor Nagora okazywał niechęć nie tylko do Liliany i Halta (choć w stosunku do nich był szczególnie), ale także całego Domu Feniksa. Dowiedzieli się na tej lekcji, że zielarstwo mają dwa razy w tygodniu, w poniedziałek – zajęcia teoretyczne i w środę – zajęcia praktyczne. Nauczyciel przedstawiał im rożne typy roślin magicznych, a na koniec zadał im pracę domową, aby napisali o podanych przez niego roślinach i omówili i porównali ich zastosowania przez czarodziejów i mugoli. Uczniowie z ulgą wyszli z klasy, gdy nastał koniec lekcji.
– Powieszę go albo zetrę w moździerzu razem z tymi jego roślinkami – Halt groził Nagorze od kiedy tylko nauczyciel nie mógł go usłyszeć.
– Przypomniałeś mi o czymś! – Liliana nagle stanęła na środku korytarza, a potem pobiegła z powrotem do sali zielarstwa. „Zwariowała” mruknęli na raz Halt, Dobry i Simus. Zdyszana Liliana wpadła na drzwi, chwilę się uspokoiła, po czym weszła do klasy.
– Dzień dobry, chciałabym kupić podręcznik. Mówił pan, że będzie można się zgłosić w tym tygodniu. Czy mogę? – zapytała najspokojniejszym i najsłodszym głosem jaki mogła udawać.
– Oczywiście, że można, w końcu nie wszyscy są tacy systematyczni, żeby myśleć o wcześniejszym zakupie potrzebnych artykułów. To będzie... 40 galeonów – nawet teraz profesor Nagora naigrywał się z Liliany.
– Tak dużo?
– Możesz zawsze spróbować kupić od starszych uczniów – odpowiedział głosem tak jakby robił łaskę całemu światu, że żyje.
– Dobrze. Poszukam. W razie czego zgłoszę się do pana, dziękuję.
– Proszę bardzo. Do widzenia – Piotr Nagora uśmiechnął się zjadliwie na pożegnanie. Lilianie wcale nie podobał się ten uśmiech.
                Następną lekcją były zaklęcia z Kossowiak. Oczywiście spóźnili się, ponieważ nadal nie mogli odnaleźć się w szkole. Ta lekcja, przebiegała szybko i była ciekawa, a co najważniejsze, wice dyrektorka nie faworyzowała nikogo, nawet „swojego” Domu Sfinksa, z którym mieli zajęcia.
– Co teraz? – Liliana spojrzała na zegarek – bo wnioskując z tego, że jest 11:25, to jeszcze nie jest pora na obiad – po chwili dodała – chociaż mogłabym już go zjeść.
– Owszem, obiad mamy po transmutacji, która jest na.... uwaga werble proszę.... na szóstym piętrze.
– Co?! Czy ich pogrzało?! Przecież jesteśmy na pierwszym! Nienawidzę schodów!
– Zanieść cię? – spytał Halt z uśmiechem.
– Poproszę – burknęła, ale w brew prośbie zaczęła wspinać się po schodach z uśmiechem.
                Kiedy byli na czwartym piętrze schody nagle wyniosły ich na inny korytarz, zupełnie nieznany.
– Powiedzcie, że choć jedno z nas wie gdzie jesteśmy – odezwał się Simus, a wszyscy jak na zawołanie popatrzyli na Halta, który tylko wzruszył ramionami i pokręcił głową. Zaczęli biec w poszukiwaniu jakiejkolwiek drogi na szóste piętro. Dotarli do sali trzy minuty po rozpoczęciu lekcji. Kiedy wchodzili do sali przeprosili grzecznie, a kiedy nauczyciel kazał im usiąść na miejscach Halt mruknął pod nosem „nienawidzę”.
– Czego tak nienawidzisz, chłopcze? – zapytał Halta, profesor z rosyjskim akcentem i lodowatym wzrokiem.
                Uczniowie mieli nadzieje, że nie zapowiadała się kolejna lekcja podobna do zielarstwa, zwłaszcza, że transmutację mieli znacznie częściej niż zielarstwo. Na szczęście Doryn Morokov, wszystkich oceniał tak samo, tylko dużo wymagał, ale nie był ani niemiły ani serdeczny, był po prostu Morokovem. I tylko tak można było go opisać. Jedno było pewne, nie znęcał się nad uczniami psychicznie w przeciwieństwie do Piotra Nagory.
                Kiedy nastał czas obiadu, uczniowie westchnęli z bólem, nie uśmiechało im się znów schodzić na sam dół.
– Chodźcie, schodzi się lepiej niż wchodzi – próbowała przekonać chłopaków  i siebie Liliana, a w dowód, że wierzy w swoje słowa zaczęła swą nierówną walkę ze schodami, zatrzymała się po trzech stopniach, odwróciła i zamachała ręką na przyjaciół, którzy nadal nie wydawali się przekonani – jedzenie jest tego warte? – dodała bez przekonania, chłopcy westchnęli i dołączyli bez entuzjazmu do Liliany.
                Schodzenie rzeczywiście poszło im szybciej niż wchodzenie, zwłaszcza, że na piątym piętrze kątem oka dostrzegli Nagorę, więc przyspieszyli jak tylko mogli bez biegania.
                Obiad był cudowny, na popołudniowy posiłek szczególnie ucieszyli się Halt i Liliana, którym śniadanie dosłownie zniknęło sprzed nosa.
                Przerwa obiadowa trwała 1 godzinę, czyli aż nadto na zjedzenie posiłku. Nawet Liliana i Halt, którzy zjedli zdecydowanie ponad normę wyrobili się w pół godziny. Od czasu do czasu zachwycając się, że dania cały czas są ciepłe. Kiedy w końcu Simus i Korin odciągnęli ich od stołu, znów czekała ich miła niespodzianka, ponieważ eliksiry mieli w lochach.
Przez czas, który im pozostał do następnych zajęć, postanowili „zwiedzić” zamek. Jeden obraz na parterze przedstawiał zamek, bardzo podobny do Naretu, ale był podpisany „Hogwart”, domyślili się, ze jest to inna szkoła magii. Obraz ten wydawał się jakiś luźniejszy, a kiedy Dobry chciał go poprawić, bo wydawał się także krzywy, okazało się, że kryje on za sobą korytarz, prowadzący na szóste piętro tuz obok sali Morokova. Kiedy wychodzili z przejścia za „Hogwartem” zobaczyli, że korytarz jest opustoszały, Liliana spojrzała na zegarek.
– O której zaczynają się eliksiry? – spytała.
– O 14:10, a co jest?
– W sumie to nic, ale eliksiry nam się zaczęły pięć minut temu – na te słowa Liliany, Halt wydał z siebie niezidentyfikowany warkot po czym powiedział.
– Czy choć na jedna lekcję dziś możemy zdążyć na czas?
– Chyba nie jest nam to pisane – zaśmiała się Liliana, po czym dodała – szczególnie, że eliksiry to nasza ostatnia lekcja – ostatnie słowa dziewczyna wypowiadała już biegnąc do Lochów.
                Spóźnili się tylko 10 minut. Trafili na moment, gdy nauczycielka opowiadała o swoim przedmiocie i jak będą wyglądały  lekcje. Po pewnym czasie Daniela Wronka oznajmiła, że uczniowie mogą spróbować przygotować najprostszy eliksir. Napisała przepis na tablicy i kazała odejść uczniom do stolików.
                Stanowiska były dwuosobowe. Simus pracował z Dobrym, a Liliana z Haltem. Mimo że ich próby wytwarzania eliksirów, kończyły się tylko wybuchami, ta lekcja była najzabawniejsza ze wszystkich. Kiedy nauczycielka oświadczyła, że będą przygotowywać eliksir, cała czwórka uśmiechnęła się ukradkiem było oczywiste, że na tej lekcji żadne z nich nie ukończy pomyślnie naparu.
                W końcu doszło do tego, że obrzucali się wzajemnie składnikami. Pani profesor zwróciła im uwagę, że składniki należy wrzucać do kociołków, a nie rzucać nimi w kolegów. Wtedy zaczęli wrzucać do kociołków przyjaciół już nie tylko składniki, ponieważ kiedy się okazało, że płyn w kociołku Simusa zżera wszystko, oprócz kociołka, natychmiastowo wleciały tam dwie łyżki, a krawat Dobrego został częściowo spalony.
                O 16:10 skończyła się lekcja. Roześmiana czwórka opuściła podziemia osmalona, a w przypadku Korina ze spalonym krawatem, ale bardzo zadowolona. Za to jeśli chodzi o nauczycielkę, wydawało im się, że odetchnęła z ulgą gdy opuścili salę.
– Może w końcu się dowiemy gdzie mieszkamy, co Halt? – uśmiechnęła się Liliana , a Halt na to wyszczerzył zęby i dodał:
– I w końcu dowiemy się gdzie powędrowały nasze rzeczy, które kazali nam zostawić przed wejściem na górę.
– Chyba was zmartwimy, bo to jest na drugiej najwyższej wieży zamku – powiedział Dobry, ale za chwilę dodał widząc zbolałe miny Liliany i Halta – za to możemy skorzystać z tego skrótu za obrazem Hogwartu. Wtedy zostaną tylko trzy piętra do przejścia.
– Jak wy zdążyliście na śniadanie!?
– Zjechaliśmy po poręczy – oświadczył jakby nigdy nic Korin, a na jego słowa roześmiali się.
– Tam też trzeba będzie znaleźć jakieś przejście, musi być! – zdecydowanie powiedział Halt , gdy przechodzili za obraz.
– Mam taką nadzieję – powiedziała pozostała trójka i znów się roześmiali.
                Przeszli skrótem na szóste piętro ciągle śmiejąc się i rozmawiając. Podjęli walkę ze schodami i gdy dotarli na ósme piętro  Halt i Liliana strasznie się zdziwili, że był tam tylko ślepy korytarz i rzeźba.
– Spokojnie, te jeszcze jedne schody wam nie uciekną – zaśmiał się Simus. Po czym podszedł do kamiennego ptaka, pogładził go po dziobie dwa razy, a feniks ożył, rozwinął skrzydła i spytał się o hasło.
– Ogień.
                Feniks kiwnął głową i na powrót zwinął skrzydła ukazując drewniane drzwi.
– Witamy w Domu Feniksa – powiedzieli chórem Simus i Dobry.
                Kiedy weszli na klatkę ich oczom ukazał się okrągły Pokój, w takich samych kolorach jak herb Domu Feniksa – czerwonym i złotym. Był spory kominek , w którym wesoło tańczył ogień, jakby na potwierdzenie słów Simusa i Korina, że wita, przyjmuje i zawsze będzie przyjacielem. Wokół kominka stały fotele i kanapy, wysłużone przez lata wielu pokoleniom czarodziejów. Pod ścianami ustawiono stoliki, krzesła i dwa regały pełne książek. Całe pomieszczenie oświetlało światło ognia z kominka i pochodni, a także z dwóch okien wybiegających na jezioro i góry, a także jakąś dziwną arenę. Naprzeciw okien znajdowały się drzwi.
                Liliana i Halt stali jak wmurowani. Wnętrze nie było szczególnie strojne, ale za to bardzo przytulne i ciepłe. Pokochali to miejsce od pierwszego wejrzenia. Wiedzieli, ze będą tu przebywać bardzo często.
                Kiedy Liliana otrząsnęła się z zachwytu, powędrowała do regału z książkami i przejrzała tytuły książek. Od razu wyłowiła „Historie Magii” i kilka innych pozycji związanych z historią.
                Niestety nie dane jej było na razie przeczytać ani strony, bo chłopcy zaczęli siłą wyrywać jej książki z rąk, każąc je zostawić i zobaczyć dormitorium. Jednak przekonało ją dopiero to, że będzie mogła się umyć. Prychnęła i dała się odciągnąć od książek.
                Przeszli przez drzwi naprzeciw okien i trafili na dziesiąte schody, jedne prowadzące na lewo, drugie na prawo.
– Dziewczyny przechodziły na prawo, więc pewnie tam masz dormitorium. U chłopaków jest jeden na cały rok i masz tabliczkę I rok i wymienione nazwiska. U dziewczyn pewnie jest podobnie – powiedział Simus.
– A teraz już idź się umyj, bo śmierdzisz jak nie wiem co. Ledwo z tobą wytrzymałem na obiedzie... – uśmiechnął się Korin, ale nie dane było mu dokończyć, bo ręka Liliany nagle wystrzeliła w stronę jego brzucha.
– No dobra! Już przestaję – powiedział Dobry starając się złapać oddech, a kiedy mu się to udało, dodał oskarżycielsko – Ej! To bolało!
– Miało boleć – uśmiechnęła się Liliana i wspięła się na schody, ruszając na poszukiwanie dormitorium. Spojrzała na zegarek, miała jeszcze 35 minut do szlabanu. Odnalazła drzwi do swojego dormitorium, nacisnęła klamkę i weszła do pokoju.               
                Były tam dwa łóżka piętrowe i jedno normalne, wszystkie z kotarami, nawet piętrowe miały oddzielnie dla górnego łóżka i dolnego. Na jednym z górnych łóżek leżały rzeczy Liliany, dziewczyny, które leżały na swoich posłaniach zupełnie nie przejęły się, że ktoś wszedł. Żadna nie przywitała się z nowo przybyłą ani nawet na nią nie spojrzała. Na jednym łóżku siedziały trzy dziewczyny i rozmawiały o zupełnych bzdurach jak np. kto jest najprzystojniejszy z ich rocznika, ku wielkiemu zdumieniu Liliany często padało imię Halta.
Jedna dziewczyna leżała na swoim łóżku i oglądała jakieś dziewczyńskie pisma, w których ruszały się zdjęcia.
Liliana weszła na swoje posłanie, wzięła rzeczy do  mycia i poszła do łazienki. Kiedy spojrzała w lustro przeraziła się, krew na jej koszulce zaschła, ale i tak było ją widać pod szkolną szatą, dodatkowo po radosnych eliksirach miała osmaloną twarz i włosy. Przez chwilę zastanawiała się jak zareagowałby Nagora na jej widok i nawet kusiło ją to sprawdzić, ale chęć czystości przeważyła. Szybko weszła pod prysznic i umyła się, bała się spojrzeć na kolor wody, Wyszła spod prysznica, wytarła oczy i owinęła się ręcznikiem.
Kiedy wyszła z łazienki, dziewczyny w ogóle się nie ruszyły. Nadal tkwiły w tym samym miejscu i wyglądały jakby ktoś je zatrzymał w czasie. Liliana jak najszybciej tylko mogła przebrała się i wyszła z dormitorium. Miała nadzieję na przejrzenie jeszcze „Historii Magii” przed szlabanem, ale jej plany legły w gruzach, w momencie , gdy minęli ją rozpędzeni trzecioklasiści i odepchnęli ją na ścianę.
– Ej! – krzyknęła za nimi Liliana – moglibyście uważać na innych. Idioci!
                Jeden z nich zatrzymał się i podszedł do Liliany.
– Zapamiętaj na przyszłość. Nie należy zwracać uwagi starszym.
– Chyba, że uważają się za najlepszych na świecie.
– Nie jesteś w stanie nam nic zrobić. Nauczyciele tu nie pomogą.
– Mogę się założyć, że jestem w stanie wam coś zrobić. Pojedynek, na pieści. Wygrywam, musicie nauczyć się co to znaczy szacunek dla innych i dajecie 10 galeonów.
– Dobra, my wygrywamy nigdy więcej się nie będziesz czepiać i będziesz ślepa i głucha i dajesz 10 galeonów, wchodzisz? Jutro 22:00 na Skarpie – chłopak splunął na dłoń i podał ją Lilianie, był pewien, że dziewczyna będzie się brzydzić, jednak ta zadziwiła go.

– Wchodzę – powiedziała i także splunęła na dłoń i uścisnęła rękę chłopaka na znak zgody.
____________________
Jest prawie w piątek :) 
Wybaczcie, miałam to pisać w ciągu dnia, ale niestety nie udało się, więc przeszło na wieczór, a wieczorem pojawiło się "Karate kid", a potem "Efekt motyla", więc mam nadzieję rozumiecie. 
Mam nadzieję, że post znośny.