środa, 28 października 2015

Rozdział 17 : Zachować tradycję cz.2 W Gdańsku

– Ale ja nadal nie rozumiem – stwierdził Dobry.
– Przecież wam to tłumaczę od co najmniej pół godziny!
                Kiedy dotarli do dormitorium chłopców zaczęli myśleć jak zorganizować całe przedsięwzięcie. Nagle Liliana, dobre 40 minut temu, zerwała się z miejsca i ogłosiła, że wpadła na pomysł. Próbowała go przekazać chłopakom, niestety, bezskutecznie.
– Od kogo pożyczysz miotłę? – spytał Halt, który widocznie zrozumiał więcej od reszty.
– Pomyślałam o Tomku...
– Przecież on się na to nie zgodzi – przerwał Lilianie, Halt.
– Jest osobą racjonalną...
– ...W przeciwieństwie do co po niektórych – bliźniacy wymownie spojrzeli na Lilianę.
– Dziękuję, że we mnie wierzycie – uśmiechnęła się krzywo Liliana.
– Ależ my w ciebie wierzymy, ale nie w to, że ktokolwiek inny, uzna twój pomysł za choć trochę realny i normalny – dołączył swoje zdanie Simus.
– Kto nie próbuje, ten nie wie – zmieniła popularne przysłowie Liliana.
– Kto nie pyta o drogę, ten nie wie – sprostował Halt, na złość przyjaciółce.
– Och, zamknij się – w odpowiedzi wywróciła oczami i wyszła.

*

                Przeszła kilka drzwi dalej i zapukała do dormitorium piątego roku. Najpierw usłyszała odgłos cichych kroków, potem szczęk zamka, aż w końcu drzwi się otworzyły i stanął w nich Tomek.
– Cześć – był zdziwiony widokiem Liliany, miał na sobie elegancką koszulę i chyba szykował się do wyjścia.
– Zajmę ci tylko chwilę, chyba, że bardzo się śpieszysz? – powiedziała szybko Liliana uprzedzając pytanie chłopaka.
– Nie ma problemu, tylko będziesz musiała wytrzymać, że będę się szykował  - Tomek przeczesał się ręką po włosach.
                Liliana uśmiechnęła się i kiwnęła głową. Pokój był utrzymany w porządku nie porównywalnym z pokojem pierwszego roku, gdzie odnalezienie podłogi można by porównać do odkrycia Ameryki. Była ona zawalona nie tylko przez niezliczone ilości książek, ubrań i przyborów szkolnych ( w tym co najmniej dziesięciu zaginionych piór ), ale także dziwnych eliksirów, przemyconych z zajęć tego przedmiotu, pierzem i futrem przeróżnych zwierząt, a także wieloma innymi niezidentyfikowanymi rzeczami. Tu jedyne co leżało na podłodze to kilka książek.
– Mogłabym pożyczyć miotłę na weekend? – bez owijania w bawełnę spytała dziewczyna.
– Po co? – Tomek zatrzymał się w pół kroku zaskoczony.
– Jeśli ci powiem to nie uznasz, że to głupie, niebezpieczne i się nie zgadzasz? – spytała Liliana podnosząc brew.
– Znając ciebie? Nawet tylko dwa miesiące. Pewnie tak będzie – uśmiechnął się Tomek.
– No właśnie, więc może nie pytaj „po co?”?
– Nie spisuj od razu na straty, przynajmniej tyle powinienem cie nauczyć na treningach przez ten czas. Może się zgodzę
– Wątpię.
– I tak nie dostaniesz miotły jeśli mnie nie powiesz, wiec nie masz wyboru.
– ChcęuciecnaWszystkichŚwiętych – wymruczała szybko Liliana.
– Możesz powtórzyć?
– I tak się nie zgodzisz.
– Musisz zaryzykować – wyszczerzył się chłopak.
– Chcę uciec na Wszystkich Świętych. Zadowolony? Marnuję czas, i tak się  nie zgodzisz – Liliana zaplotła ręce i zgarbiła się.
– Nie ma mowy. Nie możesz łamać na każdym kroku regulaminu – chłopak również zaplótł ręce i pokręcił głową.
– No widzisz. Wiedziałam, że się nie zgodzisz. Tylko marnowałam czas – Liliana powoli odwróciła się plecami do Tomka i zmierzała do drzwi.
                Chłopak usiadł na łóżku i schował głowę w dłoniach. Wiedział doskonale, że jeśli Liliana się uprze to i tak się wydostanie z zamku i nic nie odwiedzie jej od tego planu. Z drugiej strony był Młodszym Opiekunem Domu Feniksa* i powinien zapobiegać łamaniu regulaminu, a nie w tym pomagać. Do czego może posunąć się Liliana, aby zrealizować cel? To pytanie krążyło po głowie Tomka.
– Czekaj, pożyczę ci tę miotłę, ale obiecaj, że będziesz uważać.
                Liliana na te słowa uśmiechnęła się i podziękowała.
– Uspokój się już dziewczyno i lepiej mi powiedz która koszula. Ta czy ta? – Lil widząc chłopaka, który ma w dłoniach dwie identyczne ( przynajmniej według niej identyczne ) koszule, podniosła jedną brew.
– Myślę, że nie jestem najlepszym doradcą w tych sprawach – roześmiała się – a czym się różnią te koszule?
– Ta jest ciemno granatowa, a ta jest granatowa – wyjaśnił z poważną miną, po czym machnął ręką i dodał – zresztą, ty i tak nie zrozumiesz. W końcu ktoś, kto nie uważa mnie za młodego boga, nie może mieć gustu.
– Sam się nie znasz. To twoje fanki nie mają gustu – Liliana bardzo dorośle pokazała chłopakowi język.
– Powiedz to im, na pewno się ucieszą – teraz oboje się roześmiali.
                Jeszcze przez pewien czas rozmawiali, aż rozległo się pukanie do drzwi. Dwójka zamarła. Tomek podszedł do drzwi i je otworzył.
                W progu stała dziewczyna. Nawet ładna. Miała długie blond włosy, które spływały po jej ramionach, jak złota rzeka, i tęczówki koloru morza. Była bardzo opalona i w zestawieniu z jej oczyma i włosami wyglądała bardzo ciekawie. Liliana nigdy jej nie widziała ani na korytarzu ani w Salonie.
                Widocznie Tomek właśnie z nią był umówiony. Z jednej strony Liliana miała straszną ochotę by się roześmiać, a z drugiej przez nią mógł stracić szansę na udane spotkanie.
– Ania! Witaj, ale przecież zostało jeszcze pięć minut – Tomek założył lewą rękę, za kark. Liliana zauważyła, że większość chłopaków, których zna robi tak w nieprzyjemnych dla nich sytuacjach, a teraz zdecydowanie była taka. Owszem kapitan był gotowy, ale sam fakt, że siedział w dormitorium z inną dziewczyną był delikatnie niezręczny. Zwłaszcza, że złotowłosa właśnie zauważyła Lilianę, a ta nie wiedząc co zrobić pomachała jej z głupim uśmiechem na twarzy.
– Kto to jest? – dziewczyna próbowała mówić spokojnie i udawało jej się przez całe jedno zdanie, potem już zaczęła krzyczeć ze wściekłości. – Dla twojej wiadomości: czekam na ciebie od 20 minut jak idiotka przy schodach, a ty sobie siedzisz i rozmawiasz z INNĄ! Jakąś pierwszaczką, która przyszła n ceremonie z rozwalonym nosem! Może od dawna jesteście razem... – resztę krzyków Ani zagłuszył, choć nie do końca wiadomo jak, śmiech Liliany, która na te słowa nie wytrzymała. Może to nie był odpowiedni moment na śmiech, ale pierwszorocznej sam fakt bycia z kimś w sensie pary był zabawny, a co dopiero z Tomkiem...

                Oczywiście oczy chłopaka i Ani od razu zwróciły się ku niej. Jej z niesmakiem i wściekłością, a Tomka z przerażeniem i błaganiem, co jeszcze bardziej rozśmieszyło Lilianę. Zwijała się ze śmiechu, aż w końcu spadła z łóżka i wylądowała na kamiennej posadzce.
– Z czego ona się tak śmieje? – nagle ni stąd ni zowąd pojawili się chłopcy z pierwszego roku. Tomek i Ania odskoczyli na boki z zaskoczeni nagłym pojawieniem się ich.
– Gdybym sam mógł to wiedzieć – szepnął dość głośno Tomek, wywołując przy tym jeszcze większą wściekłość Anny. Dziewczyna już chciała się odezwać, ale uprzedziła ją Liliana.
– Bo on.. i ja.. – wydusiła między wybuchami śmiechu. Teraz wszyscy, nawet Ania jakby trochę mniej wściekła, spojrzeli najpierw po sobie, a potem znów na Lilianę wzrokiem jakby straciła zmysły. Po dość długim czasie dziewczyna jednak opanowała się, kiedy to nastąpiło podeszła do Ani.
– Wybacz mi, ten napad śmiechu, ale na samą myśl, że mogłabym być z Tomkiem nie mogłam się powstrzymać. On jest ostatnią.. nie jednak przed ostatnią, bo jest jeszcze Halt – w tym momencie rozległo się „ej!”, ale pewnie jeszcze zanim wzrok Liliany, i podniesiona brew, przeniosły się na chłopaka, sam zrozumiał co właśnie powiedział. – Nie przyszedł tylko dlatego, że go zagadałam. Mówił, że się śpieszy. Ja tylko potrzebowałam pożyczyć od niego coś. Nie wściekaj się na niego. I jeszcze raz przepraszam za śmiech – Liliana szeroko się uśmiechnęła.
                Pierwsza ciszę przerwał Dobry, oczywiście niezbyt mądrym komentarzem.
– To dlatego tak się śmiała!
– Przepraszam – mruknęła Anna do Tomka, który chyba nadal trwał w szoku.
– Teraz mówisz, że nic się nie stało i bierzesz ją za rękę i idziecie – podpowiedział mu Halt szeptem, czyli tak, żeby usłyszeli go wszyscy na korytarzu.
– Nic się nie stało, idziemy? – powtórzył jak zaklęty Tomek, wykonując dokładnie to co mu powiedział Halt. Nadal był w szoku. Nawet w momencie, kiedy wszyscy Ania, Liliana i chłopaki się roześmiali.

*

– Widzicie, pożyczył mi tę miotłę – powiedziała Liliana, kiedy weszli do „centrum dowodzenia”, czyli dormitorium chłopców.
– I co zamierzasz? Przecież cię przyłapią!
– Przestań się martwić o mnie, bo mnie nie przyłapią, a zacznij o was, bo musicie to zorganizować w szkole.
– No to trzeba się tym zająć – stwierdził Halt, wzdychając ostentacyjnie.
– Ale wiesz, że mamy na to jeden dzień..
– ..I noc? – powiedzieli bliźniacy.
– Wiem.
– Super! – naraz bliźniacy przybili sobie piątkę.
                Całą resztę dnia planowali, wymyślali, proponowali i odrzucali kolejne pomysły i wzory. Potem przeciągnęło się na noc. Podłodze, która była okryta kołdrą z papieru w przeróżnych formach. Od zwyczajnych, trochę pogiętych przez kulki po samoloty. A doszło do tego w sposób następujący:
                Koło drugiej w nocy Dobry ogłosił kapitulację swojego mózgu i oświadczył, że nie ma zamiaru już nic wymyślać przez następne sześć lat. Simus, Andrzej i Kuba po chwili go poparli. Dwadzieścia minut później Halt też. Liliana leżała na tym całym syfie, który kiedyś, dokładnie 59 dni temu, był podłogą, nad kartka z piórem w ręku. Nie ważne, że atrament już dawno zasechł. Sama głowił się nad różnymi możliwościami, kiedy nagle „padnięci” chłopcy wpadli na cudowny pomysł, aby urządzić papierową bitwę. Wtedy kartki, we wszelkich postaciach, zaczęły latać nad jej głową. Cierpliwie to znosiła przez całe dziesięć minut, potem rzuciła wszystko i dołączyła się do bitwy. W końcu ile można siedzieć nad tym samemu? Nawet nie wiedzieli kiedy pogrążyli się w otchłani snu.
                31 października powitał ich zimnym powiewem, który otworzył okno. Liliana i Andrzej zbudzili się natychmiast.
– Północny wiatr – szepnęła uśmiechnięta dziewczyna.
                „Brutalnie” obudzili resztę i zaczęli przygotowania. Chłopcy poszli do biblioteki jeszcze poszukać zaklęć, a Liliana dokańczała przygotowania do podróży. Kiedy już miała wychodzić dopadły ją wątpliwości: gdzie wyląduje? Przecież nie może latać na miotle po centrum Gdańska! Nie była też pewna, w która stronę ma w ogóle lecieć, bo gdzieś w tym bałaganie zgubiła mapę, którą rysowała wczoraj. A może to co robi wcale nie jest dobre? Właściwie jeszcze mogła się wycofać, jeszcze miała tak szansę. A jeśli ktoś zauważy, że jej nie ma? Jeśli zostanie wyrzucona ze szkoły, która była spełnieniem jej marzeń? Jeśli magia zniknie z jej życia na zawsze? Po czasie kiedy w końcu ją pozyskała? Jednak mimo tych wszystkich obaw cichy głosik w jej głowie szeptał, że nie może całej walki, którą stoczyła do tej pory cisnąć w kąt. Nie może jej zmarnować. Skończy ją. I wygra.
                W końcu przełamała swoje wątpliwości i poszła do dormitorium chłopaków z piątego roku, gdzie czekała na nią miotła, która powiezie ją do domu.
                Kiedy weszła od razu zobaczyła pojazd stojący pod ścianą, a obok jakieś zawiniątko z przyczepionym liścikiem skreślonym wyraźnym równym pismem, które znała.

„Dla Visenny,
To może ci się przydać, więc ciesz się, że Ania cię polubiła”

                Zawiniątkiem była jakaś dziwna śliska tkanina. Liliana rozwinęła ją i zarzuciła na siebie. Nie sprawiała, że było jej jakoś szczególnie ciepło i Liliana nie miała pomysłu w czym jest taka wyjątkowa. Przekonała się w momencie, kiedy spojrzała w dół, na swoje nogi, a raczej miejsce, gdzie te nogi powinny być, bo aktualnie ziała tam pustka. Dziewczyna zdjęła z siebie pelerynę, a części ciała wróciły na swoje miejsce. Uśmiechnęła się pod nosem. Dopiero teraz zauważyła, że z drugiej strony liścika też jest coś napisane.

„Trzymaj się rzeki”

                Wszystkie jej wątpliwości rozwiały się. Dzięki pelerynie nikt jej nie zauważy i już zna zarys trasy. Nie mogło być lepiej. Wyleciała przez okno i okryła się peleryną już w locie. Materiał był na tyle obszerny, że miotłę także zakrył. Szybko odnalazła rzekę  i poleciała wzdłuż niej. Nietrudno było się domyśleć, w którą stronę ma się kierować, bo z jednej widać było jej źródło. Jedyne co jej w tym momencie doskwierało to zimno, ale i to nie było dużym problem, bo peleryna jednak nieźle przed nim chroniła. Liliana nie przewidziała jednej rzeczy: droga z Naretu do Gdańska było długa. Trwała ona aż 8 godzin. Przez ten czas Liliana zdążyła porządnie się zmęczyć i zmarznąć.
                Jej pierwszym przystankiem był dom. Rodzice akurat chyba byli na spacerze. Liliana otworzyła okienko na strychu i wczołgała się przez nie do domu. Miotłę zostawiła na strychu, a sama przez dziurę w suficie dostała się do swojego pokoju. Tę drogę opanowała już jako sześciolatka. Wspinała się po słupach, podpierających ganek, na dach i wchodziła na strych, gdzie jedna z dziur była dokładnie nad jej materacem. Na początku to była tylko droga wejścia, ale kiedy podrosła doskakiwała do wyrwy, sufit w domu był bardzo niski (wszyscy jej znajomi śmiali się, że to dom dla liliputów) i podciągała się.
                Omiotła pokój spojrzeniem, aż znalazła śpiwór i mundur. Wrzuciła obie rzeczy do plecaka i już miała wychodzić, kiedy jej uwagę przykuły zdjęcia w salonie. Nie takie zwyczajne tylko czarodziejskie, ruszające się fotografie. Byli na nich jej rodzice, ona, a także jacyś ludzie, których nie znała. Była w szoku. Stała i patrzyła się na fotografie. Oprzytomniała dopiero, kiedy usłyszała szczęk zamka w drzwiach. Szybko wrzuciła plecak na strych, podskoczyła i podciągnęła się. Kiedy upewniła się, że oboje jej rodzie są w domu cicho i delikatnie przeszła po strychu wzięła miotłę i zarzuciła na siebie pelerynę, otworzyła okno i wyleciała, jeszcze na koniec zamykając okienko. Następnym celem jej podróży był cmentarz.
                Kiedy wylądowała na jego obrzeżach była wykończona, nawet nie mogła Myślec, ze jutro też będzie musiała przebyć taką drogę. Skryła miotłę pod peleryną i ruszyła w stronę zwyczajowego miejsca swojej drużyny, zresztą nawet jakby zmienili miejsce to i tak spokojnie można by było trafić, bo rażąco pomarańczowa dycha** rzucała się w oczy.
– Hej – nieśmiało weszła do namiotu i podniosła rękę. Szczęście, że Liliana nauczyła się już jako tako panować nad swoim metamorfizmem, bo znów jej wygląd zmieniłby się.  Nie widziała tych ludzi od dwóch miesięcy i bała się, że może coś się zmieniło w ich nastawieniu do niej. Jednak tak się nie stało.
                Wszyscy obecni spojrzeli na nią, a potem rzucili się ze słowami powitania. Przez długi czas witała się jeszcze z każdym z osobna, a potem rozmawiali o tym co się działo w Gdańsku. Potem ona opowiadała o niektórych rzeczach w szkole, aż w pewnym momencie rozległ się krzyk.
– Liluś!
                I rzuciła się na nią Lena. Dziewczyny przytulały się i skakały z radości przez kilka minut.
– Jak długo zostajesz? – to pytanie padło pierwsze ze strony Leny.
– Do jutra, do południa – uśmiechnęła się Liliana.
– Przepraszam, ile kosztują te znicze? – dobiegło do nich pytanie klienta, który wskazywał na tzw. znicze-kule. Liliana rzuciła okiem na platonkę i podeszła do staruszka.
                Tak minęła reszta dnia, którego nie było wiele, bo Liliana dotarła na cmentarz dopiero po 16. Co jakiś czas pojawiali się klienci, a przez resztę czasu harcerze siedzieli w głębi namiotu i rozmawiali pijąc gorącą herbatę. Czasami Liliana z Leną wychodziły, żeby spędzić we dwie trochę czasu. Rozmawiały o wszystkim i o niczym, po prostu. Niby cały czas do siebie pisały, ale to nie było to samo co rozmowa albo wspólny śpiew.
– ...Jejku, jejku no mówię wam jaki rejs za sobą mam...*** – któregoś razu śpiewały chodząc w poszukiwaniu otwartego sklepu.
– O! Panie marynarze! – zawołał nagle za nimi jakiś dziwny człowiek i zaczął biec w ich stronę. One spojrzały po sobie i zaczęły uciekać. Szybko zgubiły owego mężczyznę, a kiedy dotarły do namiotu zdyszane, zaczęły się śmiać w niebo głosy. Takie rzeczy przytrafiały się tylko im. Kiedy opowiedziały co się stało reszcie, oni również zaczęli się śmiać.
– To teraz możecie przestać śpiewać publicznie – odezwał się jeden chłopak. Co wywołało kolejny wybuch śmiechu.
                W momencie, gdy ściemniało się na dobre i była godzina bliska północy. Zasunęli poły namiotu i zaczęli rozkładać karimaty i śpiwory.
                Lena i Liliana jeszcze sporo czasu szeptały między sobą, ale w końcu Morfeusz złapał je w swe ramiona.
                Następnego dnia wstawali o 6, żeby rozłożyć stanowisko i posegregować platonik ze zniczami, a w między czasie jedna osoba robiła herbatę.
                Warty przy grobach osób, które zginęły w wypadku trwały od 8 do 12. Co pół godziny zmieniali się. Jedna para odpoczywała, reszta stała.
                Był chłodny pierwszy listopada i mimo że mundury były grube, jak na wodniackie przystało, nie chroniły przed zimnem w takim stopniu jakby chcieli. Choć dziewczyny miały gorzej, bo stały w spódnicach. Tak, to były te wyjątkowe okazje, kiedy można było zobaczyć Lilianę w spódnicy.

                Te dwa dni były dla Liliany powrotem do dawnego życia. Wszystko było takie... zwyczajne. Nie było magii w postaci tej, której uczyli w Narecie, jedynie ta, którą wytwarzają więzy przyjaźni. Te dwa dni przypomniały Lilianie jak bardzo brakuje jej szczepu i drużyny. Była rozerwana między światami, ale na razie miała jeszcze czas, aby być tylko w jednym. Po wróci do Naretu, do świata, który ją przyjął jako wyjątkową, ale czy to jest jej świat?
___________________________
* Młodszy Opiekun - funkcja nadawana w każdym Domu, dla uczniów wyróżniających się zachowaniem i wiedzą. Oczywiście pozytywnie.
**Rodzaj namiotu.
***Nie wiem, kiedy Porębski napisał tę szantę, ale bardzo ją lubię, więc ją umieściłam.
Powracam po ponad miesięcznej przerwie. Przepraszam, ale nie miałam do tego głowy. Ale przynajmniej rozdział jest tematyczny z racji święta, które będziemy obchodzić w tym tygodniu. 
Część o "świeczce" jest historią prawdziwą. Oczywiście poza przemyśleniami Liliany i imion ;)
Mam nadzieję, że w listopadzie uda mi się wstawić dwa rozdziały. A w następnym czeka nas relacja z tego jak poradzą sobie chłopcy z przygotowaniami w szkole bez Liliany :D

Visenna, jeśli ktokolwiek tam jest i to czyta, niech wyrazi swoją opinię, proszę