– Ale ja nadal nie rozumiem – stwierdził Dobry.
– Przecież wam to tłumaczę od co najmniej pół godziny!
Kiedy
dotarli do dormitorium chłopców zaczęli myśleć jak zorganizować całe
przedsięwzięcie. Nagle Liliana, dobre 40 minut temu, zerwała się z miejsca i
ogłosiła, że wpadła na pomysł. Próbowała go przekazać chłopakom, niestety,
bezskutecznie.
– Od kogo pożyczysz miotłę? – spytał Halt, który widocznie
zrozumiał więcej od reszty.
– Pomyślałam o Tomku...
– Przecież on się na to nie zgodzi – przerwał Lilianie,
Halt.
– Jest osobą racjonalną...
– ...W przeciwieństwie do co po niektórych – bliźniacy
wymownie spojrzeli na Lilianę.
– Dziękuję, że we mnie wierzycie – uśmiechnęła się krzywo
Liliana.
– Ależ my w ciebie wierzymy, ale nie w to, że ktokolwiek
inny, uzna twój pomysł za choć trochę realny i normalny – dołączył swoje zdanie
Simus.
– Kto nie próbuje, ten nie wie – zmieniła popularne
przysłowie Liliana.
– Kto nie pyta o drogę, ten nie wie – sprostował Halt, na
złość przyjaciółce.
– Och, zamknij się – w odpowiedzi wywróciła oczami i wyszła.
*
Przeszła kilka drzwi dalej i zapukała do dormitorium
piątego roku. Najpierw usłyszała odgłos cichych kroków, potem szczęk zamka, aż
w końcu drzwi się otworzyły i stanął w nich Tomek.
– Cześć – był zdziwiony
widokiem Liliany, miał na sobie elegancką koszulę i chyba szykował się do
wyjścia.
– Zajmę ci tylko chwilę,
chyba, że bardzo się śpieszysz? – powiedziała szybko Liliana uprzedzając
pytanie chłopaka.
– Nie ma problemu, tylko
będziesz musiała wytrzymać, że będę się szykował - Tomek przeczesał się ręką po włosach.
Liliana uśmiechnęła się i kiwnęła głową. Pokój był
utrzymany w porządku nie porównywalnym z pokojem pierwszego roku, gdzie
odnalezienie podłogi można by porównać do odkrycia Ameryki. Była ona zawalona
nie tylko przez niezliczone ilości książek, ubrań i przyborów szkolnych ( w tym
co najmniej dziesięciu zaginionych piór ), ale także dziwnych eliksirów,
przemyconych z zajęć tego przedmiotu, pierzem i futrem przeróżnych zwierząt, a
także wieloma innymi niezidentyfikowanymi rzeczami. Tu jedyne co leżało na podłodze
to kilka książek.
– Mogłabym pożyczyć miotłę
na weekend? – bez owijania w bawełnę spytała dziewczyna.
– Po co? – Tomek
zatrzymał się w pół kroku zaskoczony.
– Jeśli ci powiem to nie
uznasz, że to głupie, niebezpieczne i się nie zgadzasz? – spytała Liliana
podnosząc brew.
– Znając ciebie? Nawet
tylko dwa miesiące. Pewnie tak będzie – uśmiechnął się Tomek.
– No właśnie, więc może
nie pytaj „po co?”?
– Nie spisuj od razu na
straty, przynajmniej tyle powinienem cie nauczyć na treningach przez ten czas.
Może się zgodzę
– Wątpię.
– I tak nie dostaniesz
miotły jeśli mnie nie powiesz, wiec nie masz wyboru.
–
ChcęuciecnaWszystkichŚwiętych – wymruczała szybko Liliana.
– Możesz powtórzyć?
– I tak się nie zgodzisz.
– Musisz zaryzykować –
wyszczerzył się chłopak.
– Chcę uciec na
Wszystkich Świętych. Zadowolony? Marnuję czas, i tak się nie zgodzisz – Liliana zaplotła ręce i
zgarbiła się.
– Nie ma mowy. Nie możesz
łamać na każdym kroku regulaminu – chłopak również zaplótł ręce i pokręcił
głową.
– No widzisz. Wiedziałam,
że się nie zgodzisz. Tylko marnowałam czas – Liliana powoli odwróciła się
plecami do Tomka i zmierzała do drzwi.
Chłopak usiadł na łóżku i schował głowę w dłoniach.
Wiedział doskonale, że jeśli Liliana się uprze to i tak się wydostanie z zamku
i nic nie odwiedzie jej od tego planu. Z drugiej strony był Młodszym Opiekunem
Domu Feniksa* i powinien zapobiegać łamaniu regulaminu, a nie w tym pomagać. Do
czego może posunąć się Liliana, aby zrealizować cel? To pytanie krążyło po
głowie Tomka.
– Czekaj, pożyczę ci tę
miotłę, ale obiecaj, że będziesz uważać.
Liliana na te słowa uśmiechnęła się i podziękowała.
– Uspokój się już
dziewczyno i lepiej mi powiedz która koszula. Ta czy ta? – Lil widząc chłopaka,
który ma w dłoniach dwie identyczne ( przynajmniej według niej identyczne )
koszule, podniosła jedną brew.
– Myślę, że nie jestem
najlepszym doradcą w tych sprawach – roześmiała się – a czym się różnią te
koszule?
– Ta jest ciemno
granatowa, a ta jest granatowa – wyjaśnił z poważną miną, po czym machnął ręką
i dodał – zresztą, ty i tak nie zrozumiesz. W końcu ktoś, kto nie uważa mnie za
młodego boga, nie może mieć gustu.
– Sam się nie znasz. To
twoje fanki nie mają gustu – Liliana bardzo dorośle pokazała chłopakowi język.
– Powiedz to im, na pewno
się ucieszą – teraz oboje się roześmiali.
Jeszcze przez pewien czas rozmawiali, aż rozległo się
pukanie do drzwi. Dwójka zamarła. Tomek podszedł do drzwi i je otworzył.
W progu stała dziewczyna. Nawet ładna. Miała długie
blond włosy, które spływały po jej ramionach, jak złota rzeka, i tęczówki
koloru morza. Była bardzo opalona i w zestawieniu z jej oczyma i włosami
wyglądała bardzo ciekawie. Liliana nigdy jej nie widziała ani na korytarzu ani
w Salonie.
Widocznie Tomek właśnie z nią był umówiony. Z jednej
strony Liliana miała straszną ochotę by się roześmiać, a z drugiej przez nią
mógł stracić szansę na udane spotkanie.
– Ania! Witaj, ale przecież
zostało jeszcze pięć minut – Tomek założył lewą rękę, za kark. Liliana zauważyła,
że większość chłopaków, których zna robi tak w nieprzyjemnych dla nich
sytuacjach, a teraz zdecydowanie była taka. Owszem kapitan był gotowy, ale sam
fakt, że siedział w dormitorium z inną dziewczyną był delikatnie niezręczny.
Zwłaszcza, że złotowłosa właśnie zauważyła Lilianę, a ta nie wiedząc co zrobić
pomachała jej z głupim uśmiechem na twarzy.
– Kto to jest? –
dziewczyna próbowała mówić spokojnie i udawało jej się przez całe jedno zdanie,
potem już zaczęła krzyczeć ze wściekłości. – Dla twojej wiadomości: czekam na
ciebie od 20 minut jak idiotka przy schodach, a ty sobie siedzisz i rozmawiasz z
INNĄ! Jakąś pierwszaczką, która przyszła n ceremonie z rozwalonym nosem! Może
od dawna jesteście razem... – resztę krzyków Ani zagłuszył, choć nie do
końca wiadomo jak, śmiech Liliany, która na te słowa nie wytrzymała. Może to
nie był odpowiedni moment na śmiech, ale pierwszorocznej sam fakt bycia z kimś
w sensie pary był zabawny, a co dopiero z Tomkiem...
Oczywiście oczy chłopaka i Ani od razu zwróciły
się ku niej. Jej z niesmakiem i wściekłością, a Tomka z przerażeniem i
błaganiem, co jeszcze bardziej rozśmieszyło Lilianę. Zwijała się ze śmiechu, aż
w końcu spadła z łóżka i wylądowała na kamiennej posadzce.
– Z czego ona się tak
śmieje? – nagle ni stąd ni zowąd pojawili się chłopcy z pierwszego roku. Tomek
i Ania odskoczyli na boki z zaskoczeni nagłym pojawieniem się ich.
– Gdybym sam mógł to
wiedzieć – szepnął dość głośno Tomek, wywołując przy tym jeszcze większą
wściekłość Anny. Dziewczyna już chciała się odezwać, ale uprzedziła ją
Liliana.
– Bo on.. i ja.. –
wydusiła między wybuchami śmiechu. Teraz wszyscy, nawet Ania jakby trochę
mniej wściekła, spojrzeli najpierw po sobie, a potem znów na Lilianę wzrokiem
jakby straciła zmysły. Po dość długim czasie dziewczyna jednak opanowała się,
kiedy to nastąpiło podeszła do Ani.
– Wybacz mi, ten napad
śmiechu, ale na samą myśl, że mogłabym być z Tomkiem nie mogłam się
powstrzymać. On jest ostatnią.. nie jednak przed ostatnią, bo jest jeszcze Halt
– w tym momencie rozległo się „ej!”, ale pewnie jeszcze zanim wzrok Liliany, i
podniesiona brew, przeniosły się na chłopaka, sam zrozumiał co właśnie
powiedział. – Nie przyszedł tylko dlatego, że go zagadałam. Mówił, że się
śpieszy. Ja tylko potrzebowałam pożyczyć od niego coś. Nie wściekaj się na
niego. I jeszcze raz przepraszam za śmiech – Liliana szeroko się uśmiechnęła.
Pierwsza ciszę przerwał Dobry, oczywiście niezbyt
mądrym komentarzem.
– To dlatego tak się
śmiała!
– Przepraszam – mruknęła Anna
do Tomka, który chyba nadal trwał w szoku.
– Teraz mówisz, że nic
się nie stało i bierzesz ją za rękę i idziecie – podpowiedział mu Halt szeptem,
czyli tak, żeby usłyszeli go wszyscy na korytarzu.
– Nic się nie stało,
idziemy? – powtórzył jak zaklęty Tomek, wykonując dokładnie to co mu powiedział
Halt. Nadal był w szoku. Nawet w momencie, kiedy wszyscy Ania, Liliana i
chłopaki się roześmiali.
*
– Widzicie, pożyczył mi
tę miotłę – powiedziała Liliana, kiedy weszli do „centrum dowodzenia”, czyli dormitorium
chłopców.
– I co zamierzasz?
Przecież cię przyłapią!
– Przestań się martwić o
mnie, bo mnie nie przyłapią, a zacznij o was, bo musicie to zorganizować w
szkole.
– No to trzeba się tym
zająć – stwierdził Halt, wzdychając ostentacyjnie.
– Ale wiesz, że mamy na
to jeden dzień..
– ..I noc? – powiedzieli
bliźniacy.
– Wiem.
– Super! – naraz
bliźniacy przybili sobie piątkę.
Całą resztę dnia planowali, wymyślali, proponowali i
odrzucali kolejne pomysły i wzory. Potem przeciągnęło się na noc. Podłodze, która
była okryta kołdrą z papieru w przeróżnych formach. Od zwyczajnych, trochę
pogiętych przez kulki po samoloty. A doszło do tego w sposób następujący:
Koło drugiej w nocy Dobry ogłosił kapitulację swojego
mózgu i oświadczył, że nie ma zamiaru już nic wymyślać przez następne sześć
lat. Simus, Andrzej i Kuba po chwili go poparli. Dwadzieścia minut później Halt
też. Liliana leżała na tym całym syfie, który kiedyś, dokładnie 59 dni temu,
był podłogą, nad kartka z piórem w ręku. Nie ważne, że atrament już dawno
zasechł. Sama głowił się nad różnymi możliwościami, kiedy nagle „padnięci”
chłopcy wpadli na cudowny pomysł, aby urządzić papierową bitwę. Wtedy kartki,
we wszelkich postaciach, zaczęły latać nad jej głową. Cierpliwie to znosiła
przez całe dziesięć minut, potem rzuciła wszystko i dołączyła się do bitwy. W
końcu ile można siedzieć nad tym samemu? Nawet nie wiedzieli kiedy pogrążyli
się w otchłani snu.
31 października powitał ich zimnym powiewem, który
otworzył okno. Liliana i Andrzej zbudzili się natychmiast.
– Północny wiatr –
szepnęła uśmiechnięta dziewczyna.
„Brutalnie” obudzili resztę i zaczęli przygotowania. Chłopcy
poszli do biblioteki jeszcze poszukać zaklęć, a Liliana dokańczała
przygotowania do podróży. Kiedy już miała wychodzić dopadły ją wątpliwości:
gdzie wyląduje? Przecież nie może latać na miotle po centrum Gdańska! Nie była
też pewna, w która stronę ma w ogóle lecieć, bo gdzieś w tym bałaganie zgubiła
mapę, którą rysowała wczoraj. A może to co robi wcale nie jest dobre? Właściwie
jeszcze mogła się wycofać, jeszcze miała tak szansę. A jeśli ktoś zauważy, że
jej nie ma? Jeśli zostanie wyrzucona ze szkoły, która była spełnieniem jej
marzeń? Jeśli magia zniknie z jej życia na zawsze? Po czasie kiedy w końcu ją pozyskała?
Jednak mimo tych wszystkich obaw cichy głosik w jej głowie szeptał, że nie może
całej walki, którą stoczyła do tej pory cisnąć w kąt. Nie może jej zmarnować.
Skończy ją. I wygra.
W końcu przełamała swoje wątpliwości i poszła do
dormitorium chłopaków z piątego roku, gdzie czekała na nią miotła, która
powiezie ją do domu.
Kiedy weszła od razu zobaczyła pojazd stojący pod
ścianą, a obok jakieś zawiniątko z przyczepionym liścikiem skreślonym wyraźnym
równym pismem, które znała.
„Dla Visenny,
To może ci się przydać, więc
ciesz się, że Ania cię polubiła”
Zawiniątkiem była
jakaś dziwna śliska tkanina. Liliana rozwinęła ją i zarzuciła na siebie. Nie
sprawiała, że było jej jakoś szczególnie ciepło i Liliana nie miała pomysłu w
czym jest taka wyjątkowa. Przekonała się w momencie, kiedy spojrzała w dół, na
swoje nogi, a raczej miejsce, gdzie te nogi powinny być, bo aktualnie ziała tam
pustka. Dziewczyna zdjęła z siebie pelerynę, a części ciała wróciły na swoje
miejsce. Uśmiechnęła się pod nosem. Dopiero teraz zauważyła, że z drugiej
strony liścika też jest coś napisane.
„Trzymaj się rzeki”
Wszystkie
jej wątpliwości rozwiały się. Dzięki pelerynie nikt jej nie zauważy i już zna
zarys trasy. Nie mogło być lepiej. Wyleciała przez okno i okryła się peleryną
już w locie. Materiał był na tyle obszerny, że miotłę także zakrył. Szybko
odnalazła rzekę i poleciała wzdłuż niej.
Nietrudno było się domyśleć, w którą stronę ma się kierować, bo z jednej widać
było jej źródło. Jedyne co jej w tym momencie doskwierało to zimno, ale i to
nie było dużym problem, bo peleryna jednak nieźle przed nim chroniła. Liliana
nie przewidziała jednej rzeczy: droga z Naretu do Gdańska było długa. Trwała
ona aż 8 godzin. Przez ten czas Liliana zdążyła porządnie się zmęczyć i
zmarznąć.
Jej pierwszym przystankiem
był dom. Rodzice akurat chyba byli na spacerze. Liliana otworzyła okienko na
strychu i wczołgała się przez nie do domu. Miotłę zostawiła na strychu, a sama
przez dziurę w suficie dostała się do swojego pokoju. Tę drogę opanowała już jako
sześciolatka. Wspinała się po słupach, podpierających ganek, na dach i
wchodziła na strych, gdzie jedna z dziur była dokładnie nad jej materacem. Na
początku to była tylko droga wejścia, ale kiedy podrosła doskakiwała do wyrwy,
sufit w domu był bardzo niski (wszyscy jej znajomi śmiali się, że to dom dla
liliputów) i podciągała się.
Omiotła pokój
spojrzeniem, aż znalazła śpiwór i mundur. Wrzuciła obie rzeczy do plecaka i już
miała wychodzić, kiedy jej uwagę przykuły zdjęcia w salonie. Nie takie
zwyczajne tylko czarodziejskie, ruszające się fotografie. Byli na nich jej
rodzice, ona, a także jacyś ludzie, których nie znała. Była w szoku. Stała i
patrzyła się na fotografie. Oprzytomniała dopiero, kiedy usłyszała szczęk zamka
w drzwiach. Szybko wrzuciła plecak na strych, podskoczyła i podciągnęła się.
Kiedy upewniła się, że oboje jej rodzie są w domu cicho i delikatnie przeszła
po strychu wzięła miotłę i zarzuciła na siebie pelerynę, otworzyła okno i
wyleciała, jeszcze na koniec zamykając okienko. Następnym celem jej podróży był
cmentarz.
Kiedy wylądowała
na jego obrzeżach była wykończona, nawet nie mogła Myślec, ze jutro też będzie
musiała przebyć taką drogę. Skryła miotłę pod peleryną i ruszyła w stronę zwyczajowego
miejsca swojej drużyny, zresztą nawet jakby zmienili miejsce to i tak spokojnie
można by było trafić, bo rażąco pomarańczowa dycha** rzucała się w oczy.
– Hej – nieśmiało weszła do namiotu i podniosła rękę. Szczęście, że
Liliana nauczyła się już jako tako panować nad swoim metamorfizmem, bo znów jej
wygląd zmieniłby się. Nie widziała tych
ludzi od dwóch miesięcy i bała się, że może coś się zmieniło w ich nastawieniu
do niej. Jednak tak się nie stało.
Wszyscy obecni
spojrzeli na nią, a potem rzucili się ze słowami powitania. Przez długi czas
witała się jeszcze z każdym z osobna, a potem rozmawiali o tym co się działo w
Gdańsku. Potem ona opowiadała o niektórych rzeczach w szkole, aż w pewnym
momencie rozległ się krzyk.
– Liluś!
I rzuciła się na
nią Lena. Dziewczyny przytulały się i skakały z radości przez kilka minut.
– Jak długo zostajesz? – to pytanie padło pierwsze ze strony Leny.
– Do jutra, do południa – uśmiechnęła się Liliana.
– Przepraszam, ile kosztują te znicze? – dobiegło do nich pytanie
klienta, który wskazywał na tzw. znicze-kule. Liliana rzuciła okiem na platonkę
i podeszła do staruszka.
Tak minęła reszta
dnia, którego nie było wiele, bo Liliana dotarła na cmentarz dopiero po 16. Co
jakiś czas pojawiali się klienci, a przez resztę czasu harcerze siedzieli w
głębi namiotu i rozmawiali pijąc gorącą herbatę. Czasami Liliana z Leną
wychodziły, żeby spędzić we dwie trochę czasu. Rozmawiały o wszystkim i o
niczym, po prostu. Niby cały czas do siebie pisały, ale to nie było to samo co
rozmowa albo wspólny śpiew.
– ...Jejku, jejku no mówię wam jaki rejs za sobą mam...*** – któregoś razu
śpiewały chodząc w poszukiwaniu otwartego sklepu.
– O! Panie marynarze! – zawołał nagle za nimi jakiś dziwny człowiek i
zaczął biec w ich stronę. One spojrzały po sobie i zaczęły uciekać. Szybko
zgubiły owego mężczyznę, a kiedy dotarły do namiotu zdyszane, zaczęły się śmiać
w niebo głosy. Takie rzeczy przytrafiały się tylko im. Kiedy opowiedziały co się
stało reszcie, oni również zaczęli się śmiać.
– To teraz możecie przestać śpiewać publicznie – odezwał się jeden
chłopak. Co wywołało kolejny wybuch śmiechu.
W momencie, gdy
ściemniało się na dobre i była godzina bliska północy. Zasunęli poły namiotu i
zaczęli rozkładać karimaty i śpiwory.
Lena i Liliana
jeszcze sporo czasu szeptały między sobą, ale w końcu Morfeusz złapał je w swe
ramiona.
Następnego dnia
wstawali o 6, żeby rozłożyć stanowisko i posegregować platonik ze zniczami, a w
między czasie jedna osoba robiła herbatę.
Warty przy grobach
osób, które zginęły w wypadku trwały od 8 do 12. Co pół godziny zmieniali się.
Jedna para odpoczywała, reszta stała.
Był chłodny
pierwszy listopada i mimo że mundury były grube, jak na wodniackie przystało,
nie chroniły przed zimnem w takim stopniu jakby chcieli. Choć dziewczyny miały
gorzej, bo stały w spódnicach. Tak, to były te wyjątkowe okazje, kiedy można
było zobaczyć Lilianę w spódnicy.
Te dwa dni były
dla Liliany powrotem do dawnego życia. Wszystko było takie... zwyczajne. Nie
było magii w postaci tej, której uczyli w Narecie, jedynie ta, którą wytwarzają
więzy przyjaźni. Te dwa dni przypomniały Lilianie jak bardzo brakuje jej
szczepu i drużyny. Była rozerwana między światami, ale na razie miała jeszcze
czas, aby być tylko w jednym. Po wróci do Naretu, do świata, który ją przyjął
jako wyjątkową, ale czy to jest jej świat?
___________________________
* Młodszy Opiekun - funkcja nadawana w każdym Domu, dla uczniów wyróżniających się zachowaniem i wiedzą. Oczywiście pozytywnie.
**Rodzaj namiotu.
***Nie wiem, kiedy Porębski napisał tę szantę, ale bardzo ją lubię, więc ją umieściłam.
Powracam po ponad miesięcznej przerwie. Przepraszam, ale nie miałam do tego głowy. Ale przynajmniej rozdział jest tematyczny z racji święta, które będziemy obchodzić w tym tygodniu.
Część o "świeczce" jest historią prawdziwą. Oczywiście poza przemyśleniami Liliany i imion ;)
Mam nadzieję, że w listopadzie uda mi się wstawić dwa rozdziały. A w następnym czeka nas relacja z tego jak poradzą sobie chłopcy z przygotowaniami w szkole bez Liliany :D
Visenna, jeśli ktokolwiek tam jest i to czyta, niech wyrazi swoją opinię, proszę