Był słoneczny ranek. Ostatni dzień wolnego przed powrotem do
szkoły, a raczej przed pójściem do zupełnie nowej.
Liliana
miała za trzy miesiące skończyć 13 lat. Niby nic się nie zmienia, a jednak
świat nagle staje do góry nogami.
Zwłaszcza,
że w tym roku nie szła już do normalnej szkoły. Miała się uczyć w Szkole Magii.
Nawet nie wiedziała jakim cudem się tam dostała.
*
1 sierpnia zaczęło się dziać coś dziwnego zarówno z
nią, jak i z otoczeniem wokół. Rzeczy zmieniały swoje położenie, wiatr zrywał się
ni stąd ni zowąd, aż w końcu, tydzień przed rozpoczęciem się roku szkolnego, na
marginesie książki, którą właśnie czytała zaczął pojawiać się tekst:
„Panno Sharma,
Prosimy, aby stawiła się pani jutro (26.09) o godzinie 9:30 przy
fontannie Neptuna. Będzie na panią czekał jeden z naszych nauczycieli.
Chcielibyśmy porozmawiać z panią na temat pani przyszłości i edukacji, a także
na temat naszej Szkoły i związku wszystkiego.
Dyrektor
Wiliam Brayns”
Na początku nie była pewna co o tym myśleć, bo
przecież jaka szkoła chce się spotykać z potencjalnymi rekrutami, a na dodatek
pisze zaproszenie na marginesie książki?! „Jak oni to zrobili, że tekst powoli
się pojawiał na tej właśnie stronie, którą czytałam?” pomyślała Liliana. Za
chwilę do jej głowy napłynęła nowa fala myśli, a żadnej nie była w stanie
dokładnie zanalizować. Po pewnym czasie postanowiła, że pójdzie tam i przekona
się o co chodzi, przecież nie miała nic do stracenia. I tak miała jutro być w
mieście.
Jednak nagle ogarnęły ją wątpliwości, a może to tylko
dowcip jakichś rozrabiaków? To mogli być nawet jej koledzy, którzy zawsze
narzekali, że tak rzadko bywała w mieście, a raczej, że po szkole zamiast
spędzać z nimi czas, biegła na przystanek PKS, żeby zdarzyć na autobus do
swojej wsi.
Chciała wrócić do czytania, ale myśli jej na to nie
pozwalały. I w tym momencie wpadła jej do głowy kolejna myśl.
Fantasy.
Jej znajomi nie mogli zrozumieć jak można czytać te
nierealne książki z tego gatunku z takim uwielbieniem, ale kiedy tylko rozmowa
schodziła na ten temat Liliana uśmiechała się i odpowiadała, że muszą być
jakieś przyczyny dlaczego książki fantasy cały czas powstają.
Może to był kolejny powód, aby porobić sobie z niej
żarty, ale przecież nie było napisane nic co wiązałoby się z fantastyką. Ta
myśl ja trochę uspokoiła, a przynajmniej na tyle, aby mogła zanurzyć się w
nierealnym świecie książki.
Przeczytała kilka stron po czym zauważyła, że na
marginesie znów pojawia się tekst.
– Jak tak dalej pójdzie,
będę miała zapisaną całą książkę. – mruknęła pod nosem i spojrzała na margines.
„To nie są żadne
żarty, na dowód tego do pani okna zaraz zapuka sowa z listem, proszę ją
wpuścić, dziękuję.
Wiliam Brayns”
Rzeczywiście, do okna Liliany zapukała sowa z listem
w dziobie. Liliana osłupiała. Nie miała pojęcia co to za szkoła ani jakim cudem
mogą robić takie rzeczy, ale musiała się koniecznie dowiedzieć o co chodzi.
Otworzyła okno, a do pokoju wraz z sową wleciał zimny
powiew. Sowa upuściła list na łóżko Liliany i stała za nim jakby na coś czekając.
Liliana Usiadła na łóżku i otworzyła list, i aż zachłysnęła się z wrażenia.
„ Panno Sharma,
Chcieliśmy pani wszystko wytłumaczyć podczas
spotkania, ale widocznie jest pani pełna niepewności. W tym liście znajdzie
pani odpowiedzi na część pytań, na resztę odpowie nasza wice- dyrektor Maria
Kossowiak na spotkaniu.
Jesteśmy Radą Pedagogiczną z „Naretu” Szkoły
Magii i Czarodziejstwa w Polsce. Odkryto w pani zdolności magiczne. Chcemy się
z panią spotkać, aby wszystko dokładnie omówić i wytłumaczyć tak by stało się
jasne. Nigdy pani nie słyszała o nas, ponieważ ukrywamy istnienie świata
czarodziejów przed mugolami, jak nazywamy zwyczajnych ludzi, co jest
zrozumiałe, chociażby patrząc na pani niedowierzanie. Nasza szkoła mieści się w
starym zamku, na wyspie, na morzu Bałtyk. Uczymy przedmiotów takich jak
zaklęcia, eliksiry, transmutacja, czy wróżbiarstwo. Uczniowie wyjeżdżają z domu
we wrześniu i wracają na wakacje.
Uważamy, że resztę informacji może pani
przekazać nasza wice-dyrektor. Mamy także nadzieję, że choć trochę rozwialiśmy
pani niepewność.
I proszę dać sowie jakąś przekąskę, bo
będzie dziobać.
Dziękujemy,
Rada Pedagogiczna
"Naretu" Szkoły Magii w
Polsce im. Jerzego Borawskiego”
Liliana
spojrzała na sowę, a gdy ta już chciała dziabnąć, dziewczyna szybko sięgnęła po
resztkę chleba i dała ją zachłannej sówce. Po chwili agresywny ptak wyleciał
przez okno, a Liliana wpatrywała się w list z „Naretu”. Zdecydowała, stawi się
jutro na spotkanie, ale jeśli okaże się to jednak żart jej znajomych, gorzko
tego pożałują.
*
Była 09:25, a
Liliana biegła ulicą chcąc zdążyć na spotkanie. Nie lubiła się spóźniać, co w
sumie zdecydowanie nie zgadzało się z tym, że zawsze robiła „na ostatnia chwilę”
i uważała, iż ma jeszcze dużo czasu na wszystko.
Tak więc trudno się dziwić, że gnała ulicami jak szalona,
a starsze panie, które mijała krzyczały na nią i wyzywały od piratów
chodnikowych, a później dorzucały jeszcze komentarz o tym jak ten świat teraz
wygląda, i że za ich czasów młodzież była inna.
Jednak Liliana nie przejmowała się krzykami
staruszek, była skupiona na zegarku i numerach ulic.
09:27
Jeszcze 22... 20.... 18
.... 16 numerów
09:28
10... 8... 6... 4...
09:29
2... 1...
09:30
Tak! Zdążyła! Udało się!
Przeskoczyła
ogrodzenie i usiadła pod fontanną. Kiedy ktoś umawiał się z nią tutaj, zawsze
siadała w cieniu Neptuna. Nie lubiła słońca. No, może tylko w jednym przypadku
– kiedy żeglowała.
Uwielbiała
uczucie, kiedy nagle tworzyła ze sterem, ba, z całą łódką, całość, kiedy czuła
w ręce opór talii, a wiatr wiał i wypełniał żagle, było 26°C, a słońce odbijało
się promieniami od wody.
Żeglowała
tak naprawdę od małego. Jej ojciec ją tym zaraził, tak samo jak zaraził ją
zamiłowaniem do sztuk walki i motorów i miłością do drużyny wodnej 8. Tak, ojciec
zaraził ją wieloma rzeczami.
Usiadła
pod cieniem Neptuna i popatrzyła dookoła.
Fontanna była na Długim Targu. Wzdłuż deptaka ciągnęły
się cudowne kolorowe gdańskie kamieniczki, przed którymi znajdowały się ogródki
różnych restauracji i małych kawiarenek. Oprócz jadłodajni na Długim Targu znajdowały
się także sklepy, a naprzeciw Fontanny był Dwór Arturusa, kiedyś to było
miejsce spotkań kupców i ośrodek życia towarzyskiego.
Liliana
lubiła oglądać to miejsce, bo kochała historię, a na placu budowy, było wielu
historyków, którzy byli dla niej bardzo mili i chętnie z nią rozmawiali, a
czasami nawet pozwalali jej wejść do środka. Kolejnym zabytkiem był Ratusz
Głównego Miasta Gdańsk. Gotycka budowla znajduje się na styku Długiej i
Długiego Targu.
Ratusz
był jednym z niewielu, jeśli nie jedynym obiektem historycznym, którego Liliana
szczerze nie lubiła. Kojarzył jej się z przekupstwem i intrygami, a przede
wszystkim polityką, mimo że ratusz nie był tak naprawdę ratuszem. Liliana na
myśl o polityce i biurokracji nie mogła powstrzymać obrzydzenia. Nienawidziła
spisków typu „jak tylko wybić kogoś z gry”.
Popatrzyła
na zegarek 09:31. Jeszcze nikt się nie zjawił, była sama. Stwierdziła, że może
czekając poczytać, w końcu nikogo jeszcze nie było.
Uwielbiała
czytać i była w stanie czytać w każdych warunkach. Podczas jazdy autobusem,
kiedy chodziła, czekała na przystanku, na przerwie w szkole. Książki zawsze
były jej ukojeniem i lekiem na wszystko.
Zatopiła
się w „Władcy Pierścieni”, uwielbiała tę książkę, mimo że znała ją na pamięć.
Nagle
podeszła do niej jakaś kobieta. Niewysoka, w sumie dosyć niska, miała opaloną
skórę ( Liliana była pewna, że opalenizna niedługo jej zejdzie) i ciemne oczy,
dużą uwagę przyciągały jej włosy, które wyglądały jak szare gniazdo,
zaatakowane przed chwilą przez jastrzębie.
Mimo
siwych włosów kobieta nie mogła liczyć sobie więcej niż 45 lat. Wyglądała
sympatycznie, a kiedy się uśmiechnęła, jej włosy nagle wyglądały raczej jak
gniazdko szczęśliwej ptasiej rodziny.
– Liliana Visenna Sharma? – zapytała kobieta.
Liliana pokiwała głową, a wtedy kobieta podała jej rękę i powiedziała
– Witam nazywam się Maria Kossowiak i jestem
nauczycielem i wice-dyrektorem w twojej, jak już zapewne wiesz, przyszłej
szkole. Przyszłam się z tobą spotkać.
Uścisnęła rękę
nauczycielki i poszły do najbliższej kawiarenki.
Kiedy już usiadły i zamówiły sobie po kawie, pani wice-dyrektor
odezwała się.
– Jesteś czarownicą. –
pani Kossowiak przerwała i spojrzała na Lilianę, mimo że dostała list, który ją
o tym powiadomił i tak wpatrywała się w nauczycielkę wzrokiem, jakby się
spodziewała, że zaraz ktoś przybiegnie albo zapuka w szybę kawiarni i powie
„Dałaś się nabrać!”.
– Panno Sharma, proszę mi
uwierzyć i nie wyczekiwać, aż jakiś pański znajomy oświadczy pani, że to żart,
bo to nie jest żart. Jeśli już to zostało wyjaśnione, to teraz wracamy do spraw
związanych ze Szkołą. Chodzą do niej ludzie
z uzdolnieniami magicznymi, które ty posiadasz. O tym, że mieszkasz tam
przez cały rok już wiesz. Są dwie przerwy świąteczne. Będziesz musiała też
kupić podręczniki, jest to możliwe w zamku, ale także w każdej księgarni, w
której zauważysz drewniane drzwi na zaplecze, które nie będą pomalowane, to
maja być gołe zbite deski.
– Na pewno pani sobie ze
mnie nie żartuje? – spytała Liliana.
– A czy wyglądam jakbym
żartowała? – spytała retorycznie pani Kossowiak, nie wyglądała.
*
Przez
cały tydzień Liliana spotykała się ze znajomymi i nawet udało się załatwić tak,
że spała u koleżanki i nie musiała się tłuc do miasta PKS–em przez 2 godziny.
Była szczęśliwa.
Niepokoiła ją tylko jedna rzecz – skoro będzie przez
cały rok mieszkać w zamku to jak będzie uczestniczyć w życiu drużyny?! Zbiorki
były co tydzień w sobotę. Nie wyobrażała sobie życia bez swojego szczepu 8.
Już sobie to ustaliła, że będzie musiała wynaleźć
jakiś sposób, aby wydostać się z zamku choć raz w miesiącu.
Na
szczęście wakacje miała wolne i będzie mogła wyjeżdżać na rejsy i obozy ze
szczepem.
Bała
się też co będzie z jej przyjaciółmi w normalnym świecie. Ona na pewno o nich
nie zapomni, ale czy oni nie będą mieli jej za złe, że będą ją widywać tak
rzadko?
*
Jutro
o 08:00 miała być w Porcie Północnym, a dokładnie miała tam być za 10 godzin.
Oczywiście jak to Liliana myślała, że ma mnóstwo czasu na kupienie książek,
których dostała listę od pani Kossowiak, a przypomniała sobie o tym przed
godziną. Szybko się ubrała. Wzięła rower i powiedziała rodzicom, że musi jechać
do miasteczka.
Teraz jeździła po nim w poszukiwaniu czynnej
księgarni.
Wjechała na rondo i zobaczyła, że ostatnia księgarnia
w miasteczku właśnie jest zamykana. Przyśpieszyła, wjechała na chodnik.
Zatrzymała się z piskim opon i zeskoczyła z roweru. Podbiegła do właścicielki i
zaczęła prosić, aby otworzyła choć na chwilę. Liliana błagała, ale kobieta była
nieugięta.
Po dziesięciu minutach księgarka po prostu odeszła,
zostawiając wściekłą i zdołowaną Lilianę.
– Wstrętna baba... – mruczała Liliana w drodze
powrotnej. – Po prostu świetnie nie dość, że jeśli nie obudzę rodziców o 05:45
to się spóźnię, to jeszcze będę musiała przepłacać, nie wspominając o wymianie
pieniędzy na galeony.
Zwymyślając właścicielkę księgarni i narzekając też
na swoją beznadziejną pewność, że zawsze wszędzie i ze wszystkim zdąży.
Próbowała już nie raz coś z tym zrobić, ale nigdy jej się nie udawało.
Kiedy dojechała do domu była już spokojna.
Była specyficznym człowiekiem. Niby łatwo było ja
zdenerwować, ale była tez cierpliwa, wyrozumiała i spokojna. Była zamknięta i
nie lubiła mówić o sobie, swoich uczuciach i przeżyciach, ale też była otwarta,
przyjacielska i skora do pomocy. Była jednym wielkim zbiorem przeciwieństw.
Jedna cecha była u niej stała. Nigdy się nie obrażała
i bardzo rzadko płakała, prawie nigdy.
Była zdecydowanie bardziej spokojna od swoich
rodziców. Kiedy była z kimś wolała przeżywać uczucia cicho. Chyba, że cos
zdenerwowało ja bardzo porządnie lub nagle. Tak jak to było z księgarnią.
Dodatkowo była na siebie bardzo zła za swoje nawyki odwlekania.
Rower odstawiła do garażu i weszła na ganek. Lubiła
tu przebywać wieczorami, kiedy ganek oświetlała mała latarenka, niebo było
pełne gwiazd, wiatr lekko wiał i poruszał drzewami za domem, a od strony morza
było słychać szum fal, wokół podwórka latały nietoperze.
Liliana usiadła na fotelu, ale nie miała dużo czasu
dla siebie, bo pies już stał przy oknie w salonie, informując rodziców Lilian o
jej przybyciu.
Rodzice wyszli do niej na ganek. Oboje byli
niewysocy. Mama, miała ciemno kasztanowe włosy, brązowe oczy, oliwkową karnację
i piegi rozsypane po nosie i policzkach. Tata, mimo że drobny to umięśniony,
miał blond kręcone włosy (to właśnie po tacie Liliana je odziedziczyła) i
bladoniebieskie oczy, które już szarzały, do tego miał jasną karnację.
Kiedy ludzie widzieli ja z rodzicami i znali jej
nazwisko zawsze byli zdziwieni. Jakim cudem mogła mieć indyjskie nazwisko,
podczas gdy jej ojciec wyglądał na Skandynawa, a mama na mieszkankę Włoch?
Odpowiedź nie była skomplikowana, a jednak nikt na to
nie wpadł jeszcze nigdy. Mianowicie miała azjatyckie korzenie bardzo daleko
wstecz, a dodatkowo była pierwszym potomkiem żeńskim od ponad 150 lat.
Liliana zeszła z fotela i usiadła na balustradzie
ustępując miejsca mamie. Siedzieli razem i milczeli. Żadne z nich nie wiedziało
co powiedzieć. W końcu Ebony wskoczyła na kolana mamy, na co wszyscy się
uśmiechnęli.
– No tak, księżniczka
musi mieć wygodnie i nie może siedzieć na kamieniu, bo jeszcze się przeziębi. –
zaśmiał się tata. To był ich żart, śmiali się, że mama bardziej kocha psa niż
ich.
Zdziwiona Ebony już zaczęła się mościć na kolanach
mamy.
– Kocham was. –
powiedziała nagle Liliana i rzuciła się, aby przytulic rodziców.
Siedzieli tak przez długi czas. Mama płakała.
– Spełniło się twoje marzenie – powiedział
tata – magia i świat fantasy naprawdę istnieje. Nie wywracaj oczami. Wiem, że
zawsze miałaś na to nadzieję. – uśmiechnął się i potargał włosy Liliany, a
później dał jej przyjacielskiego kuksańca w bok. Teraz i ona się uśmiechnęła i
zaraz oddała tacie.
– Ale dlaczego trzeba płacić tak dużą cenę za
spełnione marzenie?
– Daj spokój, będziemy do
ciebie pisać, a zobaczymy się przecież niedługo.
– Może uda mi się namówić
dyrektora, abym mogła przyjechać na Wszystkich Świętych.
– Przecież i tak
będziesz, wtedy siedzieć na cmentarzu. – po tych słowach taty wszyscy się
roześmialiśmy, nawet mama, która miała łzy w oczach.
Właśnie, ze znajomymi z drużyny Liliana już się
pożegnała. Nie było to łatwe, jedyne co było pocieszeniem to, to że na święta
na pewno będzie.
Zdecydowanie będzie musiała znaleźć sposób, aby
przyjeżdżać do domu._____________
Następny rozdział pojawi się jeśli ktoś da znać, że opowiadanie się podoba
Pomysł fajny, ale dziwnie zrobiłaś z tym nazwiskiem, po co tak komplikować? Nie chciałaś naśladować i dobrze, bo w Polsce na pewno było inaczej niż w Angli, jednak nie przekonuje mnie ten pomysł z ksiegarniami i kupnem książek. Fajnie, że chcesz pisać o czymś czego nikt inny się nie podjął. Pisz dalej, bo mimo różnych błędów masz wyobraźnię i chętnie będę dalej czytać o skomplikowanej potaci jaką stworzyłaś. Jestem pewna, że to opowiadanie będzie coraz lepsze. Trzymam kciuki.
OdpowiedzUsuńPani Łapa
Dziękuję za twoją opinię, cieszę się zarówno z pochwał, jak i z krytyki.
UsuńJeśli chodzi o nazwisko, to muszę ci przyznać racje, że rzeczywiście trochę przekombinowałam, na początku miała to być rodzina hinduska, ale zmieniłam zdanie, przy czym nazwisko mi się podoba i już zostało.
Z tymi księgarniami to zwyczajnie nie chciałam kopiować Rowling, choć i tak przeczuwam, że będzie dużo podobieństw.
Dziękuję, że dałaś mi znak, bo prawdę mówiąc bardzo lubię pisać i nie chciałabym zostawić tego bloga po jednym rozdziale.
Cieszę się, że jesteś Pani Łapo.
Visenna