Osłupieli. Halt ciągle był na podłodze, chyba tylko dlatego
Liliana się otrząsnęła, bo przecież nikt oprócz małych dzieci nie patrzy na nią
z dołu. Choć kiedy ostatnio widziała Halta był wzrostu równego z nią. Liliana
podała chłopakowi rękę, ten przyjął ją i podniósł się.
– Przepraszam. Nie zauważyłam cię – powiedziała Liliana, po
czym dodała – nie urosłeś jakoś bardzo.
– Od ciebie i tak jestem wyższy – uśmiechnął się Halt.
– Musisz przyznać, że jeśli o to chodzi to nie jest to
trudne.
Roześmiali się serdecznie. Liliana nigdy nie miała
kompleksów co do swojego wzrostu i nie przeszkadzały jej żarty na ten temat.
– Znasz tu jakichś ludzi? – spytała dziewczyna.
– Właściwie to ze szkoły, czy podwórka to nie, ale już się
trochę zaznajomiłem z ludźmi – wyszczerzył zęby w uśmiechu – a ty?
– Ja spotkałam w porcie chłopaków z 4.
– Czemu nie siedzisz z nimi w przedziale?
– Niby siedzę, ale chyba wolą towarzystwo innej dziewczyny
od mojego, więc wyszłam i chyba do końca jazdy będę siedzieć na korytarzu.
Tylko musze wziąć plecak i gitarę z przedziału.
– Czemu dałaś się wygonić?! Nie będziesz siedzieć na
korytarzu przez kolejne 12..., nie 11 godzin, bo jedna już minęła.
– Skąd wiesz ile będziemy jechać?
– Nabyłem znajomości u starszych – Halt uśmiechnął się i
rozciągnął zakładając splecione ręce za głowę. Liliana tylko pokręciła głową.
– To sama pójdziesz wygonić tą dziewczynę? Czy mam ci pomóc?
– Nie, spokojnie. Posiedzę sobie tu nawet te 11 godzin.
Tylko wydostanę stamtąd mój plecak, ale na razie nie chce mi się – powiedziała
Liliana i usiadła na „parapecie”, o ile wąską listwę na której ledwo się
mieściła, można było nazwać parapetem, a Halt oparł się o ścianę obok niej.
– W ogóle co u ciebie? Dawno cie nie widziałam.
– Nic ciekawego. Poza tym, że jestem tu, jadę do szkoły
magii i mam już kontakty w całej szkole, to chyba nic. Mam dziewczynę, chociaż
w sumie to chyba – miałem. Myślałem, czy w tym roku wrócić do Młynu, do 8, do
was... – głos Halta robił się coraz bardziej nieobecny.
– CZY CHCECIE COŚ KUPIĆ? – zaskrzeczała stara kobieta
pchająca wózek z różnymi przysmakami. Liliana pokręciła w odpowiedzi głową, a
Halt podziękował. I kobieta poszła dalej.
– Ciekawe co zastanie w przedziale, gdzie są moje rzeczy –
powiedziała Liliana i roześmiali się mając różne wizje, tego co spotka kobietę.
– Nadal grasz na gitarze?
– Yhm – potwierdziła Liliana, a potem dodała – Przykro mi,
wiem, że słowa mało dają, ale jestem z tobą.
– Wiem. Dzięki – powiedział Halt i przytulił się do Liliany,
oczywiście na tyle, na ile to było możliwe, w momencie kiedy siedziała na
parapecie, a ta objęła go rękoma. Wiedziała, że tego potrzebował.
Rzeczywiście,
Halt potrzebował przyjaciela, który go zna, lepiej niż, on sam siebie, a takim
właśnie przyjacielem była dla niego Liliana, od początku.
– Lilia – wyszeptał, a ona się tylko na to uśmiechnęła.
Pamiętała
jak to się stało, ze tak ja nazywał. Kiedy byli bardzo małymi dziećmi i mówili
od niedawna, ich rodzice zabrali się razem na żagle, więc automatycznie Liliana
i Halt również jechali. Znali się już wcześniej i już wcześniej się razem
bawili, ale dopiero wtedy poznali swoje imiona. Lilia swobodnie wypowiadała
krótkie „Halt”, ale chłopiec miał problemy z wypowiedzeniem długiego imienia
dziewczyny. Dodatkowo pomieszało mu się z kwiatami, o których mówił mu tata, o
takich, które rosły przy brzegu i nazywały się lilie. Chłopczyk skrócił imię
dziewczyny, dając jej nazwę kwiatu, którą jakimś cudem wypowiadał bezbłędnie.
Od tamtej pory zawsze mówił „Lilia”, mimo ciągłych upomnień mamy, które jednak
nigdy nie przekonały go do zmiany, a kiedy osiągnął wiek, w którym można mu
było to wszystko wyjaśnić, tak, żeby zrozumiał, on był już zbyt przyzwyczajony
do „Lilii” i „Liliana” wydawała mu się kompletnie innym imieniem i osobą.
Dlatego w jego oczach „Liliana” została przechrzczona na imię kwiatu wodnego.
To było
najwcześniejsze wspomnienie Liliany i Halta. Chłopak też uśmiechał się
delikatnie pod nosem, bo choć nie mogli tego wiedzieć myśleli o tym samym.
Nagle
rozsunęły się drzwi przedziału i ktoś z wnętrza zawołał Halta.
Odczepili
się od siebie, Halt mruknął „przepraszam” i kiwnął głową uśmiechając się.
Liliana znała dobrze ten uśmiech.
Kiedy
chłopak zniknął za drzwiami przedziału, Liliana jeszcze przez chwilę siedziała
na parapecie, a później wielkim wysiłkiem woli zmusiła się do udania się w
kierunku swojego przedziału, bo choć, na parapecie wcale nie było jej wygodnie,
w żadnym wypadku nie chciała wracać, tam gdzie była ta dziewczyna, wyglądająca
jak lalka.
*
Liliana
nie spodziewała się zastać całą tą grupę, spokojnie siedzącą i rozmawiającą,
popijając herbatkę, ale jednak nie spodziewała się tego co zobaczyła.
Większość chłopaków nie miała ani butów ani
skarpetek, spora część nie miała też koszulek. Dziewczyna też nie miała butów i
bluzki, a butelka cały czas była w ruchu. Gracze w ogóle jej nie zauważyli,
jakby była powietrzem. Postanowiła szybko wziąć swoje rzeczy i jeszcze szybciej
z nimi wyjść.
Jednak jej plany legły w gruzach, bo w momencie,
kiedy zdejmowała gitarę z górnej półki butelka wycelowała prosto w nią.
– Lil! Wystraszyłaś nas
na śmierć! – zawołał Dobry, teatralnie łapiąc się za serce.
– Bywa – odpowiedziała
obojętnie Liliana i już chciała wychodzić, kiedy zatrzymał ją ten słodki
głosik.
– Ale przecież wskazała
cię butelka! Wyzwanie to... – zaczęła dziewczyna, ale Liliana jej przerwała.
– Jakbyś nie zauważyła,
to ja z wami nie gram, a na dodatek właśnie wychodzę. Pa.
– Wcześniej grałaś, więc
się liczy.
– Ale teraz już nie gram
– powiedziała zirytowana Liliana, czy ta dziewczyna nie potrafiła zrozumieć tak
prostej rzeczy? – Zresztą poprzednio miałam wyzwanie, więc teraz prawda. Jak
już musisz to pytaj szybko.
– Teraz gramy tylko na
wyzwanie, jest zabawniej. I jeśli nie chcesz czegoś zrobić to oddajesz część
ubrania – wyjaśniła półnaga dziewczyna. Liliana przewróciła oczami, nie chciało
jej się z nikim kłócić, zrobi to durne zadanie i tyle, bywa.
– Więc, pocałuj.. – w tym
momencie Liliana znów jej przerwała, naprawdę miała już dosyć tej dziewczyny.
– Nie będę całować ludzi,
których znam od dziecka. – wskazała wzrokiem Korina i Edmunda.
– Nic nie szkodzi,
przecież zostaje jeszcze ta trójka – dziewczyna pokazała na Simusa, Martina i
Fila – więc, całujesz Simusa.
– Ludzi, których nie znam
tez nie całuję.
– To dawaj bluzkę.
Liliana westchnęła, stwierdziła, że kiepsko będzie
wychodzić na korytarz bez koszulki. Przewróciła oczami zbliżyła się do Simusa i
pocałowała go. Choć nikt nie widział tego dokładnie, bo zasłoniły ich jej
długie włosy.
– Nic, nie widzieliśmy!
Jeszcze raz!
– Nie – ucięła krótko
Liliana – wykonałam zadanie wystarczy – dodała i wyszła, kątem oka zauważyła
jak Simus się uśmiecha i ledwo zauważalnie podnosi kciuk do góry.
Po wyjściu z przedziału ona tez się uśmiechnęła,
„Nieźle oszukujesz” te słowa szepnął jej do ucha Simus, kiedy odsuwała się od
jego twarzy.
Spojrzała na zegarek, dopiero 10, Halt mówił, że cała
droga ma trwać 12 godzin, minęły dopiero 2.
– I co ja mam robić przez
10 godzin? – mruknęła gniewnie sama do siebie i usiadła pod ścianą,
zrezygnowała z niewygodnego parapetu.
Wzięła gitarę do rąk i zaczęła stroić instrument.
Później zaczęła grać, zaczęła od szant (piosenek żeglarskich), a ludzie w
korytarzu zaczęli zbierać się wokół niej. W końcu zaczęli klaskać i prosić o
wykonywanie specjalnych utworów. W ten sposób pociąg słuchał przebojów Czerwonych Gitar,
Breakout i Hawkwind, zespołów, które grały rockową muzykę.
Mijały godziny i Liliana w końcu, mimo protestu tłumu
odłożyła gitarę. Za chwilę już podchodzili do niej ludzie. W ten sposób poznała
grupkę sportowców, z którymi żartowała przez długi czas. Potem rozmawiała z
wieloma ludźmi, między innymi z dziewczynami zajętymi tylko sobą i swoją
reputacją. Na szczęście szybko się od nich uwolniła.
Wreszcie została znów sama na korytarzu. Usiadła pod
ścianą i otworzyła „Zwiadowców”*, jedną ze swoich ulubionych serii. Czytała ich
już wiele razy, ale zawsze do nich wracała i za każdym razem mogła w nich
znaleźć coś innego.
Podszedł do niej jakiś chłopak, ale ona tego nie
zauważyła. Była w innym świecie, w innych realiach, z daleka od pociągu, w którym
się znajdowała. Przemierzała szlaki skutej lodem Skandii, brała udział w bitwie
przeciw Temudżynom, otaczały lasy iglaste i zabudowania Hallasholmu. Nie było
jej w pociągu, nie widziała chłopaka, z mocno kręconymi, ciemnymi włosami do
ramion, który stał nad nią. Dopiero kiedy ten chłopak zaczął delikatnie
potrząsać jej ramieniem, zorientowała się, że nie mam jej w tym książkowym świecie
i jak zawsze, kiedy tak się działo, ogarnął ją bezgraniczny smutek i cicha
dobijająca świadomość, że nigdy nie będzie TAM, a mimo to do TEGO ŚWIATA też
nie pasuje.
Podniosła oczy na ciemnowłosego.
– Hej – powiedział, po
czym usiadł koło niej – czytasz „Zwiadowców”.
– Tak – odezwała się
Liliana, nadal trochę zdezorientowana, tą nagła zmianą świata i ciągle smutna.
– Jestem od ciebie dalej.
Czytam już „Czarnoksiężnika z Północy” – powiedział z lekką dumą.
– Super, z tym, że ja
czytam całą serię już, szósty...siódmy raz – Liliana zgasiła entuzjazm
chłopaka.
– Cicho! – odpowiedział
ciemnowłosy z wyrzutem, a jednak się uśmiechał – nie odbieraj mi satysfakcji!
– Słyszałem ja grałaś,
nieźle ci idzie, skąd znasz Hawkwind? Nie jest zbyt dostępny teraz w Polsce, bo
wiesz..
– Dzięki. Wiem, powiedzmy,
że mam kontakty – uśmiechnęła się, bardzo się cieszyła, że miała rodzinę w
innych krajach.
– Szczęściara – mruknął.
Przez długi czas rozmawiali o muzyce.
Kiedy Liliana spojrzała na zegarek, wskazówki
wskazywały 15:30. Minęło już sześć i pół godziny podróży. Nie mogła się doczekać
widoku zamku.
– A w ogóle, to Korin jestem.
– Kolejny! Ile was tu
jest?!
– Czyli poznałaś już Korina – chłopak uśmiechnął się szeroko.
– Taa...
– Cóż za entuzjazm w
twoim głosie – zakpił Korin.
– Yyy... Nie –
odpowiedziała Liliana z uśmiechem, a za chwilę oboje tarzali się po podłodze ze
śmiechu i trwałoby to dłużej, gdyby z przedziału nie wyszedł, nikt inny jak
właśnie Korin i Simus i podeszli do Liliany. „Zmutowany” trącił Dobrego łokciem
w bok, żeby zaczął mówić.
– Yyy... Lil, bo no...
my...y ... stwierdziliśmy, że... y.. to, że cię.. y ..
– Olaliście? – podsunęła ze
zirytowaniem wypisanym na twarzy Liliana.
–NotakTobyłoniefairwobecciebieiprzepraszamy.WróćdonasmaszmiejsceprzyoknieaTinyjużniemawnaszym przedziale – Dobry powiedział
to tak szybko, że Liliana ledwo rozróżniał słowa.
– Po co? Mnie tu
wygodnie. Tina poszła do kogoś innego? Jak mi szkoda – rzuciła kpiąco Liliana.
– Ej! Sami ja
wyprosiliśmy – wtrącił z oburzeniem Simus, a Liliana na te słowa tylko uniosła jedną
brew. Widząc sceptyczna minę dziewczyny dodał – Mi nie wierzysz?
– Tak – odpowiedziała
obojętnie Liliana. Simus udał, że jest mu bardzo przykro i słowa Liliany
dotknęły go tak bardzo, ze od teraz stanie się zupełnie innym człowiekiem. Na
ten widok dziewczyna nie była w stanie się nie uśmiechnąć.
– No cóż trudno. W każdym
razie SAMI wygoniliśmy Tinę i teraz prosimy cię, żebyś do nas wróciła –
powiedział Simus, zdecydowanie kładąc za duży nacisk na słowo „sami”.
– Po co?
– Prosimy – powiedzieli chórem
Dobry i Simus.
– Czemu wam tak zależy?
– Dlaczego nie wierzysz,
że robimy to dlatego, że cię lubimy? – zapytał Dobry, a na te słowa brew
Liliany powędrowała jeszcze bardziej do góry.
– No chodź.
– Patrz jak ładnie
proszą. Może połamiesz im za to żebra? – dołączył się do rozmowy Korin z
kręconymi włosami.
– Ja nie łamię ludziom
żeber! – zaprzeczyła, może zbyt głośno Liliana.
– To dlaczego Korin – tu wskazał
na Dobrego – podczas czekania w Porcie, leżał, a Edek nie był w stanie wydusić choćby
słowa? – uśmiechnął się od ucha do ucha długowłosy Korin.
– Może lubią? Kto ich tam
wie? Nigdy nie lubiłeś leżeć w porcie na ziemi?
Wszyscy
się roześmiali.
– Chodź, prosimy – znów powiedzieli
chórem Dobry i Simus.
– Idź, co ci szkodzi? –
dołączył się długowłosy.
– O co się założyliście?
– My?! O nic. Nigdy w
życiu! Zwyczajnie pragniemy twojego towarzystwa.
– Czemu jakoś ci nie
wierzę? – spytała Lil, przewracając oczami i krzyżując ręce.
– Nie wiem – odparł z
mina niewiniątka Dobry.
– To było pytanie
retoryczne, a ty doskonale wiesz czemu.
– Chodź – Dobry zatupał
nogami jak dziecko. Liliana znów przewróciła oczami, ale się nie podniosła, w
sumie była bardziej rozbawiona całą sytuacją i ledwo powstrzymywała uśmiech.
– O ile się założyliście?
– O nic, naprawdę,
zresztą, jeśli nie chcesz pójść sama to ci pomożemy. Simus, dajemy – powiedział
Dobry i w tym momencie podeszli do
dziewczyny i podnieśli ją. Teraz już nikt nie mógł powstrzymać uśmiechu.
– Dobra, puśćcie mnie, bo
inaczej spełnię groźbę Korina – mówiła z uśmiechem Liliana, a chłopcy również z
uśmiechami powili opuścili ją.
– To chodź.
– A o co się założyliście?
– Chcieliśmy się pozbyć
Tiny, ale ona nie chciała, więc musieliśmy ją „przekupić”. No i jeśli wrócisz
to ona sobie pójdzie, a jeśli nie to wszyscy oddajemy jej to co mamy na sobie.
– Hm.. to chyba jednak
zostaje – odpowiedziała, po krótkim zastanowieniu Liliana z wielkim uśmiechem
na twarzy, na co Korin długowłosy parsknął śmiechem, a gdy dodatkowo zobaczył
wytrzeszczone oczy i opuszczone szczęki chłopaków, roześmiał się w niebo głosy.
– Prosimy, błagamy... –
zaczęli mantrę Simus i Dobry. Liliana nie wytrzymała i dołączyła w śmiechu do
Korina (długowłosego).
– No dobra – powiedziała Liliana,
kiedy udało jej się opanować śmiech – przecież nie mogłabym tak bardzo
skrzywdzić..
– Dziękujemy! Widzisz
wiedziałem, ze nas lubi i się o nas troszczy – przerwał Lilianie Dobry zanim
zdążyła dokończyć.
– Świata – dokończyła dziewczyna
i znów wraz z Korinem tarzali się po podłodze. Miny Simusa i Dobrego były nie
zapomniane.
Liliana jeszcze przez chwilę rozmawiała z Korinem, a
potem poszła do przedziału.
Pierwsze na co zwróciła uwagę była mina Tiny,
wyglądała jakby chciała zabić wszystkich w koło, ale za chwilę wyszła
wyprostowana i nawet nie obdarzyła nikogo spojrzeniem, a na koniec trzasnęła
drzwiami.
Liliana spojrzała po chłopcach, po czym cała szóstka
zaczęła się śmiać.
Liliana usiadła i zaczęli rozmawiać, żartować i
opowiadać sobie historie, przodowały opowieści z wakacji, które Liliana, Dobry
i Edmund spędzili razem. W pewnym momencie do ich przedziału zajrzała kobieta z
wózkiem z jedzeniem. Złożyli się na różne słodycze i kanapki. W dalszej drodze
ich czynności wzbogaciły się tylko o jedzenie, kiedy już się ściemniało Edmund
nagle przerwał rozmowę i wskazał za okno.
– Patrzcie!
Ich oczom ukazał się wielki zamek.
______________________
*Kolejna niezgodność - Zwiadowcy.
Pierwszy w pełni ukończony rozdział chce zadedykować Pani Łapie, jako pierwszej czytelniczce, choć nie wiem, czy nadal tu jest. Może to co piszę nie jest specjalnie dobre, ale lubię pisać, więc internet będzie jeszcze przez długi czas zaśmiecany przeze mnie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz